Zapis rozmowy Sławomira Wrony z posłem PiS, Janem Dudą.

Od czterech dni mamy nowego szefa resortu rolnictwa. Jakie są główne oczekiwania wobec Roberta Telusa?

- To problem, który się pojawił w związku z kontyngentem bezcłowym zboża z Ukrainy, czyli rozładowanie polskich magazynów. Niestety większość zboża, które przekraczało granicę Polski i UE, została w naszych magazynach. Mamy wiosnę. Trzeba myśleć o żniwach i miejscu na nasze, polskie zboże.

Tu w tle jest długa lista problemów. To nie tylko zaleganie tego zboża w magazynach. Pewnego rodzaju spekulacja zbożem z Ukrainy dotknęła polskich rolników. Jak to jest, że od 10 miesięcy, kiedy pojawiały się sygnały, że taki proceder jest realizowany, nikt nie reagował?

- Było takie oczekiwanie firm handlujących zbożem, że w związku z wojną w Ukrainie i zmniejszoną produkcją ukraińskiego zboża, ceny na rynkach światowych pójdą w górę. Tak się nie stało. My reagowaliśmy. Resort szybko zareagował, wprowadził dopłaty do zboża, do różnicy między ceną zboża na naszym rynku spodziewaną, a nagłą zniżką cen na rynkach światowych. Dopłaty są, funkcjonują. W zależności od województwa... To dotyczy głównie województw nadgranicznych. Jest to zróżnicowane, jeśli chodzi o wysokość. Są też wprowadzone dopłaty do transportu zboża do portów. Zboże z Ukrainy powinno opuścić Polskę. Zamysł był taki, że ono przez Polskę zostanie przetransportowane do krajów Bilskiego Wschodu i Afryki. Niestety ono zostało w naszych magazynach. To było liczenie na zwyżkę i spodziewany zarobek. Tak się nie stało.

Nie można było przewidzieć, że to się odbije na rynku, na którym handlują polscy rolnicy?

- To przewidywaliśmy.

Przewidywali państwo i co zrobili?

- Zakładaliśmy, że wyrównanie cen między cenami w Polsce i cenami, które się pokazały na giełdach światowych, załagodzi tę sytuację. Po drugie była próba przewiezienia zboża do portów i wywiezienia go. Ten problem to nie jest tylko problem Polski. Kontyngent bezcłowy wprowadziła Unia. My nie możemy się dowolnie zabezpieczać cłami, skoro ceł nie ma. Zboże wchodzi na unijny obszar gospodarczy. Nieważne, czy ono jest w Polsce, czy w Hiszpanii. Ono jest na rynku europejskim. Służby celne kontroli nad nim już nie mają.

Kontrola sanitarna powinna być jednak zachowana. Tu jest inny problem w tle tej sprawy. Część tego zboża wjechała do Polski, jako zboże techniczne. Część importerów używała takiego wytrychu, żeby skrócić odprawę zboża na granicy. Część takiego zboża trafiła do Polski. Jak donoszą media i eksperci, poza kontrolą być może to zboże techniczne trafiło też do polskich młynów. To zboże nadaje się do przetworzenia na paliwa lub opał. Jest pan w stanie zagwarantować, że nie trafi to zboże w postaci mąki na polskie stoły?

- Oczywiście nie jestem w stanie zagwarantować, że tak się nie stanie. To sprawa uczciwości tych, którzy to zboże przetwarzają. Zboże przetwarzane w Polsce na mąkę powinno mieć certyfikat. Nie może być tak, że młyn nie pokaże nam, skąd pochodzi zboże i czy spełnia wymagania.

Planowane są kontrole?

- Tak. W styczniu już, jako służby resortu rolnictwa, wprowadziliśmy dokładniejsze kontrole na granicy, żeby coś takiego jak zboże techniczne… W UE nie ma w ogóle takiej normy jak zboże techniczne. Niestety trochę tutaj nasza nadmierna polska empatia się pojawiła. Dobrze, bierzmy od nich. Oni nie mają teraz nic innego do wyeksportowania.

Problem jednak pozostaje. Zboże gdzieś jest, coś trzeba z tym zrobić. Działania powinny być podjęte. Za to wszystko są jakieś osoby winne, które od początku chciały na tym zarobić. Minister Kowalczyk przed odejściem mówił, że rząd wie, kto jest odpowiedzialny i wkrótce dowiemy się, kim są ci ludzie. Kiedy się dowiemy?

- Procedury zostały wdrożone, służby zostały uruchomione. To będzie szybko. Dowiemy się, kto sprowadził zboże, które nie spełniało warunków fitosanitarnych. My nie wiemy, czy ono spełniało warunki. Dowiemy się też, na ile to zboże zostało przetworzone w Polsce na mąkę. To proste do sprawdzenia dla służb. Zboże przetwarzane w polskich młynach musi mieć certyfikat.

Czyli każdą partię można prześledzić, kiedy wjechała, gdzie trafiła i co się z nią stało?

- Tak. Gdzie ona jest, co się z nią stało, czy mąka poszła na rynek była wyprodukowana ze zboża z certyfikatem

Winni tych spekulacyjnych praktyk będą wskazani?

- Mam nadzieję, że tak. Jak ja bym odpowiadał za resort rolnictwa, powiedziałbym, że jestem pewien. Jestem tylko członkiem komisji rolnictwa. Jako komisja będziemy tego pilnować, żeby finał tej spekulacji wojennej została należycie rozliczona.

Pojawiają się niepokojące informacje z rynku pracy. W Limanowej stopa bezrobocia wzrosła do 9%. To zapowiedź trendu, czy sytuacja przejściowa?

- Myślę, że to sytuacja przejściowa. Z rozmów świątecznych z pracodawcami wynika, że oni dalej borykają się z brakiem rąk do pracy. Jak zaczynałem 8 lat temu posłowanie, w moim biurze poselskim próśb o pomoc w znalezieniu pracy było dużo. Od kilku lat tego nie ma. Ten problem zniknął. Jesteśmy na początku wiosny. Po zimie mogą być lokalne problemy. To jednak nie będzie stały trend.

Kilka dni temu ogłoszono przetarg na modernizację kolejnego odcinka linii Nowy Sącz-Chabówka. To fragment linii Kraków-Podłęże-Piekiełko. Chodzi o odcinek z Limanowej do Klęczan. To trzeci odcinek objęty postępowaniem przetargowym. Jest nadzieja, że ten deklarowany na 2028 rok termin zakończenia prac na linii Nowy Sącz-Kraków będzie realny? Może rozdrobnienie spowoduje, że to się wydłuży?

- Dzielenie inwestycji na odcinki przyspiesza sprawę. W tym samym czasie pracujemy na trzech odcinkach. To sprawę przyspieszy. Robienie jednego przetargu na całość i zaczynanie w Nowym Sączu? To by trwało. Ten termin - 2028 rok - jest realny, żeby poruszać się z Nowego Sącza do Krakowa w godzinę z kawałkiem.

Modernizacja linii Nowy Sącz-Chabówka to drugi etap. Trzecim będzie budowa nowego odcinka do Krakowa. Wciąż zostaje otwarte pytanie, jak zapewnić finansowanie tej części inwestycji.

- W tle słyszę pytanie o KPO. To tak ważna inwestycja, że jakby nawet urzędnicy z UE… Rząd pieniądze na ten nowy odcinek znajdzie w budżecie.

Potrafi pan sobie wyobrazić siebie w koalicji rządzącej ze Sławomirem Mentzenem, Januszem Korwinem-Mikke czy Grzegorzem Braunem? Opieram się na sondażach, które pokazują, że jak trendy się utrzymają, po wyborach PiS z Konfederacją będą siłami, które będą w stanie stworzyć stabilną większość i powołać rząd.

- Wszystko w polityce jest możliwe. Wymienił pan trzech liderów różnych nurtów w Konfederacji. Z różnymi osobami różnie wyobrażam sobie przyszłą koalicję ewentualną. Jak to będzie wyglądało? Wyborcy nam pokażą. Dowiemy się w październiku. Rząd z Konfederacją jest możliwy, ale zakładam, że Zjednoczona Prawica sama zyska tyle mandatów, żeby rządzić samodzielnie.