Choć "Skyfall" pobił wszelkie możliwe rekordy finansowe i był najlepiej sprzedawanym Bondem, to „Spectre” ma dużą szansę mu dorównać. O fenomenie wciąż rosnącej popularności Bonda rozmawiamy w Radiu Kraków w programie "Przed hejnałem". Naszym gościem jest Bond, James Bond...
a także...:
Andrzej Deskur – aktor teatralny, filmowy, serialowy
Barbara Szczekała – filmoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego,
Bolesław Racięski – filmoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- „Skyfall” – ostatnia część Bonda - pobił wszelkie możliwe rekordy finansowe, jest najlepiej sprzedawanym Bondem i króluje na szczycie brytyjskiego box office`u. Twierdzi się, że „Spectre” ma szansę dorównać „Skyfall”. Zgadzacie się z tym?
Bolesław Racięski - Ta siła „Spectre” bierze się z popularności „Skyfall”, któy jest bardzo dobrym filmem, jednak „Spectre” nie dorównuje "Skyfall". Trochę przypomina ostatnią wizytę Bonda u psychoterapeuty, który nie ma już pomysłu na psychoterapię i chce wyciągnąć pieniądze od klienta.
Barbara Szczekała - Warto ten film zobaczyć dla pierwszej sekwencji filmu, która trwa około pięciu minut.
- Podobno to ma być pożegnanie Daniela Cragia z rolą. To prawda, że Daniel Craig był najlepszym Bondem ze wszystkich?
Andrzej Deskur - Jest bardzo fajny. Dzięki niemu coś nowego w tym Bondzie zaistniało, ale dalej jest to bajka. Filmy z Brosnanem były bardzo bajkowe. Od tamtej pory kino poszło w realistyczną stronę, ale dla mnie Bond to wciąż jest bajka. Daniel Craig się w to wpisuje, ale jest bardziej szorstkim Bondem.
- Taka rola to marzenie dla aktora?
Andrzej Deskur - Ja chciałbym zagrać Bonda, ale nie wiem, czy każdy aktor też tego by chciał. Taka rola jest wyzwaniem. Pokazuje, że mężczyzna, który jest w sile wieku, może być wysportowany, sprawny fizycznie, może mieć wiele uroku.
- Bond to wieczny chłopiec.
Bolesław Racięski - Craig miał pecha, bo dostał Bonda mocno spsychologizowanego. Być może będzie to ostatni film z Craigiem. Mam nadzieję, że teraz zobaczymy nowego Bonda, z nową formułą bardziej dostosowaną do współczesnych wymogów.
- Ponoć nowy Bond ma być rudy albo czarny.
Bolesław Racięski - A może nowym Bondem będzie Judi Dench, która zmartwychwstanie.
- Judi Dench to dowód na to, że Bond się sfeminizował. Dla mnie to wciąż bardzo szowinistyczne męskie kino.
Barbara Szczekała - Do Daniela Craiga pasowałaby retroseksualność. Bond musi być szowinistą, musi dysponować siłą i inteligencją. Jednak mamy w najnowszych Bondach wyeksponowanie postaci kobiecej. Bardzo często kobiety Bonda są inteligentne, ale ta inteligencja jest dodatkiem, jest przyczepiona do pięknego ciała. Od czasu Judi Dench kobiety przestały pełnić funkcję rekwizytu. Były także pogłębione psychologicznie i napędzały fabułę.
- A jak jest w "Widmie" z podwójnym wątkiem kobiecym?
Barbara Szczekała - Monica Bellucci ma rolę epizodyczną. W ten sposób nawiązuje do szowinistycznego Bonda. Drugi wątek miał być psychologicznym uzupełnienim Bonda, bo mamy kobietę piękną i inteligentną.
Bolesław Racięski - Ona jest bardzo zdecydowana, by zrealizować swój cel. W Bondzie mamy jeszcze trzeci wątek kobiecy - meksykańską aktorkę, której losy warto śledzić. Judi Dench, która debiutuje w "GoldenEye", jest istotną kobietą, bo zmienia funkcję kobiet bondowskich.
- Ciebie, Andrzeju, nie raził seksistowski rys?
Andrzej Deskur - Bond jako relikt zimnej wojny musi taki być. Sfera relacji damsko - męskich jest w tym zawodzie niezbędna. By uzyskać takie relacje, trzeba użyć różnych środków. Trudno wyzbyć agenta tych atrybutów, bo dobry agent musi potrafić uwieść kobietę, a kobieta jest zagadką. Nie wszystkie kobiety lubią formę elegancką. Czasem bardziej kobiecie podoba się trudny i szorstki mężczyzna niż mężczyzna łatwy do zdobycia.
- Muzyka z Bonda to właściwie osobny gatunek. Muzyka bondowska.
Bolesław Racięski - To piosenki, które promują Bonda, nie ścieżka muzyczna filmu. Jest to odrębny gatunek popu, który patrzy w dwie strony - na aktualną listę przebojów i na tradycję bondowską, która sięga 50 lat wstecz. Smith jest idealną postacią, by napisać piosenkę do Bonda, choć jego utwór jest krytykowany.
- Bond to dwie i pół godziny filmu reklamowego.
Barbara Szczekała - Bond jest chodzącym bilbordem. Produkt placement jest tworzony na etapie pisania scenariusza, a umowy sponsorskie są zawierane dużo wcześniej. W przypadku „Skyfall” Bond pił piwo, co miało symbolizować staczanie się bohatera, czyli było to umotywowane psychologicznie. Dochód z wykorzystania tego produktu wyniósł 45 milionów dolarów. Umowy reklamowe pokrywają niekiedy cały budżet Bonda, dlatego filmy mogą przypominać spot reklamowy.
- W najnowszym Bondzie pojawia się polski akcent.
Bolesław Racięski - Tak, polska wódka.
- Ciuchy Bonda to też nie jest przypadek. Jego kurtka stała się najlepiej sprzedającym się produktem.
Barbara Szczekała - Tak, to marketingowy efekt Bonda. Tej kurtki nie ma już w sklepach, a kosztowała około tysiąca złotych.
Bolesław Racięski - To, co wyróżniało Bonda na tle innych bohaterów to to, że był skonkretyzowany. Nie pił jakiegoś drinka tylko martini. Nie jeździł jakimś samochodem, tylko konkretnej marki. Już Ian Fleming to rozpoczął.
Barbara Szczekała - Te wszystkie produkty reklamuje Bond, który jest synonimem sukcesu.
- Jak to się stało, że Bond, psychopata zawładnął naszą świadomością? To jednak majstersztyk marketingowy.
Bolesław Racięski - To wypracowanie formuły, która się nie zmienia. Jest ona możliwa do rozbicia, ale za każdym razem wiedzieliśmy, co dostaniemy. Tylko aktorzy się zmieniali, którzy starali się stworzyć własnego Bonda. Bond realizuje wielkie marzenia małych i dużych chłopców.