Jak rozpoczyna się ta historia?

Mój  tato miał dwie restauracje, ja studiowałem grafikę komputerową. Matka miała zwyczaj dopytywać mnie: dlaczego nie studiuję gastronomii, skoro to lubię, ale ja sam żyłem w przekonaniu, że gotowanie może być co najwyżej sposobem na relaks, a nie poważnym zawodem. Pewnie wynikało to z faktu, że gotowałem zwykle dla przyjaciół i to była moją główną motywacją. Dopiero wyjazd do Hiszpanii zmienił tę optykę. Zrozumiałem, że tylko zajmując się gotowaniem, czuję się naprawdę kompletny.  

Co wygnało dwudziestoparolatka z Meksyku?

Zostałem porwany, tak zwyczajnie na ulicy. Podjechali faceci taksówką, przyłożyli mi pistolet do głowy i wciągnęli do środka. To było na obrzeżach miasta. Jeździli tak ze mną parę godzin. Okradli mnie z pieniędzy, kart kredytowych i z pustymi kieszeniami, ale całego wyrzucili gdzieś na poboczu.

Czy takie sytuacje to norma meksykańskich przedmieść?  

Nie, ale poza miastami, na obrzeżach takie rzeczy mogą się zdarzyć, co nie znaczy, że Meksyk jest krajem skrajnie niebezpiecznym. Moja siostra tam mieszka i nigdy nie spotkało Jej nic złego.

Czy to doświadczenie wpłynęło na Twój wyjazd z kraju?

Nie do końca. Chciałem zwiedzić Europę, poszukać planu na życie. Porwanie tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że chcę wyjechać, a Europa wydawała się bezpieczna.

Posłuchaj całej rozmowy z Jeronimo Carrillo Olin, założycielem krakowskiego Del Jero mexican street food w wersji audio.