Jak ksiądz tłumaczy tak dużą popularność najnowszego filmu Wojciecha Smarzowskiego?

 

 

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Myślę, że są dwa powody. Po pierwsze kampania reklamowa i to, że wiele środowisk wręcz zachęca do pójścia na film, a druga sprawa to oczywiście bardzo ważny problem, który dotyczy nie tylko pedofilii w Kościele, ale wielu innych problemów z jakimi boryka się Kościół w Polsce. Kościół zawsze miał bardzo ważną pozycję w społeczeństwie, zwłaszcza w czasach zaborów czy okupacji. Natomiast teraz, 30 lat po ponownym odzyskaniu niepodległości, jakby sobie nie radzi z wieloma problemami. Ja zresztą też krytykuję te problemy i to, że nie ma dobrych rozwiązań. Myślę, że to wszystko spowodowało, że tłumy rzeczywiście "walą" na ten film.

 

 

Jako jeden z nielicznych duchownych ksiądz opowiada i pisze dużo o swoich wrażeniach po obejrzeniu tego filmu. Docenia z jednej strony ksiądz odwagę reżysera za podjęcie tematyki, ale jednocześnie wiele mu ksiądz zarzuca, choćby brak obiektywizmu. W tej ocenie filmu przez księdza ta krytyka zdecydowanie przeważa?

 

 

Miałem okazję obejrzeć ten film jeszcze przed premierą i to dwukrotnie, i wiązałem z tym pewne nadzieje. Po pierwsze, dlatego że problem jest bardzo ważny i tu doceniam odwagę pana Wojciecha Smarzowskiego. A po drugie – dwa lata temu brałem udział w kilku premierach i dyskusjach o filmie Wołyń. Ten film zresztą zaczyna się od cytatu mojego świętej pamięci ojca, który urodził się na Kresach, a żył tutaj w Krakowie i który był naocznym świadkiem ludobójstwa dokonanego przez UPA na Polakach. Bardzo dobrze ten film odebrałem dlatego, że on pokazuje całą panoramę postaw. To nie jest film, w którym Ukraińcy są gangsterami i mordują od rana do wieczora Polaków i Ukraińców. Pokazuje on różne postawy, a więc sprawiedliwych Ukraińców, którzy ratują Polaków, Polaków, którzy ratują Żydów i pokazuje też pozytywne i negatywne cechy Polaków i Ukraińców. Ten film można odebrać jako bardzo obiektywny, uczciwie zrobiony obraz. I dlatego tak się zawiodłem na filmie „Kler”, bo on jest zrobiony dokładnie w odwrotny sposób, czyli pokazane są tylko negatywne postacie i to jakby nawet tłumi ten główny problem ukrywania pedofilii, bo po pewnym czasie człowiek dochodzi do przekonania, że ten film jest tak nieautentyczny, że może ten problem też jest nieautentyczny.

 

 

Z drugiej strony przyzna ksiądz, że kiedy na krakowskim Rynku były kręcone sceny do filmu „Kler”, chociażby z udziałem Janusza Gajosa, to reżyser chyba nie mógł przypuszczać, że rok później papież Franciszek zapowie zwołanie szczytu w sprawie pedofilii w Watykanie, a prymas Polski zapowie, że episkopat będzie przywoływał raport w tej sprawie.

 

 

Oczywiście, nie mógł tego przewidzieć. Moim zdaniem dramat Kościoła w Polsce polega na tym, że władze kościelne jakby zatrzymały się w pewnym miejscu. Ciągle mają obraz pontyfikatu Jana Pawła II – pełne kościoły, dużo powołań seminaryjnych – i bagatelizowały problemy. Bo to nie tylko jest pedofilia. To także sprawa lustracji, za której sprawą w Krakowie dwanaście lat temu nastąpił ogromny wybuch skandalicznych sytuacji. To także lobby homoseksualne. Jakakolwiek próba krytyki jest od razu odbierana jako atak na Kościół. Sam tego doświadczyłem, bo byłem dwukrotnie kneblowany, kiedy pisałem o lustracji. Natomiast nie rozwiązano tych problemów, także tutaj w Krakowie. Myślę, że Kościół sam sobie trochę zapracował na to, że „Kler” cieszy się takim powodzeniem. Jakie jest rozwiązanie? Myślę, że trzeba nie czekać na filmy i na skandale, przygotowywać rozwiązania dopiero, jak wybuchnie pożar, tylko władze kościelne powinny to rozwiązywać od razu. To się nie dzieje i stąd jest też amunicja dla tych, którzy atakują Kościół.

 

 

Kino jest sztuką, która może zmieniać rzeczywistość. Reżyser Wojciech Smarzowski, który nie ukrywa, że jest ateistą, mówi: „zrobiłem film, który od publiczności także wymaga odwagi”. Jeśli traktować ten obraz jako kierowany w sposób szczególny do katolików, to jakiej odwagi od nich by ten film wymagał?

 

 

Przede wszystkim ja nie jestem przeciwnikiem oglądania tego filmu. Sam go widziałem dwa razy. Każdy decyduje sam za siebie. Natomiast ja mówię o swoich rozczarowaniach. Obejrzałem ten film w dobrej wierze. I kiedy napisałem dwie jego recenzje przed premierą, myślałem, że pan Wojciech Smarzowski doceni, że jego się nie krytykuje za to, że podjął temat, tylko że ten temat, z przykrością muszę stwierdzić, spalił, bo pokazał same szwarccharaktery. Na przykład Kraków – ja znam wszystkie plusy i minusy Kościoła w Krakowie, natomiast pokazanie arcybiskupa, łatwo się domyślić, którego, pod Kościołem Mariackim w ten sposób jest nieuczciwe. Myślę, że tutaj nie tylko przerysował, ale wpisał się w takie ateistyczne spojrzenie na Kościół – to jest mafia, można Kościół rozwalić i będzie wszystko fajnie. Zresztą sam to mówi, że on sobie Polskę bez chrześcijaństwa wyobraża. Myślę, że to jest jego błąd, bo niestety to nie naprawi tych relacji.

 

 

Jak ocenia ksiądz szanse na to, żeby Kościół w Polsce zmierzył się z tym problemem, z którym w sposób dramatyczny zmagają się Kościoły w różnych krajach – Irlandii, Stanach Zjednoczonych czy Niemczech, gdzie ostatnio episkopat przytoczył dramatyczne statystyki. Chodzi o wspomnianą przez księdza kwestię pedofilii. Jakie ksiądz daje szanse na to, że Kościół hierarchiczny w Polsce będzie sobie w stanie z tym poradzić?

 

 

To są dwa problemy. Pierwszy to jest to, że rzeczywiście po Soborze watykańskim II doszło do ogromnego rozluźnienia pewnych norm moralnych w Kościele, szczególnie w strukturach kościelnych. Chodzi o to, że ogromny wpływ do dzisiaj ma tak zwane lobby homoseksualne, które powoduje, że te sprawy są tuszowane. W Polsce to jest sprawa arcybiskupa Juliusza Paetza, do dziś zresztą niewyjaśniona – molestowanie nie tyle co dzieci, co kleryków i młodych księży a więc osoby dorosłe, ale uzależnione od arcybiskupa. I także skandale, które są bardzo powszechne w całym Kościele, w Stanach Zjednoczonych to już jest taka patologia, że nie tylko bankrutują diecezje, które płacą odszkodowania, ale że też struktury się rozsypują. W tym kontekście list arcybiskupa Vigano, byłego nuncjusza papieskiego w USA, który krytykuje także obecnego papieża, jest takim straszliwym dramatem dla Kościoła. Natomiast jeżeli chodzi o sprawy polskie to panuje triumfalizm. Ciągle słyszymy o sukcesach. Mnie się to kojarzy z epoką Edwarda Gierka – są same sukcesy, natomiast problemy, które są w rzeczywistości, które bolą ludzi świeckich i także szeregowych księży, są całkowicie omijane. Lustracja sprzed dwunastu lat, z kolei sześć lat temu pisałem z panem Tomaszem Terlikowskim o lobby homoseksualnym, znowu była kontra. Te sprawy nie są rozwiązywane. Gdyby dzisiaj zapytać, czy w archidiecezji krakowskiej są uporządkowane pewne sprawy, to muszę z przykrością powiedzieć że nie, chociaż doceniam to co obecnie robi arcybiskup Marek Jędraszewski, który czyści to wszystko. To jest tak poważny problem, że tego nie da się rozwiązać w ciągu kilku lat.

 

 

Na ile według księdza przełomowy jest ostatni wyrok Sądu Apelacyjnego, który podtrzymał rozstrzygnięcie pierwszej instancji skazujące Towarzystwo Chrystusowe i Dom Towarzystwa Chrystusowego na płacenie ofierze księdza pedofila miliona złotych odszkodowania i comiesięcznej renty? Czy to, zdaniem księdza, jest przełomowe, bo może wskazywać na cywilną odpowiedzialność Kościoła? Teraz będziemy czekać na rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego, w tej sprawie będzie skarga kasacyjna.

 

 

Może ja znowu się narażę, ale nie uważam, żeby ten wyrok był zły. Jeżeli ktoś popełniał przestępstwo molestowania osoby nieletniej i robił to sam w ukryciu i nikt o tym nie wiedział, to jest problem tego sprawcy. Ale jeżeli sprawca od dłuższego czasu dopuszczał się tych czynów i ta wspólnota, w której mieszkał, czyli parafia czy zakon, wiedziała i tuszowała, to jest współodpowiedzialna. I tu się nie dziwię temu, że taki jest wyrok sądu. On może nie będzie aż tak bardzo przełomowy, natomiast jednak uświadomi Kościołowi, że wszelkie tuszowanie tych spraw jest rzeczą skandaliczną, niezależnie od tego czy się płaci odszkodowanie czy nie. Dam tu taki przykład. W ciągu ostatnich tygodni i miesięcy napisało do mnie listy kilkunastu księży. Ja na swojej stronie internetowej isakowicz.pl opublikowałem pięć listów różnych księży, w tym jednego z Krakowa, w których oni piszą, że próbowali przeciwdziałać tym sprawom – i molestowaniu i rozwiązłości, i wielu innym złym rzeczom. I co się okazywało – kiedy ci sprawiedliwi księża informowali przełożonych, udawali się nawet do nuncjusza papieskiego, okazywało się, że to jest wszystko blokowane. Widać wyraźnie, że tu instytucja nie widzi sojuszników nawet w tych księżach, którzy chcą, żeby Kościół się oczyścił z pewnych spraw. Myślę, że te listy są bardzo wstrząsające, bo one pokazują też bezradność księży, którzy są w szkołach, na parafiach, którzy pracują uczciwie. Pokazują, że oni nie mają pomocy ze strony, mówiąc kolokwialnie, góry. Oni się muszą przebijać i też bardzo często ponoszą różne konsekwencje z tego powodu.

 

 

To bardzo przygnębiające. To by znaczyło, zdaniem księdza, że Kościół nie jest w stanie oczyścić sam siebie?

 

 

W tej chwili Kościół w Polsce musi sobie jasno i wyraźnie powiedzieć, że ta droga zamiatania pod dywan różnych spraw jest niemożliwa. Ja ciągle wierzę, bo znam bardzo wielu pozytywnych księży biskupów, których znałem jeszcze jako zwykłych księży i którzy rzeczywiście chcą bardzo dużo dobrego uczynić i nie boją się tej prawdy. Natomiast blokada, moim zdaniem, niestety jest w Watykanie. Ja jestem rozczarowany osobą papieża Franciszka, który bardzo łatwo mówi o ekologii, natomiast nie podejmuje tych tematów. Obecnie jest Synod Biskupów na temat młodzieży. Wiem z relacji różnych osób, że będą przed Watykanem protesty osób z całego świata, które były molestowane jako dzieci. Ja myślę, że dojdzie do przełomu takiego, wracając już do spraw polskich, że Konferencja Episkopatu nie tylko powie po raz kolejny „zero pedofilii”, ale wyjaśni wstecz pewne sprawy. Choćby tę sprawę arcybiskupa Paetza. Musi być powiedziana prawda.