Trudno wyobrazić sobie bardziej beztroską i relaksacyjną aktywność niż bieg w towarzystwie psa na wolnej przestrzeni. Okazuje się, że nie mamy pojęcia jak odpowiednio odbyć w towarzystwie psa ten pozornie banalny "truchcik". Jeżeli miałby być to spacer idealny, na wspomnianym obrazku nie zobaczymy smyczy ani żadnej napiętej uwięzi, która łączy psa z człowiekiem. Każdy biegnie w swoim tempie, a gdy zwierzę zatrzymuje się, by eksplorować teren, opiekun także staje. Dzięki temu zwierzę może realizować potrzeby sensoryczne, poznawcze, społeczne i fizjologiczne we własnym tempie i w momencie gdy tego potrzebuje.
Ten przykład wzorcowego zachowania biegacza z psem należy do rzadkości. Jeśli się rozejrzymy, znacznie częściej zobaczymy trucht z psem dostosowany do potrzeb człowieka, w którym dyktuje on tempo i przystanki na trasie. Trzyma psa na napiętej smyczy lub co gorsze obok roweru i narzuca bieg w jednakowym tempie. Z prof. Marcinem Urbaniakiem rozmawiam o tym, jak duży wpływ na psa ma bieganie w towarzystwie człowieka. Zwłaszcza gdy opiekun zapomina, że jest częścią tandemu.
Jakie zachowanie ludzi budzi sprzeciw kynologów i Twój opór?
Gdy pies jest przypięty do człowieka i biegnie za nim lub musi ciągnąć opiekuna za sobą jak w przypadku sportu canicross.W ten sposób wywołujemy w psim ciele i psychice zjawiska, które są bardzo niekorzystne - wspomina prof. Marcin Urbaniak. Bieganie do tzw. upadu jest szkodliwe. Sama uprząż to już przymus wysiłku w określonym przez człowieka tempie. Trzeba pamiętać, że bieganie u psa różni się od ludzkiego i zdecydowanie bardziej przypomina spacer niż automatyczne przemieszczanie się do przodu jak w przypadku homo sapiens. U zwierząt to głównie eksploracja, zmiany tempa, częste przystanki na realizowanie potrzeb choćby sensorycznych jak wąchanie, ale także kopanie, podgryzanie trawy czy kontakt z innymi osobnikami swojego gatunku itp. W poprawnej wersji biegu to pies kontroluje sytuacje, w której się znajduje, nie człowiek.
A kiedy ktoś argumentuje, że "przecież mój pies jest zadowolony i cieszy się podczas wspólnego biegu na smyczy"?
Tak, cieszy się, bo jest to wymuszona akceptacja tej sytuacji. Nie ma możliwości wyboru, cieszy się z tego, co ma. Pies się zawsze podporządkowuje. Po prostu biegnie, bo tak robi opiekun, właściciel, lider. Nie ma pojęcia, dlaczego to robi, ale adaptuje się do sytuacji. Weźmy np. rzucanie psu piłki, by za nią non stop biegał. W momencie, kiedy mu ją rzucamy, wzorzec behawioralny jest zakończony złapaniem, ale potem rzucamy drugi, trzeci, pięćdziesiąty raz i ten pies do upadu biega. Ten rodzaj gonitwy zakończonej fazą konsumacyjną, z jednej strony daje mu radość i poczucie nagrody, ale tak jak w przypadku biegania na smyczy jest dodatkowo uzależniający. To znaczy, że bez nas pies nie ma możliwości realizowania swoich potrzeb, bo jesteśmy priorytetowym źródłem stymulacji. To tak jakbyśmy odbierali psu sprawczość. Jakby odbieramy psu sprawczość, decyzyjność i uzależniamy od naszej obecności. Uczymy go bezradności. Czy coś rzucamy, czy my biegniemy, to za każdym razem pies wie, że to od nas zależy, co będzie robił na spacerze. Jesteśmy jedynym źródłem stymulacji.
Załóżmy, że opiekun biegnie i na luźnej, dłużej smyczy ma przed sobą psa, dostosowuje się do jego tempa i zatrzymuje gdy ten staje?
Musimy się zatrzymać, w przeciwnym razie pies się na takim spacerze nie wyciszy. Nie możemy mu znikać z pola widzenia. Kiedy on na przykład staje, wywraca się i tarza w trawie, musimy być obok. Towarzyszyć w jego własnym tempie, a nie takim jakie nam się wydaje stosowne.
Często biegniemy bez zatrzymywania się przez nowe dla psa otoczenie. Nie jest w stanie niczego poznać, zarejestrować, wzmagamy w nim stres, frustrację, a równocześnie przebodźcowujemy. W otoczeniu jest przecież ukryta olbrzymia dawka stymulantów, których zwierzę nie jest w stanie przetworzyć w narzuconym mu tempie.
To jeszcze nic w porównaniu ze sportem znanym jako canicross lub dogtrekking?
Te dwie dyscypliny stają się coraz bardziej popularne. Canicross polega na tym, że przypinamy psa do uprzęży, tyle że to pies nas ciągnie. Jesteśmy dla niego jakby dodatkowym obciążeniem, "zaprzęgiem". W canicrossie biega się w ten sposób w zróżnicowanym terenie i na różnych nawierzchniach.
Natomiast dog trekking wymyślili Amerykanie, którym wydawało się, że skoro pies biega zadowolony po górskich stokach, to można tę aktywność skomercjalizować i wymyślili smycz z amortyzatorem a do niej dołączyli człowieka, którego zwierzę ciągnie w górę niczym koń. Towarzyszy temu z resztą to samo niesłuszne przeświadczenie co w przypadku przymusowej pracy koni, które jak kiedyś sądzono trzeba "zmęczyć" bo to naturalne. Mamy tu jeszcze na domiar złego wątek rywalizacji. Obie tego typu aktywności prowadzą do przestymulowania zwierząt i wzmożenia tych wszystkich wymienionych już wcześniej negatywnych konsekwencji, jakich doświadczają zwierzęta podczas narzuconego im w sposób skrajny wysiłku