Janusz Chabior był gościem audycji "Przed hejnałem". 

 

Sylwia Paszkowska: Znajdujemy się na planie krótkometrażowego filmu "Hycel" z panem w roli tytułowej. Co to jest za historia?
 

Janusz Chabior: W kilku słowach i bez finału: to historia samotnego człowieka, który w pewnym momencie swojego życia spotyka psa, a ten zmienia jego losy.
 

Sylwia Paszkowska: To taka historia o panu.
 

Janusz Chabior: Nawiązuje pani do mojego psa Batmana, tak?
 

Sylwia Paszkowska: Tak. Jak to się stało, że ten pies trafił do pana?
 

Janusz Chabior: Znalazł się w zasięgu mojego wzroku z powodu filmu. Miałem zagrać człowieka, który, w dużym skrócie, siedzi na dachu i rozmawia z psem. Produkcja dała mi takiego psa, który nie do końca chciał ze mną współpracować, więc pojechałem do schroniska na własną rękę, by poszukać takiego psa, który dobrze ze mną zagra. W schronisku zaproponowano mi kilka psów, ale tylko jeden był wyjątkowy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. To był właśnie Batman. Przyjechałem z nim na plan. Jak się później okazało, zagrał świetnie. Później przyszedł czas końca zdjęć, ale ja nie miałem serca, by z powrotem oddać go do schroniska. Powiedziałem mu, że życie ze mną nie jest łatwe, wykonuję trudny zawód, jestem wciąż w rozjazdach i ostrzegłem go, że będzie musiał podróżować ze mną. W trakcie tej mojej przemowy on zasnął, a ja zrozumiałem, że zaakceptował warunki. Razem jesteśmy już ponad pięć lat.

Sylwia Paszkowska: Batman towarzyszy panu na planie prawie wszystkich filmów i grywa, często widać go w różnych produkcjach, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że to tak naprawdę pana pies.

Janusz Chabior: Trochę po znajomości, ale tak to prawda. Z tym, że to naprawdę zdolny pies, a dziś już chyba najbardziej znany psi aktor w Polsce. Ma talent, co tu dużo gadać.

Sylwia Paszkowska: Ale nie jest takim psem o urodzie hollywoodzkiej.

Janusz Chabior: To prawda, jest specyficzny, ja czasem mówię, że to taka nietypowa rasa: trójnóg weimarski.

Sylwia Paszkowska: Wróćmy do filmu "Hycel". To historia człowieka, który odcina się od ludzi i pod wpływem psa zmienia się. Pan też zmienił się pod wpływem Batmana?

Janusz Chabior: Tak, zawsze kiedy u boku człowieka pojawia się zwierzę, zaczynamy inaczej patrzeć na rzeczywistość. Spotkanie Batmana wiele zmieniło w moim życiu. Nasze życie jest etapowe, zmienia się. Niektórzy mówią, że nowe etapy pojawiają się mniej więcej co siedem lat. Ja dokładnie wiem, kiedy w moim życiu pojawia się jakiś nowy etap. A razem raźniej iść przez życie. Mówi się, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Ja się pod tym podpisuję dwoma rękami.

Sylwia Paszkowska: Pan specjalizuje się w graniu takich typów spod ciemnej gwiazdy, którzy mają jednak w sobie coś takiego, że nie da się ich nie lubić. Jak pan to robi?

Janusz Chabior: Nie robię tego specjalnie, być może natura mnie obdarzyła w taki sposób, dała taką a nie inną fizjonomię, dobre wnętrza i powstała taka ciekawa mieszanka.

Sylwia Paszkowska: Niedawno zakończyła się emisja serialu "Służby specjalne", był też pełnometrażowy film pod tym samym tytułem. Tam gra pan straszną postać, tak naprawdę mordercę, ale on jest tak sympatyczny, że widz trzyma jego stronę.

Janusz Chabior: To nowocześnie skonstruowana postać: człowiek, który jest zły, a widz podąża za nim, lubi go, kibicuje mu. Być może jest to związane z tym, że każdy z nas jest trochę zły, trochę dobry i widząc podobnego bohatera na ekranie, utożsamia się z nim. Marian Bońka, bohater "Służb specjalnych" jest dobrym, kochającym ojcem, martwi się o swoją rodzinę, ale wykonuje pracę, która wiąże się z tzw. mokrą robotą, do tego jeszcze zachorował i zaczął szukać swojej duchowej ścieżki, rozmawiając o tym z księdzem, którego szantażuje. Świetny materiał do zagrania. Dla aktora to jest frajda.

Sylwia Paszkowska: Na ile dialogi w tym serialu pochodzą ze scenariusza, a na ile mógł sobie pan pozwolić na ingerencję, bo wydaje się, że te teksty bardzo pasują do pana.

Janusz Chabior: Zacznę od tego, że Patryk Vega napisał bardzo dobry scenariusz, nie trzeba było długo przy nim grzebać, ale oczywiście każdy aktor pozwala sobie na symboliczne zmiany, korekty. Razem stworzyliśmy taką postać, której granie sprawiało mi dużo radości. Na początku chciałem, by ten agent był elegancki, ale Patryk Vega przekonywał mnie, że kostium, który mi przygotowano, skóra, spodnie będą lepiej pasować, no i rzeczywiście założyłem strój i poszedłem w Warszawę, jeździłem metrem i faktycznie nikt mnie nie rozpoznawał, wtopiłem się w tłum. Tak z aktorami bywa, że czasem trzeba ich trochę przekonywać. Taki strój wygenerował pewien styl mówienia, język potoczny język ulicy, przekleństwa. To wszystko połączone razem okazało się być autentyczne.

Sylwia Paszkowska: Moja ulubiona scena z serialu to ta, w której pana bohater rozmawia z lekarką, graną przez Agatę Kuleszę. Bońka dowiaduje się, że ma raka. Mówi wtedy tak: będę walczył z draniem, moim wrogiem.

Janusz Chabior: On powiedział to dosadniej, pewnie to pani wytnie, ale powiedział: "Zajebię zgreda".

Sylwia Paszkowska: Do tej pory grane przez pana postaci to postaci z drugiego, a nawet trzeciego planu, ale mimo to potrafi pan skraść cały film. Robi pan to z premedytacją?

Janusz Chabior: Teraz już się zarumieniłem. Zawsze kiedy dostaję rolę, nieważne jaką, daję z siebie wszystko.

Sylwia Paszkowska: Jak to jest kiedy z cienia wychodzi się w wieku dojrzałym? Patrząc na polskie aktorki, to po czterdziestce niewiele z nich ma szansę się przebić.

Janusz Chabior: Ja nigdy nie miałem parcia, by znaleźć się na pierwszym planie, czy to w kinie, czy w teatrze. Przyjmowałem z pokorą to, co działo się wokół mnie, bo wierzę, że jeśli tak bardzo chcemy coś osiągnąć, to wszystko może się zawalić. W pewnym momencie życia naturalnie zaczęły się pojawiać większe propozycje, większe role. Wierzę w etapowość życia. Na wszystko przychodzi czas.

Sylwia Paszkowska: A jakie plany teraz?

Janusz Chabior: W maju pojawię się na planie filmu "Wołyń" w reżyserii Smarzowskiego.

Sylwia Paszkowska: To pewnie znowu będzie pan kanalią.

Janusz Chabior: Zadziwię panią. Księdza będę grał. Dobrego księdza.