Zapis rozmowy Sylwii Paszkowskiej z Grażyną Szapołowską. Aktorka była gościem audycji "Przed Hejnałem".
Sylwia Paszkowska: Na swoim koncie ma pani ok. 150 ról filmowych, mnóstwo ról teatralnych, z których pozostał w naszej pamięci taki wizerunek femme fatale, seksbomby, symbolu pewnej epoki w filmie polskim, a tymczasem w książkach, które pani pisze, dostajemy zupełnie inny obraz kobiety – czułej, delikatnej, wrażliwej, uduchowionej. Jak to jest z tą Grażyną Szapołowską?
Grażyna Szapołowska: Myślę, że artyści, szczególnie aktorzy, mają w sobie wielkie pokłady różnych osobowości. Wizerunek kreowany był przez twórców filmowych, a większość twórców filmowych widziała we mnie dobrą aktorkę. To byli twórcy, którzy nie pracowali ze mną w Polsce tylko za granicą, więc jeżeli został stworzony taki wizerunek femme fatale, to może też dobrze w tym kraju. Wtedy żyliśmy w komunie i tęskniliśmy za czymś, co jest bardziej niedotykalne. Teraz mam trochę więcej czasu na pisanie, ale nie żeby odkręcić ten wizerunek, bo femme fatale z chęcią pozostanę do końca życia.
Ale w tych książkach odsłania pani sporo wrażliwości i swojej sfery bardzo intymnej. W książce „Ścigając pamięć”, w której pisze pani o matce, wraca pani też do różnych okresów w swoim życiu.
To się zrodziło z tego, że byłam w okresie, kiedy mama odchodziła i powstawał pewnego rodzaju pamiętnik o tym, co się z nią dzieje. W międzyczasie zgłosiło się do mnie kilku wydawców książkowych, żebym napisała autobiografię. Żeby pisać o sobie biografię, to mam za duży dystans do siebie, dlatego nie chciałam tego robić, gdyż byłaby ona nudna i nieciekawa. Natomiast napisanie książki przeplatanej pewnym okresem mojego życia na planach filmowych wydawało mi się pomysłem dość dobrym. Miałam akurat czas i tak powstała pierwsza książka, zaraz potem druga, może napiszę trzecią, która jest w trakcie przygotowania. Chciałam tutaj podziękować pani Kasi Koneckiej za pomysł i zaproszenie do Stowarzyszenia Aniołów oraz pani Kindze Kołodziej, które pomagają dzieciom, które tego potrzebują.
Przypomnę, że jest to idea remontowania pokoi dla dzieci z najuboższych rodzin, tych dzieci, które nie mają właściwych warunków do nauki. Kiedy po raz pierwszy usłyszała pani o Stowarzyszeniu „Piękne Anioły”?
Pierwszy raz usłyszałam o nim od pani Kingi, która do mnie zadzwoniła, potem zaczęłam szukać informacji w Internecie. Jestem bardzo nieufna, jeżeli chodzi o fundacje, ale ponieważ jest to stowarzyszenie non profit, to z chęcią w to weszłam.
Pani pamięta swój pokój dziecięcy, ten pierwszy? Jak on wyglądał?
Oczywiście. Miał duże okno na podwórko, a tam odbywały się najciekawsze rzeczy i dochodziły najciekawsze odgłosy. Miałam duży welurowy tapczan, taki na sprężynach, na którym spałam i miałam dwie półki nad głową, lakierowane, w brązie, na których stały książki, które czytałam. Kolor ścian był zielonkawy, ale to była taka zieleń bardzo delikatna. Więc ja byłam w zieleni z oknem na świat i na piaskownicę, którą miałam pod oknem i schodziłam, żeby grać tam z chłopakami w Scyzoryk, wtedy nazywało się to Pikuty.
Chciałam zapytać o premierę pani najnowszego filmu, na którego premierę wciąż czekamy. „Piąte: Nie odchodź”, co to jest za film?
To jest film w reżyserii pani Kasi Jungowskiej, tak się złożyło, że jest to moja córka, ja częściowo byłam producentem tego filmu. Jest to film, po którym widziałam, że ludzie wychodzą i płaczą. To jest zasługa Kasi, która ma umiejętność operowania uczuciami widza, która wpływa na jego uczucia, to jest bardzo ważne. O tym, o czym jest film wolałabym, żeby ona się wypowiadała natomiast mogę powiedzieć, że chodzi o kruszenie barier obojętności w najbliższych związkach ludzkich, o kruszenie tych barier. Nie wiem dlaczego w naszym pokoleniu Polaków, ludzie boją się takiej czystej bliskości i zauważenia osób, które są najbliżej nas i stanowią jednocześnie największą samotność i największe nieporozumienie. Tak jest w większości rodzin i o tym jest ten film.
O tym też jest pani książka „Ścigając pamięć”. Często pani o tym pisze, ta relacja matka - córka, wnuczka – babcia. Wszystko się tam pojawia. To jest najważniejsza relacja w życiu człowieka? Relacja między matką a córką jest ważniejsza niż ta między kobietą a jej partnerem?
To nie o to chodzi, czy to jest ważniejsze czy mniej ważne. To chodzi o zachowanie pewnej kultury rodzinnej. Jak przebywałam w Libanie i wspomniałam kiedyś o domu starców, na co oni zapytali co to jest. Odpowiedziałam, że to jest taki dom, gdzie starsi ludzie na starość są oddawani pod opiekę. Oni powiedzieli, że coś takiego w ogóle nie istnieje u nich, nie ma takiego pojęcia jak dom starców. Starsi ludzie są tam przy rodzinach bliższych lub dalszych. U nas zaczyna natomiast powstawać coraz więcej prywatnych domów starców. To świadczy o braku umiejętności opieki nad ludźmi, którzy są tak naprawdę nam najbliżsi. Kto jest stary, ma iść na boczny tor.
Może czasami ludzie po prostu nie mogą sobie pozwolić na to, żeby opiekować się swoimi najbliższymi.
Mogą, mogą. Jeżeli nie mogą naprawdę, bo jest to skrajny przypadek, to w Libanie są od tego specjalne szpitale nazwane hospicjami. Tam są już tacy ludzie, z którymi rzeczywiście nie ma kontaktu. Ale to też jest tak, że rodzina jest tam cały czas, chodzi tylko o bezpieczeństwo tych ludzi. Natomiast u nas ludzie umierają w hospicjach i pomimo tego, że mają rodziny, to w tych ostatnich chwilach nikt do nich nie przychodzi, bo się boi śmierci, my jesteśmy nieoswojeni z nią. Ta książka jest m.in. po to, żeby oswoić śmierć, żeby się nie bać, bo jak mówię, to jest jedyna przyjaciółka, która nas nie oszuka.
A te słowa powiedział pani na początku kariery Adam Hanuszkiewicz, kiedy grała pani śmierć i kiedy wszyscy mówili: no jak tak ma wyglądać śmierć, to ja poproszę.
Tak pisali nasi krytycy filmowi, teatralni.
Ważne, żeby w tej ostatniej chwili był ktoś bliski, kto potrzyma za rękę.
Tak, to jest bardzo ważne. Mało tego, ta osoba, która to robi powinna zdawać sobie sprawę, że to jest zaszczyt dla niej, obcowanie z tą ostatnią chwilą. To nie jest straszne, to jest wzruszające i magiczne. To jest ważne, żeby potem inaczej patrzeć na całe życie swoje i swojego otoczenia.