Zapis rozmowy Sławomira Wrony z burmistrzem Muszyny, Janem Golbą.

Według szacunków Związku Miast Polskich podwyżka cen prądu w przyszłym roku może wynieść nawet 360%. Ma to dotyczyć samorządów. Co to oznacza dla samorządów i mieszkańców polskich miast?

- To potężne wyzwanie przed samorządami. Dochody spadają. Nie tylko dochody własne gminy, czyli podatek od nieruchomości, opłata uzdrowiskowa, podatek leśny. Także spada udział w PIT. Spadną zatem nasze dochody. Zapowiada się jakieś formy wyrównania, ale nie wiemy, jak one będą wyglądały.

Formą wyrównania jest program Polski Ład i pieniądze na inwestycje.

- To nie rozwiązuje problemu. Nam potrzeba pieniędzy na bieżące funkcjonowanie. Zaraz nie będzie środków na szkoły, przedszkola, biblioteki, sprzątanie, odśnieżanie, zieleń. Na to brakuje pieniędzy. Taka podwyżka energetyki czy gazu jest gigantyczna. Obawiam się o cenę wody i ścieków. Spółki komunalne nie dostaną pomocy. Zapowiedź dotyczy tylko samorządów, czyli szkół, bibliotek i tak dalej.

Czyli spółki dostarczające wodę i odbierające ścieki nie będą miały wsparcia?

- Tak. Nie będzie wsparcia. Będzie wolny rynek. Oznaczać to może wielkie podwyżki.

Jak przyjmiemy taką kilkusetprocentową podwyżkę cen prądu, jak to się przełoży na cenę wody, odbioru odpadów? Będą też tak duże?

- Pewnie nie kilkaset procent, ale kilkadziesiąt. Wystarczy 30-40%. To wielka podwyżka. My się zastanawiamy nad podwyżką rzędu 5-6%. To już dużo. Mieszkamy w rejonach górskich. Nie da się tutaj wytworzyć wody w prosty sposób. Trzeba budować zbiorniki, wodę pompować. To skomplikowane i kosztowne mechanizmy. Do tego jest potrzebna energia. Jak ona będzie droga, wiemy, czym to będzie skutkowało.

Jest kolejna niedobra wiadomość. Mówi się, że może zabraknąć opału tej zimy, o problemach na rynku węgla. Pojawiają się zapowiedzi wzrostu ceny ciepła w miastach z ciepłem systemowym. Popiera pan głos gmin małopolskich, które zwróciły się do marszałka o przedłużenie okresu wymiany pieców węglowych na nowsze?

- Ja się przestałem w tym już dobrze orientować. Do tej pory miałem wytwarzać przekonanie, że trzeba wymieniać kopciuchy, tworzyć zachęty dla mieszkańców. Wymieniliśmy ich mnóstwo. Ludzie przeszli na ogrzewanie gazem. W dalszym ciągu ten projekt realizujemy i zachęcamy, mimo tej sytuacji. Jak miałbym teraz ludziom powiedzieć, żeby wrócili do węgla? Warunkiem była likwidacja kopciucha. Nie wyobrażam sobie tego. Pewne rzeczy potrafię sobie wyobrazić, jak obniżanie temperatur, ale nie wyobrażam sobie powrotu do starego. Dla mnie to byłaby polityka obłędna. Nie sądzę, żeby ona się udała.

Muszyna była gotowa spełnić ten wymóg? Uchwała antysmogowa zakładała, że do końca tego roku wszystkie kopciuchy znikną.

- Tak. Mówimy o piecach pozaklasowych, nie o piecach nowszych, ekologicznych. Mówimy o zniknięciu kopciuchów.

Teraz coś się zmieni?

- Tak. Ludzie wyhamują z tym procesem wymiany kotłów. Nikt też nie wie, z czego będzie mógł skorzystać. Będzie gaz, może będzie trzeba na prąd? Może na węgiel? Będzie gaz? Będzie prąd? Będzie węgiel? Nie wiemy. To wróżenie z fusów. Zakładanie tego bez wyraźnego sygnału byłoby błędne.

Rynek surowców jest mocno zaburzony. Nie do końca jest jasne, który surowiec będzie najbardziej dostępny tej zimy. Zwykle takie kryzysy zmuszają do szukania rozwiązań. Dziś mamy pod ręką narzędzie, z którego możemy skorzystać i to będzie moment wielkiego rozwoju? Pojawia się fotowoltaika. Są takie gminy jak Ochotnica Dolna, która niedawno uruchomiła nawet magazyn energii, żeby energię z fotowoltaiki magazynować i wykorzystywać w innych okresach.

- Wiemy, co jest z fotowoltaiką. Jest problem przesyłu, nie ma sieci. Będzie niezbędne tworzenie rezerw w gminach, takich magazynów. Nawet tworzenie własnych sieci. Pewnie nas to czeka. Nie powinno to być zadaniem gmin, ale tak się dzieje. Trzeba temu zaradzać. Oświetlenie uliczne i tak dalej… Można by to było zrealizować. U nas jest jeszcze jeden problem: zakazów i różnych ograniczeń środowiskowych. Na przykład można czerpać energię z rzek, budować elektrownie wodne, ale jest bezwzględny zakaz realizacji tego na naszym terenie. Mamy obszar Natura 2000, park krajobrazowy. Nie przebijemy się. Może warto pomyśleć o tym, żeby w takim momencie zwolnić nas z tych zakazów, ale z wyprzedzeniem? To nie może być w ostatniej chwili. Wtedy nic nie zrobimy. Każdą inwestycję trzeba przygotować. Uprośćmy procedury administracyjne, żeby kilka lat nie trwało uzyskiwanie decyzji, ale żeby to było proste. Zwykle chcemy pomóc, pomagamy, tworzymy nowe procedury, będzie łatwiej… Jako długoletni pracownik administracyjny, widzę, że ciągle tworzy się coraz trudniejsze procedury.

Dużo jest niepewności co do jesieni, zimy. Mimo tej niepewności turyści w Muszynie dopisali. Sądząc po wpływach z opłaty środowiskowej, nawet o 20% wzrosła liczba turystów. Polacy nie zdają sobie sprawy z tego, co nas czeka, czy ciągle stać nas na wypoczynek?

- Takich wniosków wyciągać nie można przy Muszynie. Od stycznia do czerwca przyjazd turystów był na poziomie dobrego roku 2019. Było ich dużo. Gwałtowny przyrost był w lipcu. Teraz mamy lekki spadek z uwagi na pogodę. Jak są złe warunki, turystów jest mniej. Jest ich wciąż jednak więcej. 25% to prawdziwa liczba. To jest spowodowane naszą specyfiką. Jest tu wiele atrakcji: ogrody sensoryczne, tematyczne, ścieżki rowerowe, park rekreacji wodnej, tereny do rekreacji. Dotyczy to też turystów mniej zamożnych. W hotelach na wysokim poziomie obłożenie jest mniejsze. W hotelach o średnim standardzie widać wielki najazd turystów.

Branża turystyczna będzie w stanie dzięki wakacjom odrobić straty z pandemii?

- Strat z pandemii nie odrobimy raczej już nigdy. Miejsc nie przyrasta. Stopień obłożenia jest nieco wyższy, ale odrobienie strat z pandemii jest nierealne. Nie zwiększymy gwałtownie liczby miejsc.

Jak niepokojące są głosy, że znów rośnie liczba zakażeń? Są nieśmiałe zapowiedzi, że jesienią sytuacja może być poważna.

- To byłoby wielkie uderzenie w turystykę. Wiemy, z jakim trudem to odbudowywaliśmy. Niektórzy zastanawiali się nad likwidacją hoteli, niektórzy to robili. To samo w gastronomii. Nie chodzi tylko o kwestie materialne. Straty są w pracownikach. Polska i inne kraje to odczuły. We Francji był system pomocy dla przedsiębiorców turystycznych. Była dopłata do wynagrodzenia, żeby zachęcić do powrotu do branży turystycznej pracowników, którzy zmienili pracę. Nie chciałbym, żeby taka sytuacja nas dotknęła, ale to się może stać, jakby pandemia wróciła.

Zaczyna się promocja w mediach społecznościowych wydarzenia, które jest planowane w dniach 19-21 października. To Krynica Forum, które próbuje zastąpić Forum Ekonomiczne. Krynica i Muszyna odczuwają brak Forum? Takie wydarzenie może zastąpić ten kongres?

- To jest budowanie wszystkiego od podstaw. Nie zastąpimy tego, co było. Pewnie warto. Trzeba próbować. Forum jednak nic już nie zastąpi. Ono dawało piorunujące efekty w sferze inwestycyjnej, promocyjnej tego regionu. Trzeba będzie walczyć, żeby Forum wróciło do Krynicy i przy okazji do Muszyny. My nadrobiliśmy dystans. Będziemy gotowi z innym standardem obiektów, żeby w tym procesie uczestniczyć. Chętnie bym do tego wrócił.

Czyli szukanie zastępstwa dla tego wydarzenia ma sens?

- To nie jest zastępstwo. To wypełnienie luki. To nowa forma. Każda nowa forma może pomóc. Ja bym szukał tego, co kiedyś było. To miało swój format, sens, zasady funkcjonowania. Nie każdy musiał to rozumieć. Potem wystarczyło popatrzeć na statystyki. Skąd się wzięła kolejka gondolowa w Krynicy? Jak się zbudowały hotele krynickie? One z powietrza nie powstały. Były kontakty podczas Forum. Buduje się markę latami, traci się to błyskawicznie. Odbudowanie tego jest bardzo trudne.