Rolnicy poszkodowani przez suszę o dostaną 488 milionów złotych rządowej pomocy.Na najwięcej pieniędzy mogą liczyć plantatorzy owoców. Pomoc dla nich ma wynieść 800 złotych na hektar, a dla pozostałych upraw 400 zł na hektar. Na takie wsparcie mogą liczyć rolnicy, którzy są ubezpieczeni od co najmniej jednego ryzyka pogodowego. Na to zdecydowało się niewielu rolników. Dla pozostałych pomoc będzie niższa. Wnioski można składać do 30 września, od 10 października rozpoczną się wypłaty.


Zapis rozmowy Jacka Bańki z wojewodą małopolskim, Jerzym Millerem.

Od 10 września rolnicy dotknięci przez suszę mogą się ubiegać o pomoc. Ile gospodarstw w Małopolsce ta pomoc obejmie?

- Do wczoraj do urzędu wpłynęło 175 wniosków, przede wszystkim z Laskowej, Starego Sącza czy Łącka. Lista nie jest jednak zamknięta. Możliwe, że kolejne gospodarstwa będą się starały o pomoc.

 

Czyli trwa szacowanie strat?

- Tak. Prosimy, żeby rolnicy zgłosili się do 30 dni od poniesienia strat.

 

Przy okazji tej pomocy, przedstawiciele Solidarności podnosili kwestię, że większą pomoc otrzymają ci, którzy się ubezpieczyli. Ci bez ubezpieczenia dostaną mniej. Można wyciągnąć taki wniosek, że ktoś słabszy ekonomicznie dostaje mniej?

- Po pierwsze powinno być odwrotnie. Ten słabszy nie może ryzykować i powinien się ubezpieczyć. Jest prawo europejskie. Wszystkie zasiewy i uprawy rolnicy mają obowiązek ubezpieczać. Ci, którzy tego nie spełnili, mają ograniczone do 50% możliwości uzyskania pomocy w takich sytuacjach.

 

To taka forma zachęty, żeby następnym razem się ubezpieczyli?

- Skoro jest obowiązek a ktoś tego nie spełnia to nie można nad tym przejść do porządku dziennego.

 

Po tragedii w Kamionce Małej, poseł Mularczyk zbiera podpisy pod petycją ws. przywrócenia dyspozytorni pogotowia w Nowym Sączu. Petycja trafiła już do pana?

- Nie. Jestem zdumiony. Poseł Mularczyk znowu krytykuje dobre rozwiązanie. Ono przynosi dla tego obszaru Małopolski, który jest jego obszarem wyborczym, korzystne zmiany. Dobrze by było, żeby nie robił krzywdy mieszkańcom.

 

Pomyłka jednak miała miejsce.

- Człowiek się myli. Każdy z nas może sobie przypomnieć takie sytuacje. Od tego jest technika, żeby człowiekowi pomogła. Kiedyś ludzie się nie mylili? Jeszcze częściej, ale ludzie o tym nie wiedzieli. Dzisiaj wszystko jest zarejestrowane i się odtwarza co kto powiedział. Dochodzimy do przekonania, że była pomyłka. Nie ma problemu dyspozytorni. Na mapie był punkt. To była po prostu pomyłka człowieka. Należy mu dzisiaj współczuć, bo on żyje ze świadomością, że mógł się nie pomylić. Jak mówimy o pogotowiu to nie wiem czy pan wie, ale zaczęliśmy konsultacje o uruchomieniu kolejnych 5 punktów stacjonowania karetek. Nie byłoby tego bez naszych zmian. Na początku zastanawialiśmy się czy we wszystkich powiatach ta usługa jest świadczona efektywnie. Potem przeszliśmy na gminy. Teraz mówimy o miejscowościach. Dlaczego? Wiemy jak długo jedzie karetka i skąd wyjeżdża. Od wczoraj jest proces opiniowania tego przez samorządy. Karetka będzie w Piwnicznej Zdroju, Zawoi, Ochotnicy Dolnej. 16 godzin karetki będą w Mszanie i Sułkowicach.

 

Poseł Mularczyk mówi, że to ryzyko pomyłki minimalizujemy tworząc jeszcze jedną dyspozytornię z człowiekiem z regionu, która rozróżni takie miejscowości. Rozważa pan przywrócenie dyspozytorni w Nowym Sączu?

- Absolutnie nie. Wszyscy wiedzą, że im więcej dyspozytorni, tym więcej kłopotów. W czasie dyskusji w Sejmie poseł opozycji przyznał, że wreszcie na granicy powiatów nie ma problemu która karetka ma jechać. Telefon nie rozróżnia granicy powiatów, łączy z najbliższym punktem. Numer 112 odzywał się w Myślenicach a nie w Krakowie, mimo że dotyczył zdarzenia w powiecie krakowskim. Tego problemu nie ma. Jak na autostradzie zderzą się 3 samochody i ma przyjechać 5 karetek to nie jadą z jednego miejsca. Nie róbmy ludziom krzywdy.

 

Do ŚDM został rok. Jak pytamy o podział obowiązków i koszty to nikt nie potrafi odpowiedzieć. O co chodzi?

- Podział ról jest klarowny. Kościół zaprasza na spotkania religijne. Polska zaprasza gości, którzy chcą zobaczyć jak się żyje w Polsce, żeby wyjechać z przekonaniem, że to dobrze zorganizowany kraj, albo odwrotnie.

 

Nikt nie potrafi określić wstępnych kosztów.

- Wszystkie miejsca spotkań religijnych przygotowuje Kościół. On nie odpowiada za transport. Przyjeżdża się do Krakowa. Zatem będą dodatkowe pociągi, samoloty, autobusy czy tramwaje. Normalnie płaci się za bilet. Nie chodzi o pieniądze, ale o logistykę. Chodzi o miejsce dla kilkunastu tysięcy autobusów. To przygotowanie pól namiotowych i tak dalej. Jest podział. Pomoc finansowa będzie, ale nie duża. Niektóre obowiązki są na styku. Jak mówimy o Błoniach to poza ceremonią religijną, to będzie miejsce spotkań tych ludzi, którzy na Rynku się nie zmieszczą.

 

Kiedy konkrety?

- Ja się włączyłem w to w kwietniu. Spotkania robocze są do wakacji. Do końca września są dokumenty.

 

Firma TATA zdecydowała, że duża inwestycja będzie na Słowacji a nie w Nowej Hucie. Pan patronuje tym przekształceniom terenów poprzemysłowych. Okazuje się, że to nie są atrakcyjne tereny.

- Odwrotnie. TATA nie chciał być nigdy w Hucie. Nie było takie propozycji.

 

Jest ktoś zainteresowany?

- Jest wielu. Dlatego, że mamy naukowców i intelekt. Tego się szuka. Nie gruntu, ale głowy. Tego w Krakowie nie brakuje. W Hucie jest nowe otwarcie na łączenie gospodarki z potencjałem akademickim, żeby przejść do fazy innowacyjnej gospodarki.

 

To w sferze deklaratywnej?

- Nie. To konkrety. To uczelnie, firmy, które reprezentują skarb państwa. O pomysłach mówiliśmy 1,5 roku temu.

 

Czyli?

- Mamy 3 uczelnie - UR, AGH i Politechnikę, które zawiązują ze skarbem państwa spółkę. Oni będą ściągać partnerów biznesowych, żeby tworzyli tutaj nową jakość. Składanie samochodów też jest dobrym biznesem, ale dalej od Krakowa.