Ze słynnym tekściarzem rozmawiamy też o tym, czy przeznaczenie istnieje, czy coś dzieje się w naszym życiu przez przypadek i od czego to zależy, że niektórzy potrafią dostrzec to drugie dno, niewidoczną niemal nić łączącą ludzi czy zdarzenia, a inni zdają się być obojętni?

Jacek Cygan, poeta, autor tekstów piosenek, librecista, także prozaik, autor właśnie wydanych w wydawnictwie Znak opowiadań „Przeznaczenie, traf, przypadek” jest gościem programu "Przed hejnałem"

 

- Wierzy pan w przeznaczenie?

 

Jacek Cygan - Ten tytuł książki "Przeznaczenie traf przypadek" mówi, że nie wiem, co to znaczy do końca. W jakimś sensie wierzę w przeznaczenie, ale nie umiem powiedzieć, czy to, co mnie spotyka, to przeznaczenie, czy przypadkowy traf. 

 

- W pana książce znajdziemy 26 opowiadań, które pozostają w głowie. Dużo tu opowiadań o ludziach starych, samotnych, o ludziach samotnych w związku. 

 

Jacek Cygan - W tych opowiadaniach czas i miejsce akcji są bardzo ważne. Skąd się bierze taka tkliwość w pisaniu o starości? Chyba stąd, że te rzeczy dzieją się w Europie, w miejscach, do których jeżdżę, w moich ulubionych miejscach. Patrzę na to z rozkoszą, z zachwytem. W opowiadaniu "Tenor" jest spory kawałek mojego szacunku do ludzi starych we Włoszech. Jest opowiadanie o ludziach żyjących w Lipsku - zauważyłem tam starszą panią, która mnie zainspirowała. To kobieta, która gubi dziecko w czasie wojny i później pojawia się ktoś, kto mógłby być jej córką. Ta córka zaś żyje ze świadomością utraconej matki. Czy to rzeczywiście była matka z córką - tego nikt nie wie, nawet sam autor.

 

- Nie lubię krótkich form, bo zawsze mam niedosyt. Część opowiadań mogłaby być piosenką. 

 

Jacek Cygan - Pewna kobieta zapytała mnie - czy są tu tacy bohaterowie, o których chciałbym jeszcze coś więcej powiedzieć? Na pewno byłaby to kobieta w brązowym kostiumie, ale do granicy, kiedy to niedopowiedzenie jest najważniejsze. Nie myślałem jednak, by napisać piosenkę o tym. U mnie te rzeczy się rozdzielają - to co powstaje jako wiersz, opowiadanie, czy piosenka.

 

- Wysłuchaliśmy piosenki Perfektu "Wszystko ma swój czas". Czy ta piosenka więcej mówi o panu - autorze tekstu, Grzegorzu Markowskim - wykonawcy, czy o osobach, na których robi ona wrażenie? 

 

Jacek Cygan - Mówi o relacjach, nawet moich z panią, choć się nie znamy. Najważniejsze jest to, co czuje autor, gdy dostaje zadanie do wykonania. Gdy dostałem muzykę tej piosenki, to byłem w towarzystwie Ewy Błaszczyk i księdza Wojtka. Pokazałem im tę muzykę i ksiądz powiedział - napisz o śmierci. Pomyślałem, że nie mogę tego zrobić Grzesiowi, osobie, którą się kocha. Jednak, gdy wróciłem do domu, to pomyślałem, że trzeba napisać mu o czymś ważnym. Niektóre piosenki mogłyby być opowiadaniami i ta mogłaby nim być. Trzeba kontynuować nurt osobisty. Tacy ludzie, jak Grzesiu Markowski, odnawia dusze. Pani przywitała mnie dziś słowami - trochę smutne te opowiadania, a ja teraz odpowiem - żeby opowiedzieć o czymś ważnym, to musi tam być smutek, melancholia. To jest zarówno w piosenkach, jak i opowiadaniach.

 

- Pan przyjaźni się ze wszystkimi, dla których pan pisze?

 

Jacek Cygan - Nie piszę dla tych, z którymi się nie przyjaźnię. Bez nici porozumienia nie ma przekazania tej energii.

 

- Andrzej Wajda powiedział, że te opowiadania to zalążek filmu, który dobry scenarzysta mógłby rozwinąć.

 

Jacek Cygan - Tak, pochylił się nad tymi opowiadaniami Andrzej Wajda. Bardzo się cieszę, że zauważył w tych opowiadaniach potencjał na film. Gdy byłem młody, to oprócz wierszy do szuflady pisałem opowiadania. To była proza poetycka. Pisząc te opowiadania, zawsze miałem w pamięci te pierwsze opowiadania z młodości. Znalazłem je, ale nie nadawały się one do tych opowiadań. Gdy człowiek staje się starszy, to woli prostsze historie. Wymyślić życie - to jest sztuka. W tych opowiadaniach na czytelnika czeka niespodzianka. Zwróciłem się do przyjaciela Leszka Mądzika z prośbą - zilustruj te opowiadania swoimi fotografiami. I teraz niektóre fotografie uzupełniają się z tekstem. Leszek powiedział mi kiedyś - jak byłem młody, to zawsze byłem ciekawy jak to jest być starym. Ludzie, którzy myślą obrazami, przedstawiają obraz skondensowany. 

 

- Chciałam spytać o przyjaźń z Leopoldem Kozłowskim. Kilka lat temu wydał pan biografię Loepolda Kozłowskiego.

 

Jacek Cygan - Nie mogłem tego nie zrobić. Leopold powiedział kiedyś - wiecie Państwo, że nie chodzę do Kościoła, ale w osobie Jacka Cygana znalazłem spowiednika. On chciał zostawić swoje życie mi, mnie je powierzył. Ten fakt, że muzyka uratowała mu życie, to nie jest metafora. Było mu ono niezwykle dotkliwie zabierane - był w obozach koncentracyjnych pod Lwowem. Oby jak najdłużej z nami był. Teraz jest drugie wydanie biografii Leopolda. 

 

- Z jednej strony jest w panu tkliwość do ludzi starych, a z drugiej strony pisze pan dla dzieciaków.

 

Jacek Cygan - Te dwie grupy są najbliżej siebie. Do pisania dla dzieci namówiła mnie Agnieszka Osiecka, bo byłem temu przeciwny. Powiedziała do mnie kiedyś - napisałam głupią piosenkę "A ja kocham moją mamę, co ma włosy jak atrament". Proszę, napisz mądrą. Nie miałem wyjścia. Teraz jestem jurorem na festiwalach dla dzieci. Napisałem książkę dla dzieci. Te piosenki dalej żyją.

 

- A kiedy słyszy pan piosenki, które są grane w stacjach komercyjnych, pisane przez młodych autorów, często z oszczędności, bo dobremu tekściarzowi trzeba zapłacić za piosenkę, to...

 

Jacek Cygan - Nie płaci się. Jeśli do mnie przychodzi Grzegorz Markowski, Maryla Rodowicz, Sylwia Grzeszczak, to żadna z tych osób mi nie płaci. Jeśli płyta będzie się sprzedawać, ludzie "kupią" tę piosenkę, to pieniądze wracają do autora. Teraz to wszystko się załamało, bo płyty się nie sprzedają. Wytwórnie wymuszają na młodych wykonawcach pisanie piosenek. Czasem dzwonią do mnie młode wokalistki w nocy ze słowami: co mam zrobić, bo wytwórnia wymusza na mnie, żebym napisała tekst, a ja nie umiem. Czasem im doradzam. Bardzo dużo w tych piosenkach jest odchodzenia. Zazwyczaj on odchodzi, ona zostaje i przeżywa. Zła sytuacja jest na rynku muzycznym. Teraz zawód tekściarza, czy autora tekstu umiera, bo nikt nie jest w stanie się z tego utrzymać. Będą ci, którzy jednocześnie piszą dla siebie i występują, bo będą żyć z koncertów.