Dlaczego akurat region sądecki boryka się z tak dużym problemem niedoboru wody?
Strefy przygórskie i górskie w Polsce mają teraz - w dobie zmian klimatycznych - problemy z wodą. Nie jest to nowość, obserwujemy ten problem już od dobrych paru lat. Na początek wolałabym odnieść się do genezy tego problemu. Musimy zdać sobie sprawę, że miejscowości podgórskie najczęściej eksploatują wodę poprzez ujmowanie źródeł albo wody z potoku, rzadko jest to zespół studni głębinowych. Z racji tego, że od wielu, wielu lat mamy do czynienia z suszą hydrologiczną, która też przekłada się docelowo na suszę hydrogeologiczną..
Jaka jest różnica pomiędzy tymi pojęciami?
Przy suszy hydrologicznej, ona jest taka najpowszechniejsza i najłatwiej dostrzegalna przez mieszkańców. Zachodzi wtedy, kiedy mamy obniżenie poziomu wody powierzchniowej albo całkowity zanik wody w rzece czy w potoku. Każdy z nas jest w stanie to zobaczyć, natomiast dużo trudniejsza do zrozumienia jest susza hydrogeologiczna, bo właściwie ona objawia się tylko poprzez obniżenie poziomu zalegania zwierciadła wody podziemnej. Tutaj sztuką jest praca hydrogeologa, żeby wyjaśnić, że to czego nie widać, a też jest istotne w naszym życiu. Tu właśnie wracamy do Sądecczyzny, też Żywiecczyzna i cała strefa przygórska - te tereny mierzą się właśnie z problemem obniżenia zwierciadła wody podziemnej, to znaczy, że jeżeli wcześniej w danej niszy źródliskowej wybijała woda na powierzchnię i była ujmowana przez mieszkańców, to teraz w tym miejscu z dużym prawdopodobieństwem przy warunkach, które panują w Polsce, zwierciadło wody obniżyło się na tyle, że ta nisza wyschła, to źródło przestało istnieć.
Czyli wysusza nam się gleba?
To duży poziom uogólnienia. Ta woda, która dotychczas była na poziomie równym
poziomu terenu, bo to jest właśnie źródło, wtedy kiedy woda podziemna zrównuje swoją wysokość zalegania dokładnie z wysokością terenów – tu najłatwiej jest operować w metrach nad poziomem morza, teraz teren jest dużo wyżej niż zwierciadło wody i tak jak wcześniej występowało na powierzchni, tak teraz jest na przykład metr czy dwa, a w skrajnych przypadkach 5, a nawet więcej metrów poniżej, o czym właśnie mówimy na południe od Krakowa. I teraz dochodzimy do tego głównego problemu, że władze lokalne apelują do mieszkańców to, że trzeba się przygotować na pewną formę oszczędzania wody. Tutaj warto mieć świadomość, że nie mówimy o niczyim widzimisię, to nie jest jakieś działanie zastępcze czy działanie, które ma być proekologiczne. Nie mamy wyjścia, po prostu tej wody nie ma.
Ten problem będzie narastał z roku na rok?
Jeżeli zmiany klimatyczne w sensie globalnym jak lokalnym - z tym mamy do czynienia - nie zmienią się, a my jako mieszkańcy nie zmienimy swoich nawyków, to wszystkie trendy wskazują na to, że będzie tylko gorzej. Jeśli mówimy o zasobności wody podziemnej, bo tutaj też warto zaznaczyć, że im mniej będziemy mieć wody, tym raczej gorszej jakości też ona docelowo będzie.
Czyli musimy zapomnieć basenach przydomowych, podlewaniu trawników wodą prosto ze studni czy z ujęcia wody?
To jest takie działanie, które każdy mieszkaniec może wykonać indywidualnie. Mało rozsądnym jest podlewanie trawnika wodą prosto z kranu, która jest uzdatniona, nadaje się bezpośrednio do picia. Mówi się też, że warto by było tych trawników nie kosić. Zalecana ilość koszeń jest taka dwa na trzy razy w roku, co pewnie przeraża mieszkańców, którzy mają piękne trawniki przed swoimi domostwami, ale mówimy tutaj o możliwości zachowania wilgotności gleby. Tu nie walczymy to, czy krajobraz będzie ładny, tylko oto, ile wody zostanie zretencjonowane, czyli utrzymane w środowisku. Jeżeli zaczniemy przekładać nasze działania na skalę, w której możemy to zrobić razem z sąsiadami, z tą społecznością lokalną i później wyżej, to dopiero wtedy w tym efekcie możemy uzyskać to, czego oczekujemy. Wtedy zbieranie deszczówki, jeżeli zrobi to całe osiedle, dzielnica czy całe miasto zaczyna mieć dużo większy sens. Z pewnością nie odbuduje to żadnej niszy źródliskowej w okolicy Sącza czy Żywca, ale będzie to jakieś wymierne funkcjonowanie w warunkach, które mamy. Musimy też rozróżnić to o co walczymy. Czy walczymy górnolotnie mówiąc o odbudowanie zasobów wodnych dla całej Polski i wówczas niestety, ale tak jak mówiłam, to że podlewamy kwiaty w ogrodzie czy na balkonie deszczówką, którą wcześniej zabraliśmy, ono nie będzie miało bezpośredniego „zlinkowania” z tym tematem, ale jeżeli dany wójt czy burmistrz ogłasza, że mamy bardzo duże niedobory wody w danym rejonie, to nie mamy wyjścia. Trudno jest mi się pogodzić z taką myślą, że któryś z mieszkańców potrzebuje napić się szklanki wody i w kranie ma pusto tylko dlatego, że sąsiad pół godziny wcześniej nalał sobie kilka metrów sześciennych wody do basenu.
Gmina Kamienica - tam zapowiadano okresowe braki w dostępie do wody. Czy my musimy się do tego przyzwyczaić, że w przyszłości będzie to częste zjawisko, że będziemy odkręcać kran, a tam nie będzie wody? Albo na przykład gmina czy miasto powie nam, że od 12:00 do 15:00 na przykład wody nie ma?
Obawiam się, że tak. Z każdym rokiem coraz częściej będziemy słyszeli, że pewne gminy czy pewne strefy muszą wprowadzać obostrzenia w ilości dostarczanej wody, czy w wykorzystaniu tej wody. Z każdym rokiem, patrząc od około 2015, jeszcze wtedy może nie było aż tak dużej suszy, ale już cyklicznie od roku 2019, z każdym rokiem na dobrą sprawę w Polsce przybywa gmin, które przynajmniej raz w okresie od stycznia do grudnia, a najczęściej przypadający na ten okres letni, musiały ogłosić właśnie, że będą pewne ograniczenia w dostępności do wody wodociągowej. Mówimy tutaj setkach gmin, nie o dziesiątkach i za każdym razem ta liczba rośnie. Teraz najprawdopodobniej oprócz tego, że ilość gmin, które będą borykały się z tego typu problemami zasobności wody w rozumieniu lokalnym będzie wzrastała, to te gminy coraz bardziej są rozsiane po Polsce i one przestają już dotyczyć wyłącznie tych stref przygórskich i górskich. Warto też z perspektywy mieszkańców Sudecczyzny zaznaczyć, że wszystkie te strefy górskie czy przygórskie, stanowią takie - my nazywamy to strefami infiltracji, są to rejony, w których woda podziemna ta najpłycej dostępna - pochodzi z przesiąkania wód opadowych przez strefę gruntu w głąb i zaczyna się tworzyć jako zasób wody podziemnej. Natomiast te strefy górskie są właśnie tymi regionami, gdzie woda podziemna zaczyna swój bieg w całym cyklu w perspektywie też całego kraju. To znaczy, że dla Polski to co dzieje się w strefach górskich na południu naszego kraju docelowo będzie się przekładało na warunki tego, co się dzieje w środkowej i później nizinnej Polsce. Dlatego tak ważne jest działanie właśnie w tych rejonach na południe od Krakowa. Oczywiście mamy też szerokie spektrum, w jakim kierunku powinniśmy iść. Bardzo modne są te renaturyzacje rzek, zwracanie uwagi na to, że rolnicy powinni odchodzić od systemu melioracji i tak dalej, natomiast bardzo fajnym pomysłem, który coraz częściej przebija się w mediach polskich, jest takie świadome myślenie o racjonalnej gospodarce leśnej, właśnie na tych terenach górskich i podgórskich.
Racjonalne, to znaczy jakie?
To znaczy, że powinniśmy podporządkować swoje działania, pod retencję wody, a nie tylko pod pozyskanie drewna. Doszliśmy do takiego etapu ilości zasobów wody w Polsce, że powinniśmy raczej przestawić nasz sposób myślenia, że to woda jest teraz priorytetowym medium, o które walczymy. Zasób, który jest dla nas cenniejszy, na przykład w perspektywie gospodarki leśnej, to jest woda, którą las jest w stanie przetrzymywać, magazynować, niż sam fakt pozyskiwania drewna z tego lasu, a już nie daj Bóg takiego lasu leciwego, starodrzewia, bo właśnie te rośliny poprzez między innymi rozwinięty system korzeniowy są w stanie te wodę przetrzymywać dalej. Mamy naprawdę szerokie spektrum możliwości, z których powinniśmy korzystać, tylko pytanie czy będziemy odosobnieni w tym działaniu, czy jesteśmy w stanie działać lokalnie, czy mamy dalej jakieś możliwości przełożenia na zmiany systemowe. Oprócz tej gospodarki wodnej, dalej gospodarki leśnej, mówimy o strategii energetycznej. Moi studenci, ci młodsi bardzo się dziwią,
że brak wody oznacza brak prądu. Oczywiście moim zamysłem nie jest straszenie mieszkańców południowej Polski, że jeśli nie będą mieli wody w kranie, to znaczy, że za chwilę wyłączą im prąd…
...ale długofalowo może tak się stać…
ale jeżeli mówimy o systemowym rozwiązaniu w perspektywie kraju, oczywiście Polska nie jest tutaj odosobnionym państwem w Europie czy na świecie. Te systemy są ze sobą połączone i nie możemy tego rozpatrywać osobno. Geneza tego problemu rzeczywiście leży w zmianach klimatycznych, które nie są już teraz tylko zjawiskiem medialnym. Wszyscy musimy się z tym pogodzić, że to dotyka każdego z nas, czy mieszkamy w miejscowości, która ma 500 mieszkańców czy powyżej 500 000. Żyjemy w tym samym klimacie tutaj i teraz pytanie: z jakim naszym podejściem chcemy zmienić tę rzeczywistość. Czy będziemy oszukiwać się, że mogę napełnić sobie basen, bo do godziny 12:00 jest jeszcze woda i mam tę zachciankę, że będę się kąpała we własnym ogródku, czy z kolei należę do osób zachowujących się racjonalnie i zaczynam świadomie gospodarować nawet we własnym domu tymi zasobami wodnymi, które mam.