Wioletta Gawlik - Janusz: Dziś ze mną na łączach jest pani Agnieszka Stążka-Gawrysiak, autorka książek z serii Self-Regulation, prywatnie mama trzech synów, ale także coachka i coachka kryzysowa. Pani Agnieszko, dziś troszkę o tych kryzysach będziemy sobie rozmawiać, bo właśnie na rynku wydawniczym pojawiła się pani najnowsza książka z serii Self-Regulation, nosząca tytuł "Self-Regulation. Świąteczne wyzwania, opowieści dla dzieci O tym, jak działać, gdy emocje biorą górę". Jakie ma pani wyzwania świąteczne?
ASG: Nie wiem, czy się przyznawać, ale chyba się przyznam, że mam męża Grincza, który absolutnie nie przespałby właściwie cały grudzień, nie tylko święta. I tutaj wymaga to bardzo dużo takich umiejętności negocjacyjnych, ale też sprawdzenia o co mi konkretnie chodzi, co jest dla mnie najważniejsze, żeby właśnie te święta były spokojne, niepełne napięcia. Kiedyś zaczynaliśmy po prostu od bardzo wysokiego poziomu napięcia przez cały grudzień, a teraz jest jakoś tak spokojniej. Także to jest moje takie największe wyzwanie.
WG: Z pewnością zauważa pani, pani Agnieszko, to jakieś takie ogólne zdenerwowanie, które zazwyczaj w tym czasie przedświątecznym się pojawia. Myślę tutaj o nieustannych kolejkach w sklepach, o szale zakupowym, o korkach na ulicy, ale też i o takim zdenerwowaniu, które możemy zaobserwować w naszych rodzinnych domach. Poddenerwowane są i dzieci, ale też i zestresowani są rodzice. Jak pani myśli, z czego to wszystko się bierze? Dlaczego tak jest, że właśnie przed świętami, przed czasem, który powinien być radosny, spokojny, miły i błogi, pojawia się to istne szaleństwo i te wszystkie wyzwania świąteczne?
ASG: Może odpowiem z metapoziomu. To się bierze stąd, że czas, że my ludzie wymyśliliśmy sobie, że akurat o tej porze roku będziemy najbardziej aktywni, bo przyroda po prostu o tej porze już zasypia albo przynajmniej bardzo obniża swoją aktywność. I zwierzętom jest miło błogo, jeżeli tylko mają jakieś tam zapasy na zimę. Natomiast one nie wymyślają sobie, nie wiem, wyprzedaży, nie wymyślają sobie czarnych piątków pod koniec listopada, tysiąca różnych pomysłów na to, co można by jeszcze postawić na wikilijnym stole i tak dalej, i tak dalej. Więc myślę sobie, że to przede wszystkim ma taki związek z tym zderzeniem tego, czego oczekuje, czego potrzebuje nasze ciało o tej porze roku, a potrzebuje przede wszystkim spokoju i wypoczynku, a tym, czego oczekuje od nas nasza cywilizacja, nasza kultura, czyli właśnie bardzo wzmożonej aktywności, mnóstwa pomysłów, takiego na ostatnią chwilę nawet kupowania prezentów. Ja sama też widzę po sobie, że naprawdę nie jestem typem, który chętnie cokolwiek kupuje, poza takimi oczywistymi rzeczami, jak nie wiem, produkty spożywcze, czy jak już dzieciom koniecznie trzeba zmienić buty, to oczywiście kupuję buty. Natomiast w grudniu sama zaczynam przeglądać te różne strony, na których można kupić zupełnie niepotrzebne rzeczy, czyli jakoś tak, nie wiem, daje się porwać nurtowi i to jest po prostu kwestia kulturowa, czyli ten rozdźwięk między naturą, a kulturą myślę, że najbardziej daje nam w kość w grudniu i to jest jedno. Drugie to to, że my mamy po prostu pewną pamięć, taką dosłownie pamięć w ciele, tego, że w grudniu zawsze bywało intensywnie. Pewnie jako dzieci też mieliśmy tę nerwową atmosferę. Nie sądzę, żeby było tak, żeby ktokolwiek, kto teraz jest nerwowy, miał akurat wyjątkowo spokojny, taki relaksujący, ciepły, rodzinny grudzień. Myślę, że to raczej mniejszość z nas ma takie doświadczenia. I skoro tak, to my po prostu jakby przypominamy sobie tamte czasy niekoniecznie świadomie, po prostu nasze ciała to pamiętają i się spinają i zaczynają jakoś tam wpadać w taki świąteczny kołowrotek, po prostu odruchowo.
WG: A czy to nie jest też tak, że będąc dziećmi i obserwując to całe świąteczne przygotowywanie domu, potraw wigilijnych, ubieranie choinki - mówimy sobie, że gdy dorośniemy, to absolutnie nie będziemy perfekcyjną panią domu, jaką jest, czy też była nasza mama. Jednak pomimo tych naszych zatwierdzeń, pojawia się zewnętrzny stres, który zamienia nas kobiety w te perfekcyjne gospodynie domowe, czyli po prostu w nasze mamy. Zauważa Pani takie zjawisko?
ASG: Absolutnie tak i nawet to zjawisko umieściłam jakby w mojej książce. Mama Kuby i Lenki, która jest po prostu oazą spokoju na co dzień, tuż przed Wigilią jednak zamienia się w taką perfekcyjną panią domu, która próbuje rozstawiać ludzi po kątach. Są w nas takie potężne siły, które sprawiają, że w pewnych sytuacjach my po prostu odtwarzamy pewne role znane z dzieciństwa. Ja mam takie przemyślenie, że gdyby święta były, nie wiem, co tydzień w niedzielę, to bylibyśmy w stanie dość łatwo wyjść ze schematu, po prostu nie bylibyśmy w stanie nim podążać co tydzień. I mielibyśmy jakby więcej czasu, więcej przestrzeni na przemyślanie sobie tego i jakby ćwiczenie nowych sposobów zachowania się, nowych sposobów przygotowywania się do świąt. Ale ponieważ święta są tylko raz w roku, to nawet jeżeli przysięgamy sobie znowu po świętach, że następnym razem naprawdę nie zrobię tych piętnastu śledzi, zrobię tylko trzy, absolutnie tylko trzy, to gdzieś tam w połowie grudnia kolejnego roku już mamy rozpisane nawet nie piętnaście, a osiemnaście.
WG: Pani Agnieszko, a czym jest "jeszczetylkoza"? Takiego pojęcia używa pani w swojej książce, choć nie jest to jakiś naukowy termin, to jest pojęcie stworzone przez panią.
ASG: Tak, ja stworzyłam to pojęcie na bazie własnych doświadczeń, bo ja przez lata cierpiłam na taką jeszczetylkozę i teraz, kiedy jestem w jakimś większym stresie, to oczywiście do tego wracam. Jeszczetylkoza objawia się tym, że zaraz sobie odpoczniemy, jeszcze tylko zrobimy to, to, to, to, to i ta jeszczetylkoza polega na tym, że my nie dajemy sobie przestrzeni na odpoczynek, bo mamy w głowie po prostu taką checklistę, którą odhaczamy, odhaczamy, odhaczamy, jeszcze tysiąc zadań i odpocznę sobie. I to się nie kończy.
WG: No właśnie, to się nie kończy i powoduje, że sami się plączemy w tych wszystkich obowiązkach, a że chcemy wszystkiemu sprostać, to cały czas się napędzamy. Jesteśmy w takim trybie zadaniowym. I pani te sytuacje łączy ze stresorami. Stresory to jest coś, co pojawia się w tej metodzie self-regulation bardzo często i one się w kilku obszarach mieszczą. Czym są te stresory i od czego one są uzależnione?
ASG: Stresory to są w zasadzie jakiekolwiek bodźce, które sprawiają, że coś w naszym organizmie musi zareagować, czyli można powiedzieć, że właściwie każdy bodziec, który nas pobudza do reakcji, chociażby zwężenia źrenic, kiedy zapali się ostre światło albo np. gęsia skórka, kiedy wyjdziemy na balkon na chwilę, żeby tylko coś z tego balkonu wziąć, a jesteśmy bez kurtki. Stresory mogą pochodzić nie tylko z tego takiego biologicznego obszaru, o którym teraz powiedziałam, czyli nie musi chodzić tylko o te takie fizyczne bodźce, które oddziałują na nasze ciało, ale też mogą pochodzić z kilku innych obszarów. Jednym z nich jest obszar emocji, czyli tutaj stresorami są wszelkie emocje, które są albo intensywne, nawet przyjemne, czyli np. ekscytacja w oczekiwaniu na Mikołaja, to jest stresor, albo wszelkie emocje, które są przykre w odczuwaniu. Kolejny obszar to obszar poznawczy i stresorami w tym obszarze są wszelkie jakieś informacje, jakieś schematy, coś do zapamiętania, coś do zaplanowania, czyli np. jeżeli powiedzmy robię te nieszczęsne 18 rodzajów śledzi, to muszę sobie poukładać, w jakiej kolejności np. gdzieś tam siekam cebulę albo zalewam wrzątkiem, albo namaczam śledzie, czyli to jest jakiś schemat, to jest coś do rozgryzienia, coś do zaplanowania. Następnie dwa ważne obszary właśnie święta to jest obszar społeczny i prospołeczny. Stresor z obszaru społecznego to jest po prostu przebywanie z ludźmi, a w święta spotykamy się z ludźmi, więc przebywam też z nimi w jednym pomieszczeniu, często z dużą liczbą osób i to bywa bardzo obciążające dla układu nerwowego, bo potrzebujemy po prostu jakoś też zobaczyć, jakie mają, nie wiem, miny i tak dalej, i jakoś reagować na ich komunikaty. I wreszcie obszar prospołeczny i to też jakby w święta jest bardzo ten obszar intensywnie reprezentowany. Stresor z tego obszaru to są po pierwsze emocje innych osób, emocje, napięcie, taka nerwowa krzątanina, gospodyni, zaraża przecież gości często, ale też takie rozważania, co jest właściwe, co jest niewłaściwe.
WG: Pani Agnieszko, proszę powiedzieć, jak te wszystkie stresory wpływają na nasz organizm, bo te stresory dotykają i małego, i całkiem dużego członka rodziny. Pani w swojej najnowszej książce nam podpowiada nam, daje pewne wskazówki, co zrobić, żeby nie dochodziło do wybuchu kłótni świątecznych.
ASG: Ja myślę, że z jednej strony jest pewien schemat taki poznawczy, czyli to jak my myślimy o świętach. Mamy pewną taką sztywność, że no nie wiem, musi być tego i tego dnia choinka, musi być dwanaście potraw. Czyli mamy pewne wyobrażenia, jak to musi wyglądać, jak należy się zachować. I często jest tak, że my mamy odmienne oczekiwania i wyobrażenia od naszych bliskich, na przykład mama jest przekonana, że prezenty powinny być rozdawane dopiero po deserze, natomiast u taty zawsze było tak, że dzieci przynajmniej te swoje pierwsze prezenty mogły od razu tam przy tym barszczu rozpakować.