Zapis rozmowy Rafała Nowaka-Bończy z Anną Bałdygą i Anną Białko z Fundacji Solidarność bez granic:
Jak się teraz żyje w Ukrainie?
Rafał Nowak - Bończa: Fundacja Solidarność bez granic powstała, żeby pomagać walczącym Ukraińcom i cywilom już po wybuchu wojny. Tym cywilom, którzy na miejscu w Ukrainie potrzebują pomocy. W Radiu Kraków od poniedziałku codziennie rozmawiamy o tym, jak Ukraińcy radzą sobie u nas, tutaj w Polsce, w Krakowie, w Małopolsce, w całym kraju. Dziś jednak chciałbym zacząć od tego, jak wygląda sytuacja tam, w Ukrainie. Jak tam się teraz żyje? Mówi się dużo o motywacji, o zaangażowaniu, o nieustannej determinacji żołnierzy.
Anna Bałdyga: Bardzo mało mówi się natomiast chociażby o chorobach przewlekłych, które pojawiają się, jeżeli organizm, nawet młody i silny, jest przez wiele miesięcy, lat, wystawiany na potężny stres, na bezsenność, na niedobór jedzenia, wody. Zaczynają się poważne problemy zdrowotne.
Anna Białko: Przede wszystkim to można zauważyć u dzieci, które czują strach w trakcie alarmów. Objawia się to płaczem, kładzeniem się na ziemię. Dzieci są bardzo zestresowane, bardzo potrzebują pomocy psychologicznej. Wśród osób, z którymi my współpracujemy, są dzieci ok. 4-letnie, które miały rok lub dwa, kiedy wybuchła wojna. Te kilkulatki nie pamiętają, jak było przed wojną.
Anna Bałdyga: Stres powoduje także rozwój chorób immunologicznych, przewlekłych schorzeń, których niestety nie da się wyleczyć.
Kto pomaga mieszkańcom Ukrainy?
Rafał Nowak - Bończa: Państwo cały czas pomagają, jeżdżą do Ukrainy. Jeśli mogę zapytać - po pierwsze, z czym państwo tam jeżdżą, a po drugie skąd państwo mają to, z czym państwo tam jeżdżą? Czy ktoś jeszcze pomaga, coś daje?
Anna Białko: W sumie od samego początku pomagamy bezpośrednio, nasza pomoc jest celowana. Nawiązałyśmy kontakt z kobietami tam, z żonami przede wszystkim, z rodzinami.
Rafał Nowak - Bończa: Tam, to znaczy gdzie? We Lwowie, w Charkowie?
Anna Białko: Różnie. Współpracuję z osobami w Kijowie, z Oleną Kolasyk, współpracuję z Julią Jakimenko, której mąż był dowódcą oddziału, który bronił odcinka między Żytomierzem a Kijowem. Współpracuję z panią, która jest pracownikiem instytucji, która jest odpowiednikiem naszego MOPS-u, Ludmiłą. Nasza pomoc jest celowa. Na początku brakowało wszystkiego. Żołnierze byli w zwykłych butach, więc trzeba było wszystko zakupić.
Anna Bałdyga: To była pomoc związana z zakupem obuwia, nakryć głowy, nakolanników, które pomagały w walce. Pomagaliśmy też elektromontażystom, którzy pod osłoną nocy starali się naprawić to, co w ciągu dnia zniszczyły bomby.
Jakie są najpilniejsze potrzeby?
Rafał Nowak Bończa: A teraz czego najbardziej potrzeba?
Anna Bałdyga: Teraz potrzeba pomocy dla dzieci, wsparcia w edukacji. Potrzebne są monitory, czy biurka, które w znacznej ilości po pandemii udawało nam się uzyskiwać. Przy wymianie sprzętu firmowego dostawaliśmy sprzęty elektroniczne i mogliśmy je zawieźć. Szkoły się odbudowują, chcą funkcjonować, przystosować się do tej sytuacji, która długo trwa, a też prędko pewnie się nie zakończy.
Rafał Nowak - Bończa: Tak więc elektroniczne, bardzo celowane artykuły. Skąd państwo je biorą? Czy możemy, zaapelować do słuchaczy, żeby wpłacali pieniądze, przekazali dary?
Anna Bałdyga: Dostaliśmy ogromną pomoc od dużych firm. Pomogły też osobiste kontakty, Stowarzyszenie Sieć Solidarności, które prężnie funkcjonuje na różnych polach. Każdy kogoś zna, mają swój autorytet i powołując się na siebie, można było różnego typu pomoc dostarczać. Zazwyczaj są to konkretne rzeczy, w dosyć dużej ilości.
Nadzieje, pragnienia i plany
Rafał Nowak - Bończa: Pani Anno, pani jeździ tam regularnie. Co mówią ludzie, którzy tam żyją? Na co liczą? Na co mają nadzieję? Czy przyzwyczaili się do wojny, że nie widzą jej końca? Czy cały czas czekają i mają nadzieję i liczą na to, że będzie ta wygrana i to się skończy?
Anna Białko: Liczą na to, że wojna się skończy. Ale przede wszystkim są zmęczeni i to, co ja zauważyłam, to zaczynają myśleć na temat edukacji swoich dzieci na przyszłość. Osoby, które uważały, że są Ukraińcami i chcą pozostać, zaczynają myśleć, gdzie wysłać swoje dzieci na edukację, żeby zaczęły nowe życie.
Rafał Nowak - Bończa: Żeby zaczęły nowe życie tam, czy poza granicami?
Anna Białko: Poza granicami. Zaczynają poszukiwać innego świata dla swoich dzieci. Od ponad pół roku zgłaszają się do mnie z takimi prośbami matki nie tylko dla swoich dzieci, żeby poszukać, spróbować znaleźć miejsce, gdzie by mogły dzieci zamieszkać w internacie. To są dzieci w wieku licealnym, ale też policealnym, które chcą iść na studia.
Edukacja ukraińskich dzieci w Polsce
Rafał Nowak - Bończa: To pomówmy o edukacji w Polsce, w Krakowie. Pani Anna Bałdyga zajmuje się zawodową edukacją. Sporo się zmieniło od września, a mianowicie rodzice, którzy chcą pobierać 800 plus na swoje dzieci, muszą posłać swoje dzieci do szkoły. Do tej pory takiego obowiązku nie było i część dzieciaków ukraińskich uczyła się zdalnie z Ukrainy. Czy widać dużą różnicę w szkołach w Krakowie, w Małopolsce?
Anna Bałdyga: Zacznijmy od tego, że edukacja w mieście Kraków jest postrzegana jako prawo dziecka, każdego. Była to więc kwestia czasu, aż dzieci także ukraińskie zostaną objęte obowiązkiem szkolnym. Tak się stało od tego roku, od września. Natomiast wbrew czarnym oczekiwaniom nie było zalewu uczniów ukraińskich. Z rozmów z nauczycielami i z dyrektorami placówek wiem, że obawiali się, że znów limity klasowe będą zwiększane, że klasy będą przepełnione. Dopiero odetchnęliśmy po podwójnych rocznikach, zaczęliśmy według limitów standardowych przyjmować, a tu nagle znowu taka fala. Tej fali nie było, a przynajmniej nie w skali Krakowa. Uczniów ukraińskich jest około 8 tysięcy, na ponad 104 tysiące dzieci szkolnych w Krakowie. To jest więc około 10%, nawet trochę mniej. Te dane oczywiście będą jeszcze zweryfikowane teraz po 30 września, bo to, że dziecko jest zapisane, to jeszcze nie znaczy, że uczęszcza na lekcje. Natomiast wracając do 800+, to sformułowanie programu nie jest może do końca precyzyjne, ponieważ status ucznia trzeba posiadać wtedy, kiedy się składa wniosek. A wiele wniosków było składanych jeszcze przed wakacjami, kiedy dzieci uczniami były w poprzednich szkołach, semestrach i dostały decyzję na 12 miesięcy.
Rafał Nowak - Bończa: Mówiła pani, kiedy rozmawialiśmy wczoraj, że spada liczba oddziałów przygotowawczych, czyli tych klas, w których się uczą ukraińskie dzieci polskiego, a za to zwiększa się liczba asystentów kulturowych.
Anna Bałdyga: Tak, to jest taki trend, do którego chcielibyśmy dążyć, bo on oznacza, że dzieci się dobrze asymilują, poznają polski język i są gotowe do tego, aby w otwartych oddziałach razem z polskimi uczniami zdobywać wiedzę, edukację. Natomiast wiem od dyrektorów, że to jest czasem też trochę ambicja rodziców. Wydaje im się, że oddziały przygotowawcze to jest rodzaj przystanku, może blokady, że dzieci coś tracą i chcą, żeby mimo wszystko poszły do oddziałów już otwartych. Nawet jeśli słabiej znają język, jakoś tam się odnajdą, a może nawet szybciej, rzucone na głęboką wodę, niż w takich bezpiecznych oddziałach przygotowawczych. Tego jeszcze bym nie przesądzała, czekamy na precyzyjne dane. Na pewno do tego będziemy dążyć, bo to by dobrze świadczyło o tym, że program jest poprawnie realizowany, a dzieciaki się adoptują.
Młodzi ludzie są otwarci na wielokulturowość
Rafał Nowak - Bończa: A jak polscy uczniowie, polskie dzieci odnoszą się do dzieci ukraińskich? Czy tam nie ma jakichś problemów? Wśród dorosłych są uprzedzenia z jednej i z drugiej strony. Wystarczy wejść na naszą stronę radiokrakow.pl i poczytać komentarze pod artykułami. W tym tygodniu zajmujemy się właśnie obecnością ukraińskich gości w Polsce, w Krakowie. Czy wśród dzieci uprzedzenia są, czy właśnie nie?
Anna Bałdyga: Oddzieliłabym sferę czysto szkolną i czas, kiedy dzieci przebywają w szkole od tej pozaszkolnej, bo to mogą być dwa różne światy. Sami jako rodzice obserwujemy, że dziecko trochę inaczej funkcjonuje w szkole, a inaczej w domu. Mogę powiedzieć, że w szkole jest dosyć bezpiecznie. Bardzo dużo mamy zajęć i spotkań, warsztatów odnośnie międzykulturowości, empatii, odnośnie tego, żeby odstawania czy bycia innym nie piętnować. Młodzi ludzie znani są z tego, że nie patrzą na to, kto jakim autem podjeżdża, kogo rodzice, gdzie pracują. Natomiast po szkole może być zupełnie inaczej. Tutaj wiedzy pełnej nie mam, ale mogę się tylko domyślać, że różnie bywa.
Anna Białko: Młodzi ludzie są coraz bardziej otwarci na wielokulturowość, inność i obcokrajowców, że nie widzę żeby uprzedzenia rodziców przekładały się na relacje.