Wojewoda zamówił u naukowców opracowanie, jak zachowywać się będzie woda w czasie powodzi stulecia. "W przypadku dorzecza Skawinki proponowano wcześniej budowę trzech zbiorników, ale jak się okazało, nikogo by one nie uratowały. Niewiele pomógł pomysł, by zbudować sześć zbiorników i wały przeciwpowodziowe. Stąd propozycja, by mieszkańcy przenieśli się tam, gdzie woda im nie zagrozi" - wyjaśniał wojewoda w Radiu Kraków. I zastrzegał, że to początek dyskusji. Na przełomie marca i kwietnia podobne opracowanie ma być gotowe dla zlewni Raby.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z wojewodą Małopolskim, Jerzym Millerem.
Zamiast budować wały i zbiorniki retencyjne lepiej przesiedlać ludzi - to pana nowe podejście do inwestycji przeciwpowodziowych. Myśli pan, że jest to wykonalne?
- Nowe podejście polega na czymś innym. Zanim się podejmie decyzję, trzeba policzyć, jak woda w trakcie dużych opadów będzie się zachowywała w dolinie rzeki. Wcześniej podejmowaliśmy nietrafne decyzje. Ludzie, którzy mieszkają w dolinie takiej rzeki, mają prawo do informacji, jaka jest sytuacja w ich domu wtedy, kiedy chcą wybudować ten dom a nie wtedy kiedy woda wzbiera. Z pomocą Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej a rękami Małopolskiego Zarządu Melioracji Urządzeń Wodnych zamówiliśmy wykonanie modelu matematycznego pokazującego, jak się będzie zachowywała woda w trakcie powodzi. Okazało się, że ta woda grozi zalaniem wielu obiektów. Propozycja pierwotna, którą zastaliśmy, była taka, żebyśmy zbudowali trzy zbiorniki. To nietrafna propozycja, one by nikogo nie uratowały. Specjaliści powiedzieli, żeby zbudować sześć, ale efekt też był marny. Po obwałowaniu także efekt nie był zadowalający. Potem padło pytanie: co będzie, gdy pogodzimy się z przyrodą a wyniesiemy się dalej?
Kto miałby przekonywać mieszkańców dorzecza Skawinki, żeby taką decyzje podjęli? To trudna decyzja.
- Dlatego proponuję dyskusję specjalistów z zainteresowanymi. Pokazaliśmy, jakie mogą być skutki braku decyzji. Posługując się tym modelem matematycznym, chcemy dyskutować. Mamy na to kilka miesięcy. Nie jestem za tym, żeby wszyscy się musieli przenosić. Chodzi przecież praktycznie o całą Skawinę. Nie jestem zwolennikiem rozwiązania zero-jedynkowego.
Nie jesteśmy zbyt mobilnym społeczeństwem. Nie boi się pan, że część się zdecyduje na przeniesienia a część zostanie? Wtedy tym, którzy zostaną, też trzeba będzie wybudować wały i zbiorniki.
- NIK zrobiła kontrolę w wylosowanych gminach objętych powodzią w 2010 roku. Okazało się, że 1/8 miała jakiekolwiek ograniczenia w planach wykorzystania gruntu w obszarze zalewowym. To znaczy, że nie informujemy inwestora, gdzie on się buduje. Stary mieszkaniec wie, że tutaj zawsze zalewało. Przyjezdny pewnie to robi nieświadomie. My nikogo nie chcemy na siłę stamtąd wynosić. Chcemy powiedzieć, że kogoś po prostu zaleje. I zapytać, co on na to.
Zostaje pan lub może się pan przenieść i dostanie pan pomoc z kasy państwa. Jak miałaby ta pomoc wyglądać?
- Jeśli mam pomagać komuś po powodzi, to wolę mu pomóc przed powodzią. Koszt będzie ten sam, ale ta osoba mniej straci. Po powodzi w 2010 roku dawaliśmy 300 tysięcy złotych, żeby ktoś mógł wybudować dom dalej od doliny rzeki. Wie pan ile osób skorzystało? Trzy rodziny. Reszta wolała się wybudować w tym samym miejscu. To nierozsądne.
Sprawa dotyczy Skawinki, ale to dopiero początek. Będzie Raba.
- Już na przełomie marca i kwietnia będzie podobna analiza dla zlewni Raby. Mam nadzieję, że krok po kroku przedyskutujemy wszystkie miejsca niebezpieczne z punktu widzenia zagrożenia powodziowego.
Krakowskie Oleandry trzeba ratować przed ruiną i zapomnieniem?
- Przed zapomnieniem nie trzeba. Wszyscy pamiętają, skąd wyruszyła I Kadrowa. Niepokoi spór dotyczący samego domu. To kilkunastoletni spór, który ma charakter postępowania administracyjnego. Ten spór, ze względu na kłopoty proceduralne, musieliśmy niedawno uchylić. Decyzja administracyjna prezydenta Krakowa będzie wydana pewnie jeszcze w tym roku i spór się skończy.
Co mogłoby się za kilka lat znaleźć w domu Józefa Piłsudskiego? Co by pan chciał tam widzieć?
- Pozostawiam to tym, który są zainteresowani tym domem, czyli osobom związanym z legionistami. Chciałbym, żeby to nie był dom, który jest przedmiotem waśni.
W tym roku jest 100-lecie wymarszu Kadrówki. Przed nami wielkie obchody, szkoda że dom Józefa Piłsudskiego nie wygląda tak, jak powinien.
- Rzeczywiście centralne uroczystości setnej rocznicy wybuchu I wojny światowej odbędą się w Krakowie. Będą na ulicy, przed domem. Nie będziemy widzieli tego, że ten dom nie jest w takim stanie, jakbyśmy chcieli.
Zamknie pan stadion Wisły po ostatnich racach?
- Nie mam satysfakcji z zamykania stadionu. Takie reakcje traktuję jako skrajne. Na szczęście tuż po meczu spółka Ekstraklasa dzwoniła do mnie, żebym się wstrzymał z decyzją do momentu decyzji tejże spółki. To spotkanie jest dzisiaj o godzinie 10.00. Jestem umówiony na jutro na spotkanie w Krakowie z tą spółką. Razem się zastanowimy, jak to zrobić, żeby nie zamykać stadionu, a żeby zmienić zachowanie niektórych osób. W trakcie niedzielnego meczu zawiodło tylko kilkanaście osób. Reszta ich wygwizdała.
Czyli decyzja będzie jutro? Może trzeba być konsekwentnym. Skoro to dotknęło stadion Cracovii, to dlaczego nie stadion Wisły?
- Mam opinię osoby konsekwentnej.
Czyli Wisła też?
- Tak jak powiedziałem, ustaliliśmy razem z Ekstraklasą wspólne działanie i czekam na jutrzejsze spotkanie.