Prof. Maria Siemionow w Collegium Novum UJ
2005 rok, Francja, kobieta pogryziona przez własnego psa.
2006, Chiny, ofiara zaatakowana przez niedźwiedzia.
Francja twarz całkowicie zdeformowana przez chorobę.
2008 rok, USA, kobieta postrzelona przez partnera. Konieczny przeszczep 80% powierzchni twarzy.
Do dzieła przystępuje Polska, prof. Maria Siemionow, chirurżka i chirurżka plastyczna, pracująca w Stanach Zjednoczonych. To czwarta na świecie i pierwsza w USA operacja przeczepienia twarzy. Prof. Maria Siemionow gościła w Krakowie i spotkała się z Marzena Florkowską.
Okazuje się także, ze twarze są przeszczepiane obecnie w warunkach wojennych na froncie ukraińskim. Przyjechał tam profesor, który dokonał pierwszego w świecie przeszczepu twarzy - w 2005 roku we Francji, by pomoc okaleczonym żołnierzom.
O życiu bez twarzy i życiu z cudzą twarzą w Radiu Kraków.
Przeszczep twarzy – sprawa medyczna i… etyczna
Taki zabieg, choć przecież też mieszczący się w dziedzinie transplantologii, różni się jednak od przeszczepu serca, wątroby czy nerek. To ogromne wyzwanie, zarówno dla chirurga, który przygotowuje taką operację, jak i dla pacjenta, który jest biorcą twarzy. A także dla rodziny, środowiska, wszystkich, którzy potem tym pacjentem się opiekują.
„To lata pracy, w mojej sytuacji 20 lat przygotowań, badań w laboratorium anatomii, na zwłokach ludzkich, żeby się do tego przygotować. A do tego sprawa etyczna i filozoficzna. Przed transplantacją twarzy opublikowałam ponad 40 materiałów naukowych, między innymi w czasopismach bioetyki, żeby przyzwyczaić zarówno społeczeństwo, jak i naszą medyczną stronę lekarzy do tego, żeby zaakceptowali coś nowego” – wspomina prof. Maria Siemionow.
Prof. Maria Siemionow brała udział w misjach lekarskich, gdzie udzielała pomocy poparzonym pacjentom, także dzieciom. Jak mówi, kierowała się pomocą osobom poniekąd upośledzonym, nieakceptowanym przez społeczeństwo. „Tu rodzi się ta chęć pomocy, właśnie ta humanitarna część naszego zawodu. Na całym świecie było około 40 przeszczepów twarzy. Sądzę, że prawdopodobnie 10% tych osób z różnych powodów już obecnie nie żyje. Mój zespół uczestniczył w trzech przeszczepach” – dodaje.
Za koniecznością przeszczepu twarzy kryją się zwykle bardzo tragiczne historie. To operacje, które wykonuje się tylko i wyłącznie z powodów, kiedy już nie ma innej szansy. Choć nie były to zabiegi ratujące życie, to jednak pacjenci prof. Siemionow, narodzili się na nowo.
„W jakimś sensie to były operacje ratujące życie. Około 40-letnia kobieta nie może wychodzić poza dom, ponieważ wszyscy ją pokazują palcami, wyśmiewają się i tylko w nocy może wyjść do sklepu, żeby kupić chleb. Jeśli teraz może wyjść w ciągu dnia, to to jest ratujące życie społeczne” – przekonuje chirurżka.
Prof. Siemionow wraz ze swym zespołem prowadzi też badania nad komórkami chimerycznymi. Koncept ten może być stosowany nie tylko w transplantologii, ale i w chorobach rzadkich, takich jak dystrofia mięśniowa Duchenne’a.
Ratunek dla weteranów wojennych
Na świecie żyje około 40 osób z przeszczepioną twarzą. Wojna w Ukrainie sprawiła, że zagadnienie przeszczepu twarzy wraca niejako do swoich początków, czyli do czasów I wojny światowej. Ranni żołnierze, którzy stracili twarz, byli ratowani przez chirurgów, przygotowywano dla nich specjalne maski. Dziś, w Ukrainie, we Lwowie przeszczepy twarzy są dokonywane. Polscy lekarze również mają w tym swój udział.
„Zajmujemy najcięższymi przypadkami. Ostatnio przeprowadzaliśmy pierwszą w Europie transplantację twarzy. Do zespołu zaprosiliśmy specjalistę z uniwersytetu paryskiego” – mówi dr Janina Andrejczuk, lekarz anestezjolog ze Lwowa.
„To jest ważne, żeby pomóc ludziom mieć twarz. Człowiek, który nie ma twarzy, nie może się identyfikować. On się gubi i po prostu umiera, powoli umiera” – dodaje.
Lekarka dodaje, że mimo ciężkiej sytuacji wojennej, udaje się pomagać chorym. Nowa klinika z zespołem, który zajmuje się rekonstrukcją twarzy, powstała w ciągu… roku.
„To dzięki ludziom, którzy pomagają nam z całego świata. Pomagamy żołnierzom, którzy w wyniku wybuchów bombowych doznają ran twarzy, często mają amputowane kończyny. Mamy chłopców, którzy na przykład nie mają trzech kończyn, ale staramy się im na tyle pomóc, żeby oni mogli się czuć bardzo dobrze. Twarz jest bardzo ważna. Człowiek wtedy się czuje człowiekiem, a kto nie ma twarzy, ten się nie czuje człowiekiem” – dodaje dr Andrejczuk.