Zapis rozmowy Marty Szostkiewicz z socjologiem z UJ, Jarosławem Flisem.
PiS wysłał taki sygnał, że zamierza zmienić ordynację wyborczą do Sejmu. Pan bez entuzjazmu się wypowiadał wielokrotnie o tej ordynacji, którą teraz mamy. To będzie dobra zmiana?
- Jest szansa, że to będzie dobra zmiana. To o tyle zabawne, że podobne postulaty zgłaszała przez lata PO. Do zmiany nigdy nie doszło. Ten kierunek zmian jest teraz najczęstszy na świecie. To próba połączenia zalet okręgów jednomandatowych z proporcjonalnym podziałem mandatów w szerszej skali. Małe ugrupowania nie muszą się obawiać o swoje istnienie, ale też głos oddany w każdej części kraju liczy się tak samo. Nie ma podziału kraju na okręgi bezpieczne, frontowe i beznadziejne. Nie jest tak, że opłaca się prowadzić kampanię tylko w wąskim pasie, gdzie rozstrzygają się losy a w miejscach, gdzie wyniki są znane od 100 lat, nikt nie prowadzi kampanii. Zwycięzcy wiedzą, że wygrają a przegrani wiedzą, że nie mają szans.
W Polsce nigdy nie było ordynacji większościowej do Sejmu. To ma znaczenie, że jest tradycja, iż ordynacja w wyborach do Sejmu była proporcjonalna?
- Ta ordynacja dalej jest proporcjonalna. Chodzi tylko o inny sposób rozdzielenia posłów w obrębie ugrupowania. To jest kluczowe. Jakbyśmy przeliczyli za pomocą ordynacji niemieckiej polskie wyniki to byłyby to wyniki bardziej proporcjonalne niż to co mamy teraz. Jak ona jest proporcjonalna i zgodna z konstytucją, zatem to co jest w Niemczech jest bardziej zgodne z naszą konstytucją niż to co mamy w tej chwili.
Czyli zarzut, że konstytucja dokładnie mówi, iż wybory są proporcjonalne, nie będzie problemem? Nie będzie problemu, że będzie trzeba zmienić konstytucję jeśli połowę posłów będzie się wybierać według systemu większościowego?
- W moim przekonaniu nie. Opinie prawników są zależne od sympatii politycznych. Jak siły polityczne uznają, że im to zagraża, podniosą się głosy o problemie.
Komu będzie służyć ta zmiana?
- Powinna służyć wszystkim. Pytanie w jakiej skali będzie się rozliczać mandaty między partie. To pytanie kluczowe. Jeśli by się to zliczało w skali kraju na zasadzie prostej proporcji czy województw to byłoby to korzystne dla małych partii. Stąd wydaje mi się, że to nie zostanie przyjęte przez duże partie, bo po co mają sobie szkodzić? Wydaje się, że najbardziej prawdopodobne jest pozostawienie obecnych okręgów i rozliczanie partii w tych okręgach. Może być jedynie zmiana sposobu rozliczania mandatów w obrębie samej partii. To kluczowe dla partii. Teraz dla każdego kandydata jego przeciwnikiem w kampanii jest kolega z listy. Kandydaci troszczą się o swój wynik a nie o wynik partii. Na wynik partii nie mają wpływu. Rywalizują o ten sam elektorat, szczególnie z jedynką, bo jej jest najłatwiej odebrać głosy. Jej też specjalnie nie zależy, bo mandat ma pewny. To fatalna konfiguracja dla życia w partii. Na tym tracą wyborcy z powiatów ziemskich. Oni rzadziej głosują na osoby, które potem zdobywają mandat.
To może mieć znaczenie dla frekwencji? Frekwencja wyborcza w Polsce nie jest zachwycająca. Ta zmiana wpłynie na zwiększenie frekwencji, bo głos wyborcy będzie się bardziej liczył? Czy jednak wprowadzi zamieszanie, bo zniechęci ludzi do pójścia do wyborów, gdyż będą się musieli nauczyć nowego systemu?
- Z ordynacją jest jak z zegarkiem. Nikt z nas w nie wnika co jest w środku. Ważne, żeby wskazówki były czytelne a cyferblat jasny. Najprostszym zegarkiem jest zegar słoneczny, ale nikt z nas go nie stosuje, bo ma wady. One wykluczają jego użyteczność. Podobnie warto traktować system. Czy jest czytelny? Tak. Głosuje się prościej. Pewne reguły są naturalne. Ten kto jest najlepszy w okręgu – wygrywa. Pozostałe reguły są znane z dotychczasowej ordynacji. W skali okręgu sumujemy głosy, dzielimy mandaty proporcjonalnie i tyle. Jest jeden trik. Mandaty, które zdobywa się bezpośrednio, są wliczane w te, które się należą z proporcji.
Dlaczego w takim razie PO i pewnie Nowoczesna nie będą zachwycone tymi zmianami i podejrzewają, że chodzi o wzmocnienie siły PiS i zabetonowanie sceny na wiele lat?
- PiS podważyło swoją wiarygodność w oczach opozycji. Oni dmuchają na zimne. Ja w tym systemie nie widzę bonusu dla PiS. Wydaje mi się prawdopodobne doprowadzenie do takiego stanu, gdzie relacje między partiami będą dokładnie takie jak do tej pory. Wszystkim partiom powinno zależeć na uzdrowieniu relacji wewnątrz, przy zostawieniu w spokoju relacji między partiami. Te są dobre. Mało jest na świecie systemów, które dałyby wygranemu większą nagrodę niż tą, którą dostał PiS w tych wyborach. Ewentualne podrasowanie dla zwycięzcy wyborów byłoby związane z kolosalnym ryzykiem. To może zadziałać w drugą stronę. Wymagałoby to też wprowadzenia ordynacji brytyjskiej. Ona, przy dobrym skrojeniu granic okręgów, może dać większy bonus wygranemu niż obecna ordynacja. Tyle, że ona jest nie do przeprowadzenia przez parlament. Nawet jakby PiS miało 20 dodatkowych mandatów to zyskałoby je gdzie indziej. 1/3 obecnego klubu PiS straciłaby szansę na mandat, na czele z sekretarzem generalnym Joachimem Brudzińskim, bo szansa na to, że PiS wygra w którymś z okręgów w Szczecinie, przy racjonalnej strategii drugiej strony, jest iluzoryczna.
Z konstytucją nie miałoby to zbyt wiele wspólnego?
- Tak, to by wymagało zablokowania konstytucji. Pytanie kto by to zrobił? Jak przekonać 80 posłów PiS, żeby zagłosowali za swoją wcześniejszą emeryturą. Takie rzeczy się zdarzają. W Australii w ten sposób zlikwidowano Senat, że w pakiecie była dożywotnia emerytura dla wszystkich urzędujących senatorów. Można to sobie wyobrazić. Szanse na wprowadzenie ordynacji brytyjskiej pojawiłyby się wtedy, gdyby w Sejmie znalazłaby się większość politycznych samobójców.