Według byłego wicepremiera, wyborcza licytacja dotycząca frankowiczów jest skrajnie nieodpowiedzialna. Jednocześnie Hausner dobrze ocenia prognozy rządu dotyczące spadku bezrobocia i sytuacji na rynku pracy.


Zapis rozmowy Jacka Bańki z profesorem Jerzym Hausnerem z katedry Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego.

Płaca minimalna wyższa o 100 złotych. Jak pan to ocenia? Słyszymy głosy, że na rynek pracy dobrze to nie wpłynie.

- Problemem do dyskusji jest wysokość minimalnego wynagrodzenia w relacji do przeciętnego wynagrodzenia. Chodzi o to, żeby nie było takiej sytuacji, kiedy płaca minimalna jest zbyt niska, bo wtedy nie warto pracować. Nie może też być zbyt wysoka. To powoduje, że część zatrudnienia wchodzi do szarej strefy. Jak to jest około 40% przeciętnego wynagrodzenia, to jest to bezpieczne. Propozycję związków zawodowych, żeby płaca minimalna była rzędu 50% przeciętnego wynagrodzenia, uważam za przesadzoną i niebezpieczną. Ona teraz będzie w takiej relacji, jaką ja uważam za rozsądną ekonomicznie. Nie mam z tym problemu. To działanie jest prawidłowe.

 

To jest 100 złotych więcej, czyli 1850. Jak słyszymy, nie jest to ostatnie słowo. Kolejne podniesienie płacy minimalnej nie zmieni tych dobrych wskaźników związanych ze spadającym bezrobociem?

- Więcej jest korzyści niż negatywnych rzeczy. Ja nie rozumiem doktrynalnej niechęci części ekonomistów do minimalnego zatrudnienia. To normalny element regulujący funkcjonowanie rynku pracy. Można się zastanawiać, czy różnicować w Polsce minimalne wynagrodzenie pod względem regionalnym. To jest konstytucyjnie nieuprawnione. To by nie wytrzymało orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Czy to 100 złotych będzie więcej? To propozycja rządu. Jeśli strony dogadają się, żeby to było większe wynagrodzenie minimalne, to rząd może to podnieść. Jak jednak związki zawodowe będą chciały więcej a pracodawcy mniej, to będzie tyle, ile chce rząd. Trzeba się liczyć z tym, że tak będzie. Jak w przyszłym roku będzie wzrost wynagrodzeń, a wzrost wynagrodzeń nominalny i realny następuje, to trzeba będzie kolejny raz podnosić minimalne wynagrodzenie. To normalne. O ile? Proporcjonalnie do wzrostu przeciętnego wynagrodzenia.

 

Przy okazji kampanii prezydenckiej a zaraz parlamentarnej mamy licytację związaną z pomocą frankowiczom. Potrzebna jest ta pomoc? Jak tak to jaka?

- Pomoc jest niewłaściwym określeniem. To sugeruje, że mamy do czynienia z osobami, którym stało się coś nieprzewidzianego. Mamy do czynienia z problemem. Próba załatwiania sprawy na jednym ręku, bez liczenia się z innymi grupami, będzie rodziła kolejne roszczenia. Zamiast mówienia o normalnej transakcji, będziemy dyskutowali w kategoriach pomagania. Nie będziemy mówić o normalnych zachowaniach rynkowych. Mamy do czynienia z dużą grupą osób, która ma kłopot z obsługiwaniem kredytów. To jednak nie są wszyscy. Ta liczba jest na tyle duża, że może się pojawić takie niebezpieczeństwo, że jak banki zaczną przejmować mieszkania powstałe przy użyciu kredytu, one zostaną sprzedane i dojdzie do załamania na rynku. Dzisiaj ponad 90% mieszkań, które powstają, to mieszkania własnościowe. Nawet znacznie bogatsze od nas społeczeństwa nie mogą sobie pozwolić, żeby taka duża liczba mieszkań była własnościowa. To oznacza ogromne zadłużenie na bardzo długi czasu tak wielu gospodarstw domowych. Kredyt walutowy powinien być ograniczony i udostępniany osobom, które zarabiają w danej walucie. To są rzeczy, których nie zrobiono odpowiednio wcześnie. To nie znaczy, że w Polsce popełniono tak dużo błędów jak na Węgrzech. Potrzebna jest korekta. Moim zdaniem to nie ma być tylko korekta w relacji klient - bank. Musi pomóc państwo. Jednak nie może być tak, że będzie ustawa i zdejmiemy ze wszystkich ryzyko. Wśród nich są ci, którzy wzięli kredyt, żeby mieć kolejne mieszkanie pod wynajem. Jest wielu bogatych ludzi, którzy podjęli ryzyko. Nie każda sytuacja kogoś, kto zaciągnął kredyt walutowy, jest taka sama.

 

Dzisiaj wojewoda podpisuje z hutą ArcelorMittal umowę, dzięki której część gruntów huty zostanie przejęta przez Skarb Państwa. Koszty produkcji maja być dzięki temu niższe. Na tej części przejętej przez państwo ma powstać strefa nowych technologii, gdzie uczelnie będą współpracować z biznesem. To jest do zrobienia?

- To jest rozsądne postępowanie władzy. Władza zdaje sobie sprawę, że chodzi o rewitalizację dzielnicy. Trudno sobie wyobrazić rozwój Nowej Huty bez tego. Dla rozwoju miasta i województwa potrzebny jest silny ośrodek prokonkurencyjny w różnych sektorach. Jestem współuczestnikiem tego działania. Jestem inicjatorem tworzenia centrum kreatywności designu, czyli takiej formuły, która by pomagała biznesowi w budowaniu innowacyjnego podejścia do produktu i do organizowania firmy. One się staną konkurencyjne i kreatywne. Centrum kreatywności designu jest przedsięwzięciem czterech uczelni: ASP, AGH i Politechniki i UEK. Zamysł tworzenia centrum jest taki, żeby zaczynać od kształcenia. Oni są w stanie lepiej wchodzić w funkcjonowanie biznesu, czyli formułować rozwiązania, które mają część projektancką, techniczną i ekonomiczną. Chcemy wyjść od uczelni i iść w kierunku biznesu. To centrum jest przymierzane na ten teren. Trwają prace przygotowawcze po stronie uczelni i po stronie relacji z wojewodą.

 

Docieramy do szukania wartości wspólnej i upodmiotowienia pracownika i klienta. Jak to zrealizować?

- Trzeba powiedzieć, że obecny kryzys systemu gospodarki rynkowej ma różne źródła. Jedno to jest to, że model firmy, który jest określany przez pojęcie „biznesem biznesu jest biznes”, oznacza, że dobre jest wszystko jest dobre, co jest opłacalne. Nie liczymy się z konsekwencjami idącymi dalej na zewnątrz, związanymi z ochroną środowiska, nie liczymy się konsekwencjami dla życia publicznego, moralności. Chodzi o zarobek. Zarówno z punktu widzenia społecznego, jak i firm, ta filozofia na naszych oczach kona. Widać, że firmy, które traktują klientów jak ofiary, które celują w uzależnienia, które wmawiają, że to zdrowa żywność, nawet jak jest niezdrowa, przegrywają. Konsumenci się obudzili. Mogą teraz wykorzystywać media społecznościowe i wymieniać opinie. Chodzi także o szerszą refleksję. Myślenie, że to co jest dobre dla General Motors jest dobre dla Ameryki, kiedyś było słuszne. Jednak to było wtedy, kiedy myśleliśmy o gospodarce typu imperialistycznego. Jeśli mówimy o działalności kreatywnej, to musimy zastanowić się, co daje szkoła. Czy ona kreuje postawy kreatywne? To jest grunt, na którym będą się mogły rozwijać nowe rodzaje aktywności. Musimy o to zadbać. Także firmy. To nie jest tylko sprawa państwa i obywateli. To też sprawa firm. Te firmy, które mówią o odpowiedzialności społecznej a nie są społecznie odpowiedzialne, niszczą podstawy swojej działalności biznesowej. O tym mówi koncepcja firmy – idei.