Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Januszem Majcherkiem, socjologiem i filozofem z Akademii WSB.
Po 10 latach hegemonii PiS wybory wygrywa KO. Przede wszystkim słabością swoich koalicjantów?
- Też, ale przede wszystkim jednak frekwencją. Ona była niska. Najwięcej decyzyjności mieli ci, którzy poszli, czyli żelazne elektoraty. Ten wynik to rezultat mobilizacji proeuropejskiego elektoratu. Była tu polaryzacja wokół tematyki europejskiej – proeuropejscy i antyeuropejscy. Proeuropejscy nieco bardziej się zmobilizowali.
Widzieliśmy kanibalizm. Pokazują to wyniki Trzeciej Drogi i Lewicy.
- Pewnie tak. Tu by trzeba było mieć wyniki przepływu elektoratu. To może być po prostu wynik tego, że letni, niezdeterminowany elektorat Trzeciej Drogi został w domu. Elektorat KO był bardziej zdeterminowany, wziął udział i przesądził o pierwszym miejscu dla KO.
Jest efekt 15 października, czy niespecjalne? Sumaryczny wynik koalicji rządowej jest mniej więcej taki, jak jesienią ubiegłego roku.
- Tak. Od dawna jest taka stabilizacja. Rozkład sił w polskiej polityce jest od kilku lat stabilny, z pewnymi odchyleniami. One powodują, że od 15 października rządzi ktoś inny niż Zjednoczona Prawica. Także w tych wyborach różnica między KO i PiS to niecały 1 punkt procentowy. To remisy ze wskazaniem, ale to wystarczy. KO ma nieco lepszy wynik i obsadzi więcej miejsc w Parlamencie Europejskim. To wpłynie też na układ sił wewnątrz kolacji rządzącej w Polsce. Osłabnięcie Trzeciej Drogi i Lewicy świadczy, że te ugrupowania będą mniej znaczyć w Polsce.
Jakby takim wynikiem zakończyły się wybory parlamentarne, kto wie, czy większości by nie miał PiS z Konfederacją.
- Tak. To takie wahania o niedużej amplitudzie. Nie jest przesądzone, jakie będą kolejne wyniki. Jednak pamiętajmy, że najbliższe wybory za kilkanaście miesięcy. Będą to wybory prezydenckie. Kolejne wybory na jakieś listy dopiero za kilka lat.
Jak to się dzieje? Był Fundusz Sprawiedliwości, Red is Bad, afera wizowa, wybory kopertowe i nic. Poparcie dla PiS zostaje, jakie było.
- Żelazny elektorat jest niewzruszony. Przy takiej mobilizacji, te ponad 30% ma PiS zagwarantowane. Trzeba brać pod uwagę, że przy niskiej frekwencji polaryzacja sprzyja dwóm głównym ugrupowaniom: KO i PiS. Te ugrupowania mają prawie ¾ wszystkich głosów. Skurczył się obszar możliwy dla Trzeciej Drogi i innych partii spoza duopolu. Oni na tym robią kampanię, ale to nie jest skuteczne.
Na stosunkowo niskiej frekwencji korzysta też Konfederacja...
- Tak. Zwłaszcza w tych wyborach. Od początku mówiliśmy, że to korzystne wybory dla Konfederacji. Tu jest polaryzacja wokół spraw europejskich. Antyeuropejczycy mieli Konfederację i zagłosowali. To trend europejski. Rosną w siłę ugrupowania radykalnie prawicowe. Konfederacja będzie miała w PE kolegów z innych krajów.
W Krakowie zaskoczenie. Lider Konrad Berkowicz został zdetronizowany przez Grzegorza Brauna, który zdobył mandat.
- To krępujące. Grzegorz Braun to postać kontrowersyjna. To oględne określenie. Zadziałały w tych wyborach jednak takie mechanizmy celebryckie. Mandaty dostali ludzie, którzy się pojawiali w TV, mediach. Bez znaczenia na kontekst. Zdemolowali salę sejmową, byli skazani prawomocnymi wyrokami, kradli, oszukiwali... Wystarczy się pokazywać, żeby zostać zapamiętanym. Czy to było dla beki? Takie interpretacje też słyszałem, że głosuje się na Brauna dla hecy. Kiedy przyjechał na Podhale i zgromadził tłumy, byli to chętni do zobaczenia tego dziwaka, memicznego polityka. Może częściowo taki efekt zadziałał. To przynosi wynik jednak wstydliwy. Wyślemy do PE człowieka, który w polskim parlamencie odpalał gaśnicę, a ostatnio wsławił się tym, że z Kopca Kościuszki zdarł flagę ukraińską…
Są jednak wyjątki. Jacek Kurski bez mandatu. Zdobył bodaj piąty lub szósty wynik w swoim okręgu. Wojciech Kolarski, wspierany przez prezydenta Dudę, też bez mandatu.
- Wojciech Kolarski nie jest powszechnie rozpoznawalny. To urzędnik z Kancelarii Prezydenta, gorliwie popierany przez swojego zwierzchnika. Prezydent głosował w Wielkopolsce, żeby tam zaznaczyć to poparcie. Tej postaci jednak nie ma na ściankach.
Ale Jacek Kurski już tak.
- To ciekawe. Rozmaite sondaże pokazywały, że ta postać jest nawet wśród elektoratu PiS uważana za nazbyt kontrowersyjną. Jego ekscesy nawet tam budzą dezaprobatę. On przekroczył pewną granicę.
Braun też...
- Właśnie. On chyba jest pod tym względem znacznie dalej. To jednak inna lista, inny elektorat.
Przed wyborami nie brakowało tez, że to koniec UE, jaką znamy. We Francji wygrywa Front Narodowy, Macron rozwiązuje Zgromadzenie Narodowe. W Austrii – Partia Wolności. W Niemczech – AfD z drugim wynikiem, we Włoszech triumfują Bracia Włosi. Co słychać w Europie?
- Rosną w siłę ugrupowania skrajnie prawicowe, ugrupowania nacjonalistyczne, antyintegracyjne. Oni chcą wrócić do polityki interesów narodowych, które mają pierwszeństwo. Trzeba powiedzieć, że triumf Donalda Tuska przełoży się na jego pozycję w UE. Jak te ugrupowania słabną, sukces w Polsce – kraju, który wysyła wielu ludzi do PE – zostanie odnotowany. Francja słabnie jako lokomotywa europejska, pozycja Donalda Tuska się wzmacnia. Oś Warszawa-Berlin może być wiodąca. Jakby Donald Tusk się aktywnie zaangażował, co jest wątpliwe, bo jest tutaj premierem…. Ale jakby chciał się przez pośredników – mam na myśli ministra Sikorskiego – zaangażować silniej w politykę europejską, Polska mogłaby w tym przyszłym Parlamencie, Komisji odgrywać o wiele znaczniejszą rolę niż dotychczas. W Polsce wygrało ugrupowanie proeuropejskie jednak.
Myśli pan, że Europejczycy znowu uwierzyli, że lepiej z takimi problemami jak demografia, polityka klimatyczna i migracja sprawniej poradzą sobie państwa narodowe, a nie Wspólnota Europejska?
- Tu grają rolę czynniki psychologiczne, mentalne. Generalnie natura ludzka jest homofilna. Jest skłonna do trzymania ze swoimi, nieotwierania się na obcych. Ludzie lubią mieszkać wśród ludzi podobnych. Żeby się zgodzić na sąsiedztwo kogoś o odmiennym pochodzeniu, kolorze skóry, trzeba pewnego wysiłku. Ludzie mają taką skłonność. To uniwersalna cecha ludzkiej natury, która tu się tak przejawia. Nie chcemy obcych, przybyszy z innego kręgu kulturowego. Czasem nawet nie chcemy wschodnich Europejczyków. W Holandii antyimigrancka kampania jest antypolska.