Zapis rozmowy Sławomira Wrony z posłem PiS, Janem Dudą.
Jest pan w Karpaczu na Forum Ekonomicznym. Nie szkoda panu, że oczy są zwrócone na Dolny Śląsk i Karpacz, a nie na Małopolskę i Krynicę?
- Bardzo szkoda. Jest to wydarzenie poważne od strony ekonomicznej i politycznej. Wielu ludzi, wiele firm. Szkoda, ale cóż. Jest, jak jest.
Tegoroczne Forum poświęcone jest problemom związanym z wojną na Ukrainie i kryzysowi energetycznemu. Jakie są nastroje w kuluarach? Panuje pesymizm, czy pojawiają się głosy podpowiadające, jak sobie poradzić?
- Na pewno nie widzę absolutnego pesymizmu, raczej powagę. Sytuacja jest poważna, ale rozwiązywalna. Nie jest tak, że nie robimy nic. Stało się. Jako Europa Środkowa szukamy rozwiązania. Sytuację mamy, jaką mamy. Ona nie jest do końca przewidywalna. Jakieś możliwości wyjścia z trudnej sytuacji energetycznej są.
Większość samorządów i mieszkańców Małopolski opowiada się za przesunięciem uchwały antysmogowej. Taki ma być wynik konsultacji społecznych. Chodzi o to, żeby o rok przesunąć termin na likwidację kotłów pozaklasowych w Małopolsce. Ten głos jest wart wysłuchania? Taka decyzja powinna zapaść?
- Oczywiście, że ten głos musi być wysłuchany. Samorządy po inwentaryzacji palenisk i kotłów… Czerwiec był granicznym terminem. Samorządy znają swoją sytuację, ile osób grzeje przy pomocy strych pieców centralnego ogrzewania. Są też miejsca i gospodarstwa ogrzewane piecami kaflowymi. Ten problem istnieje. Samorządy znają sytuację. Samorząd województwa powinien zgodzić się z samorządami gmin. One wiedzą najlepiej o sytuacji.
Część osób zwraca uwagę na diabelską alternatywę. Z jednej strony jest walka ze smogiem, z drugiej kryzys energetyczny. Właściwie nie ma dobrego wyboru. Pana zdaniem lepiej zawiesić walkę z zanieczyszczeniem, żeby przetrwać ekonomicznie?
- Musimy pamiętać, że mamy wojnę. Mówię też o wojnie ekonomicznej przy cenie surowców energetycznych. Trzeba patrzeć przez ten pryzmat. Nie może być tak… Jak pozwolimy, zatrzymamy się w wymianie źródeł ciepła, lub zacznie się palić niedozwolonymi surowcami… Sprawa jest prosta. Ludzie muszą mieć ciepło, domy muszą być ogrzane. Wyboru nie mamy. Nie mówimy o powrocie do palenia byle czym, ale o węglu. Tym palono do tej pory. Mówimy też o drewnie, którego na terenie Sądecczyzny produkuje się dużo. Ludzie mają prywatne lasy. Mogą pozyskiwać drewno. Na pewno go pozyskali. Mówię o drewnie sezonowanym. Każdy takie drewno ma, jeśli ma las.
Ogrzać trzeba nie tylko domy, ale też szkoły, przychodnie, urzędy. Pojawia się zapowiedź rządu kolejnych blisko 14 miliardów dla samorządów na pokrycie ubytków w dochodach bieżących. Te pieniądze mają trafić do każdej gminy. Ustalono zasady przeliczania. Stać nas, by pokryć koszty energii z budżetu państwa?
- Ceny paliw rosną. Pewnie będą jeszcze rosły. Słyszymy informacje z Europy Zachodniej. Tam ceny paliw idą w górę, bo jesteśmy na wspólnym, globalnym rynku. Czy nas stać? Musimy te pieniądze znaleźć. To nie jest sprawa, czy nas stać. To taka sprawa, czy w sposób normalny w szkołach, instytucjach publicznych, będziemy grzać. Muszą być te obiekty ogrzane. Pieniądze się znajdą. Jest sposób wyliczania wielkości środków na wsparcie. Podany jest najniższy poziom środków na gminę. W górę będzie to wyliczane od wielkości gminy.
Minister Anna Moskwa przedstawiła wczoraj szczegóły ws. dodatków przy zakupie materiałów opałowych. Nowelizacja ustawy o dodatku węglowym rozszerzyła paletę narzędzia wsparcia. Jest to przyjęte przez Sejm, trwa dyskusja w Senacie. 3000 złotych dla osób ogrzewających domy pelletem, 2000 złotych dla ogrzewających kotłem olejowym, 1000 złotych na drewno i 500 złotych dla gazu LPG. Co z gazem z sieci i ciepłem systemowym? Będą tu dopłaty?
- Jeżeli chodzi o gaz z sieci, mamy zabezpieczenie. Ten gaz nie będzie drożał dowolnie.
Czyli cena gwarantowana przez państwo?
- Tak. Dlatego w pomocowym pakiecie tego nie ma. Gaz LNG kupują ludzie indywidualnie na wolnym rynku, wsparcie jest im potrzebne.
Premier Mateusz Morawiecki zapowiada przesunięcie wyborów samorządowych, być może nawet o rok. Uzasadnieniem ma być kolizja w skomplikowanych procedurach, które muszą wypełnić osoby odpowiedzialne za organizację wyborów. Dublują się wybory samorządowe i parlamentarne. Nawet o rok? Na czym polega problem? Niektórzy wskazują, że włożono wiele wysiłków, żeby kalendarz nie został zachwiany i wybory prezydenckie odbyły się nawet w pandemii. Skąd taki nacisk na przesunięcie wyborów samorządowych?
- Nie wiem, czy tu jest jakiś nacisk. Rozmawiałem… Ten problem jest podnoszony od pół roku, lub dłużej. Jak jeżdżę po gminach, to rozmawiam z samorządowcami. Oni organizują wybory od strony technicznej. Skumulowanie wyborów do parlamentu z samorządowymi, które są mocno pracochłonne… Są trzy stopnie samorządu. To utrudni bardzo samorządowcom pracę. Stąd pomysł, żeby wybory przesunąć, żeby one nie były blisko siebie. Do tego kampania. Niech te kampanie będą czytelne dla wyborców. Polityka duża nie powinna się nakładać z polityką gminną. Musi to być czytelne. Stąd propozycja przesunięcia terminu wyborów. Nie do parlamentu, ale do samorządów.
Co prezes PiS Jarosław Kaczyński ma na myśli, mówiąc o konieczności stworzenia armii kontroli wyborów? Będąc na południu Małopolski, prezes mówił nawet o planowanych zmianach prawnych, które pozwolą „lepiej kontrolować wynik wyborów”. Opozycja podchwyciła to, jako sygnał niepokojący. O co tutaj chodzi?
- Co dokładnie prezes miał na myśli? Trudno mi powiedzieć. Jeśli chodzi o sprawę kontroli przebiegu wyborów, ta sprawa ciągle wraca przy kolejnych wyborach. To jest związane z doświadczeniami z wyborów samorządowych poprzednich kadencji. Były podejrzenia, że mogło dochodzić do niezgodnych do końca z prawem działań. Chodzi pewnie o to, żeby byli ludzie z obu stron sceny politycznej, którzy będą sobie patrzeć na ręce. Po wyborach nie powinno być podważania wyniku. Zamiast pracy, jest wtedy wypominanie sobie. Apel prezesa pewnie należy tak czytać: dajmy możliwość ludziom z zewnątrz, żeby przyglądali się wyborom.