Półki z książkami pod sam sufit – ponad cztery metry wysokości. Drewniane, solidne regały. Te na samym szczycie książki oprawione w szary papier. Żeby dotrzeć do tych książek specjalna drabina. Ale co najważniejsze zaplecze, do którego nie każdy miał wstęp. Ale jeśli już miał, to znaczy, że był osobą bardzo zaufaną, zaprzyjaźnioną i znaczącą w Krakowie. W każdym razie na pewno był to miłośnik książek. Bo na tym zapleczu spotykała się śmietanka naukowo-towarzysko-literacko-artystyczna Krakowa.
Czym tak naprawdę był i jest antykwariat? Bo to jest miejsce niezwykłe. To nie jest po prostu księgarnia, do której się przychodzi, kupuje książki i wychodzi. To jest osobny świat.
Faktycznie jest to miejsce szczególne. Już sam asortyment do sprzedaży, jak się mówi dosyć trywialnie, czyli książka nie jest byle jakim asortymentem. To są to przedmioty szczególne. Do antykwariatu z reguły przychodzą osoby, które poszukują konkretnego tytułu, ale również, i ci są szczególnie zauważani i cenieni, bibliofile. Bibliofile w obecnych czasach może to już nie jest najbardziej modna pasja, niemniej jednak są osoby, które gromadzą książki. A czy to pierwsze wydania, czy książki z dedykacją, specjalne oprawy. Każdy z jakiegoś powodu książką się interesuje. I to są rzeczywiście klienci szczególnie cenieni.
O takich klientach się pamięta, często się im odkłada rzeczy, które ich może zainteresować. A wtedy takie spotkanie jest podwójnie sympatyczne i cenne.
I ci bibliofile to są właśnie takie niesamowite osoby, które czasem miesiącami albo latami potrafią „polować” na jakąś książkę.
Bezwzględnie ma Pani rację, tak jest, tak. Wielokrotnie obserwowaliśmy klientów, którzy po prostu z drżeniem rąk brali konkretną książkę do ręki, że właśnie polowali na nią, szukali jej kilkadziesiąt lat na przykład. Dlatego w antykwariacie nie ma książek zbędnych.
One muszą tam faktycznie leżeć nawet latami i czekać na swojego klienta, na swojego amatora.
I tutaj coś, co jest przeciwne temu, co w tej chwili się w księgarniach dzieje, czyli te książki w antykwariatach niekoniecznie nas bombardują urodą, kolorem, jakimś wyszukanym papierem, twardą okładką. Czasem książka zupełnie niepozorna jest tym białym krukiem.
To właśnie ta rzadkość książki nie zawsze polega na jej wyglądzie. Najczęściej specjalne jakieś, czy tytuły, mogą być właśnie nawet i zniszczone, nawet i z jakimiś brakami. Ale ze względu na jej rzadkość na przykład, są specjalnie poszukiwane.
Rozmawiamy o Pani stryju, o panu Stefanie Kamińskim. 101 lat temu przywędrował do Krakowa z Podlasia. Jak to się wydarzyło, że człowiek, który przyjechał z Podlasia i który nie przyznawał się nigdy do jakiegoś szczególnego wykształcenia, stał się takim zwornikiem życia kulturalnego Krakowa tworząc i księgarnię, i wydawnictwo, i działalność konspiracyjną, i antykwariat, i wypożyczalnię. Skąd się to wzięło i jak tutaj dotarł?
Jako 16-letni chłopak pojechał ze wsi, gdzie się urodził, z Obrydk, do Sejn i tam pracował w księgarni swojej siostry i szwagra Janiny i Feliksa Nawrockich. Po trzech latach Stefan Kamiński postanowił wyruszyć w świat. I to jest zupełny przypadek, że się znalazł w Krakowie. Jak ja tu przyjechałam na studia, to stryj czekał na mnie na dworcu. A Stefan Kamiński przyjechał kompletnie sam.
Przyjeżdżając do Krakowa nie wiedział, że to będzie księgarzem?
Absolutnie nie wiedział. Trafił do księgarni Jagiellońskiej przy ulicy Wiślnej. Krótko tam pracował i znowu przeniósł się do Księgarni Towarzystwa Szkoły Ludowej przy świętej Anny, kolejne miejsce to księgarnia przy ulicy Podwale. Tam już był do wybuchu wojny.
Najpierw to była tylko księgarnia, następnie stworzył dział antykwaryczny. I to się okazało właśnie strzałem w dziesiątkę. Ta książka antykwaryczna cieszyła się nawet większym zainteresowaniem niż potem, niż po wojnie. Również w trzydziestym trzecim roku stryj podjął działalność wydawniczą, która w zasadzie była takim najbardziej ukochanym jego dzieckiem.
Wypożyczalnia książek urodziła się tuż po wybuchu wojny. Stryj uznał, że czym ludzie mają się zajmować. Po pierwsze jest godzina policyjna, po drugie musieli oddać radia, po trzecie, życie towarzyskie wyglądało skromnie. I on wpadł na pomysł znakomity utworzenia wypożyczalni książek.
Ale ten pomysł na wypożyczalni książek to właściwie w czasie wojny zapoczątkował jeszcze inną działalność stryja, bo to była taka przykrywka do działalności konspiracyjnej.
Po wojnie stryj prowadził i księgarnię, i antykwariat, i wypożyczalnię książek, ale to nie było oczywiste, że Pani tam się znajdzie i swoje życie z tym miejscem zwiąże.
Absolutnie nie. Przyjechałam na studia, maturę zdawałam w Ełku.
W Ełku mój ojciec założył pierwszą polską księgarnię po wojnie. Już w antykwariacie pomagałam Stryjowi, ale byłam tylko do pisania rachunków, do pakowania paczek, do wysyłania paczek na poczcie. Zaczynać trzeba jednak od podstaw. Stryj mnie do niczego nie zachęcał, tylko mnie obserwował. Ale rzeczywiście nauka zawodu nie jest łatwa w antykwariacie, bo to nie ma żadnego specjalnych studiów. To jest tylko praktyka, to są lata praktyki.
To już był lokal przy św. Jana w Krakowie?
Po wojnie w pewnym momencie stryj z Podwala przeniósł się do lokalu przy św. Jana. To była dawna księgarnia Gieszczykiewicza. Pamiętam, przyszedł pan i tak się rozglądał po naszej firmie, rozglądał, potem pyta, czy może zajrzeć na zaplecze. „Proszę pani, tu stał fortepian i jak ktoś kupował nuty, to pytał, czy może je przegrać”. To jest o tyle ważne, że wystrój do tej pory jest sprzed pierwszej wojny. Tam było kręcone parę scen do filmu „Miłość na dworcu podziemnym” według Jerzego Pilcha z Wojciechem Malajkatem w roli głównej.
Stare książki pachną inaczej?
To jest zupełnie inny świat.
POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY