Johannesburg, południowa Afryka, rok 1982. Nad miastem zawisa olbrzymi statek kosmiczny z wycieńczonymi przedstawicielami obcej cywilizacji. Władze tworzą dla nich strefę, a właściwie getto, wszystko po to, by nie dochodziło do kontaktu z ludźmi. Ponad 20 lat później zapada decyzja, by przenieść „krewetki”, jak mówią o nich ludzie, w inne miejsce. To zadanie dostaje urzędnik średniego szczebla Wikus van de Merwe. W „Państwie Filozofów” film „Dystrykt 9” Neilla Blomkampa z 2009 roku.

Humanizm kontra posthumanizm

Ludziom wstęp wzbroniony” - głoszą tablice wiszące na drutach kolczastych przy wejściu do dystryktu, w którym mieszkają „krewetki”. Te tablice zawiesili ludzie. Podobał się pani „Dystrykt 9”?

- Zastanawiałam, czy to jest science fiction, bo z jednej strony wygląda jak science fiction, a z drugiej jest bardzo ciekawą metaforą tego, co nazywamy humanizmem. Ten film równie dobrze można byłoby oglądać jako ilustrację filozofii Andy’ego Miaha i innych posthumanistycznych myślicieli. Przyglądając się tej całej strukturze, to rzeczywiście mamy wstęp wzbroniony. Ludzie nie mogą wejść tam, gdzie są „krewetki”. „Krewetki” nie mogą się rozejść po mieście. Już samo słowo „krewetka” sugeruje, że mamy do czynienia z istotą nierozwiniętą, niższego rzędu. Taką, którą można też skonsumować. W zasadzie trochę obrzydliwą, bo gdzieś tam pełza. Nic przyjemnego. Ale pamiętajmy, skąd wzięły się te postacie na Ziemi. Statek kosmitów rozbił się u bezpiecznych wybrzeży, na szczęście dla pasażerów. Pierwszy odruch? Przywitać, nakarmić, zaopiekować się - to gdzieś jest w ludziach. Jednak bardzo szybko okazuje się, że ten pierwszy odruch pomocy, bardzo naturalny, takim nie jest. Bo ci kosmici zostają odizolowani. Ich gehenna trwa 20 lat, co najwyżej robi się na nich eksperymenty medyczne i poddaje różnego rodzaju torturom. Można ich zabijać bez ostrzeżenia, tak o prostu, kiedy tylko człowiek poczuje zagrożenie. To wszystko każe nam zadać pytania o to, kim jest człowiek i o nasze człowieczeństwo.

Krewetki,” to określenie wymyślone przez ludzi na określenie obcych, ono nie jest oczywiście najlepsze. Być może bierze się również z tego, że te postacie, te stwory, właściwie nie wiem ich nazwać…

- Kosmici.

W każdym razie inteligencja z innej, obcej nam cywilizacji. Oni są krewetek podobni.

- No trochę, tak, jasne.

Technologicznie są zdecydowanie bardziej rozwinięci niż ludzie - wskazuje na to posiadany sprzęt, czy też broń. No i sam statek kosmiczny robi olbrzymie wrażenie. I jeszcze jedna rzecz, takie wyciągam wnioski, są - czy byli - nastawieni pokojowo.

- Tu pojawia się właśnie moje „ale”. Obcy dostają deprecjonującą nazwę, stają się materiałem badawczym, ludzie próbują wykorzystać ich broń, mają być przesiedleni do innego obozu, znacznie gorszego - to wszystko prowadzi do pytania o to, kim jesteśmy. Andy Miah definiując posthumanizm zwrócił uwagę, że jest on filozofią, która każe krytycznie patrzeć na człowieka. Humanizm przyzwyczaił nas, że człowiek jest nie tylko w centrum zainteresowań badawczych, ale też istotą wyjątkową. To jest ta trzcina myśląca na wietrze, to jest ten intelekt niezwykły, świadomość, rozum, wola, ale przede wszystkim osoba, która potrafi realizować etyczne zadania. W „Dystrykcie 9” to tak nie funkcjonuje. Mamy jedną wielką manipulację; co więcej - gdy okazuje się, że człowiek jest zagrożony, ważniejsze są interesy ekonomiczne czy polityczne, a nie jednostka. To przecież przypadek głównego bohatera.

Biały urzędnik z klasy średniej

Wikusa van der Merwe. Urzędnika średniego szczebla, który pracuje w korporacji zajmującej się Dystryktem 9. Ta korporacja ma przenieść obcych z jednego miejsca w drugie.

- I padają niesamowite słowa, gdy Wikus jest już zarażony. Na pytanie czy przeżyje, pada odpowiedź: mniejsza o to. Bo to nie jest istotne. Istotny jest materiał biologiczny. Wikus został zakażony, następuje transformacja, zmienia się w kosmitę, więc potniemy go na kawałki, dowiemy się, co się dzieje, a czy on przeżyje? Oczywiście, że nie, ale to nie jest ważne.

Ważny jest dostęp do broni obcych.

- Materiał biologiczny jest ważny.

Czyli połączenie człowieka z obcym.

- Andy Miah przyglądając się temu, jak rozwija się współczesna rzeczywistość, a więc analizując nasze możliwości technologiczne, stan usieciowienia naszego życia, ale również rozwój medycyny, czy neuronauk, dochodzi do wniosku, że humanizm jest dziedziną nauki, na która trzeba patrzeć bardzo krytycznie. Bo jeżeli będziemy cały czas w stary, klasyczny sposób, traktować człowieka jako kogoś wyjątkowego, nie zobaczymy zagrożeń, jakie sami dla siebie stwarzamy, ale też zagrożeń, które stwarzamy dla świata. I dla Miaha to jest najważniejsze – ubóstwiliśmy siebie, daliśmy sobie uprawnienia do zarządzania światem, które są bardzo arbitralne. Uzurpujemy prawo do panowania nad rzeczywistością. To jest tutaj istotne. Stworzyliśmy całą filozoficzną podstawę, która pozwala nam na samouwielbienie.

Posthumanizm ma być maksymalnie krytyczną filozofią, która dotrze też do tego, co w nas ewentualnie słabe, złe. Ma nam pokazać, co złego robimy wobec świata i drugiego człowieka. I stąd, moim zdaniem, „Dystrykt 9” to bardzo posthumanistyczny film.

Gdy główny bohater idzie z misją do kosmitów, to zachowuje urzędniczą uprzejmość - puka w drzwi, stara się, żeby każdy podpisał zgodę na przeniesienie do innego obozu.

Tak, ale jak większość ludzi, którzy mają kontakt z „krewetkami”, nie szanuje ich.

- Wręcz nimi gardzi i to widać na każdym kroku. Pukanie jest momentami łomotaniem. Urzędnicza uprzejmość bardzo szybko zmienia się, opadają maski i pojawia się twarz bardzo rasistowska. Z dużą nonszalancją i nienawiścią podchodzi się do drugiego i to tylko dlatego, że jest figurą obcego. Tego który nie jest taki, jak ja - białym urzędnikiem z klasy średniej, nie ma domu z ogródkiem na przedmieściach i blond żony. To wszystko zostaje nagle, takim bardzo asymetrycznym gestem, umieszczone w strukturze przemocy i rasizmu.

Jest taka scena, kiedy Wikus całkiem serio mówi: nie, nie zabijaj tego małego. Bo wie, że kamera jest włączona. To kolejny element całkowitej deprecjacji. Kiedy on się zmienia? Gdy robi coś, co jest gestem człowieczeństwa; wtedy zaczyna być „krewetką”.

To prawda, bo Wikus zostaje zarażony nieznaną medycynie substancją, czy też wirusem, który doprowadza do metamorfozy. Czyli człowiek zamienia się w „krewetkę”. Czy rasizm nie jest, skoro mówimy o człowieku - oczywiście w tym przypadku - naturalną odpowiedzią na spotkanie z kimś zupełnie innym, kimś z innej cywilizacji?

- Patrząc na rasizm europejski - tak. Kulturowo jest czymś naturalnym. Bo nauczyliśmy się mówić o obcym w bardzo wykluczający sposób i nauczyliśmy się traktować obcego jako nie człowieka. I nie trzeba kosmity, żeby zobaczyć, co wyrabialiśmy z drugim człowiekiem, który nie miał tej klasyfikacji.

Nudna dobroczynność

A tu jest mocniej, bo człowiek spotyka się z obcym.

- Andy Miah, żeby na chwilę jeszcze wrócić do posthumanistycznych narracji, bierze pod uwagę, co będzie, kiedy humanista spotka się z kimś, kto nie należy do naszego gatunku, a został przez nas stworzony (sztuczna inteligencja). Mówi: może się okazać, że będziemy sobie hodować nowych niewolników. W filmie „Dystrykt 9” to są kosmici, dużo inteligentniejsi od człowieka. Dużo bardziej też, można się domyślać, sprawni. Tyle że ujarzmieni. Ale ich siła znacznie przewyższa ludzką. Są traktowani jak infantylne dzieci, które nie potrafią zrozumieć, co się dzieje dookoła. I ta infantylizacja, brak jakiegokolwiek podmiotowego traktowania, są klasycznym podejściem, w którym człowiek oznacza coś bardzo wąskiego. Zwróciła na to uwagę Rosi Braidotti krytycznie analizując humanizm.

Zobaczmy, jaki mamy wzorzec człowieczeństwa: w tradycji kultury zachodniej to biały, heteroseksualny mężczyzna, najlepiej arystokrata, a współcześnie - dobrze zarabiający. Ktoś, kto jest nie biały, innej płci, czy innego statusu majątkowego/urodzenia, automatycznie nie ma szansy na bycie człowiekiem. To eliminuje dosyć sporą grupę społeczeństwa. Mamy klasistowskie myślenie. Więc raz jeszcze odpowiadając na pana pytanie: rasizm jest rzeczywiście czymś wyprodukowanym kulturowo i naturalnym. Podejście, które od razu stygmatyzuje, ma długi rodowód i ono nawet nie wypływa z lęku - przecież ci kosmici byli umęczeni, ledwo żywi. To było widać w pierwszych scenach. Potem wymagali opieki medycznej, żeby w ogóle przetrwać, przeżyć.

Czyli okazaliśmy im trochę serca na początku.

- Tak i to jest też ciekawe, bo Andy Miah, Rosi Braidotti, Francis Fukuyama czy inni posthumanistyczni myśliciele, krytykując człowieka i krytykując humanizm, nie odrzucają równocześnie tego, co pozytywne w bycie ludzkim. Chcą tylko przywrócić proporcje. Problem zaczyna się wtedy, gdy - jak dobrze ujęła to Ania Loomba, analizując właśnie kolonializm - zaczynamy widzieć możliwości jakiegoś zysku albo nie widzimy możliwości zysku. W przypadku kosmitów szybko okazało się, że nie możemy ich wykorzystać. Najpierw byli słabi, potem trzeba było ich utrzymać. W filmie nawet pojawiają się skargi obywateli, którzy mówią: no dobrze, dużo się na nich daje pieniędzy, a co z tego mamy? No nic. Co najwyżej możemy czuć się zagrożeni, bo obcy są bardzo blisko nas. To wszystko powoduje, że humanitaryzm coraz mniej się opłaca, że pomaganie staje się czymś niewygodnym.

Dziś też widzimy, jak szybko niektórzy nudzą się pomocą. W 2015 roku w Berlinie witano uchodźców i nie było żadnych konfliktów. Zmieniły to nagonki medialne i pewne znudzenie, no bo ile można pomagać, zwłaszcza jak człowiek nie jest do tego przyzwyczajony albo nie ma imperatywu pomocy. Ile można to robić?

Szybko nudzimy się dobroczynnością. Jest jakaś taka żmudna, nudna.