Podróżowanie dziś drogą krajową nr 94 jest bezpieczne?
- Cały rejon olkuski, na zachód od Olkusza mniej więcej, jest terenem bardzo intensywnej działalności górniczej, prowadzonej już od średniowiecza. Mówimy więc o historycznym nowożytnym górnictwie. Ten teren jest jak ser szwajcarski. W podłożu, w górotworze triasowym, są tysiące kilometrów wyrobisk, komór. Ta ziemia nigdy nie będzie bezpieczna. I dodatkowo jeszcze – górotwór był stabilny, dopóki była tam prowadzona działalność, dopóki teren był osuszony i odwodniony.
Uruchomienie likwidacji kopalni i zatapianie całego górotworu skutkuje zwiększeniem intensywności zapadlisk, które się będą pojawiać nawet przez kilkadziesiąt lat. Nie możemy więc powiedzieć, że jakiś fragment jest tam bezpieczny. Użytkowanie tego terenu wiążę się z dużym ryzykiem.
Proces się nie zatrzymuje
Dwa wypadki w ciągu dwóch tygodni, w tym samym miejscu. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad mówi, że będzie monitorować tę sprawę - zmniejsza prędkość poruszania się drodze. To wystarczy?
- Absolutnie nie. Na pewno trzeba do tego podejść bardziej kompleksowo. Zapadliska pojawiają się praktycznie od trzech lat, kiedy to zaczęto zatapiać kopalnię. Duże obszary lasu są odcięte, nie można z nich korzystać. Później były problemy na obwodnicy w Bolesławiu.
Obwodnica jest teraz zamknięta.
- Tak, najpierw zapadliska pojawiały się obok niej; wtedy jeszcze utrzymywano ruch. Ruch wstrzymano, jak już dziury pojawiły się w samej jezdni. Wyłączony z użytkowania jest cmentarz w Bolesławiu, są też zapadliska przy dworku w Bolesławiu. W sumie tych zapadlisk może być nawet ponad 200 czy 300. Ten proces się nie zatrzymuje i długo jeszcze się nie będzie zatrzymywał. Dlatego GDDKiA powinna do tego terenu podchodzić w sposób specyficzny i wykonać dużo większy zakres badań niż jest to robione w standardowych przypadkach. Nie wystarczy typowe badania, muszą być bardziej szczegółowe badania i lepszy monitoring.
Na czym mają polegać bardziej specjalistyczne badania?
- Wydaje mi się, że przede wszystkim powinny to być naloty lidarowe, które pokazują ugięcia; trzeba też zamontować czujniki pokazujące mikrougięcia. Chodzi o to, żeby pokazywać przemieszczenie górotworu. Ale i tak nie uchronimy się przed zapadliskiem – kiedy załamuje się struktura górotworu, dziura powstaje w ciągu trzech sekund. Później następuje stabilizacja zapadliska, jednak nie wiadomo, czy zapadlisko będzie miało tendencję do rozwijania się. Nie można jednak poprzestać tylko i wyłącznie na obserwacji zapadlisk - trzeba podejmować takie działania, które będą w większym stopniu minimalizować ryzyko, jakie one generują dla ludzi. Oczywiście, zawsze ktoś powie, że się przesadza, bo w sumie nic się nie dzieje, ale jak będziemy tak długo czekać… Już czekamy trzy lata i widać, że ten proces się nie zatrzymał. W końcu się zdarzy coś naprawdę tragicznego.
Pomoże specustawa?
GDDKiA opiera się w swoich działaniach na opinii Państwowego Instytutu Geologicznego.
- Strona społeczna postulowała, żeby Państwowy Instytut Geologiczny zajął się w ogóle sprawą skutków ekologicznych, przyrodniczych i społecznych likwidacji kopalni olkuskich. PIG odpowiedział, że nie ma środków, nie zna tamtych opracowań i wielu różnych problemów. W sprawie kopalni Olkusz Pomorzany wiemy (i jej likwidacji), że wszystkie zapadliska są efektem działania wody, która dopływa do wyrobisk. Służby państwowe – nie tylko w mojej opinii – nie nadzorują tego terenu wystarczająco. Ludzie oczekują większego zainteresowania ze strony tych służb, bo mają małe możliwości, żeby wpływać na prywatną firmę, która jest właścicielem kopalni. To państwo - i jego służby - powinno być mocne.
Wciąż nie mamy specustawy, która przyznającej odszkodowania za szkody pogórnicze. Mogłaby z niej tego skorzystać Trzebinia.
- Uważam, że specustawa to takie mamienie ludzi. Mamy przecież przepisy prawne, które - przy dobrej woli i prawidłowym ich zastosowaniu - dają możliwość działania. Ale politycy oczekują cudownego remedium – będzie jakaś specustawa, która rozwiąże problem. A to nie jest tylko kwestia woli politycznej. Przepisy prawne w Polsce są jasne - jest odpowiedzialność za szkody górnicze, nawet na etapie likwidacji kopalni. Za szkody historyczne odpowiada ostatni właściciel koncesji górniczej, który na tym terenie funkcjonował.
Wiadomo więc, kto to powinien robić. Ale nie robi. Czekanie na specustawę, to są opowieści. Widzimy, że nikt chyba nie zamierza reaktywować specustawy trzebińskiej, a nawet jeżeli prace nad nią trwały, to ja też zwracałem uwagę, żeby ją rozszerzyć – nie zawężać tylko do Trzebini. Jest przecież Olkusz obok, gdzie te procesy już się dzieją. I zostało to bez odzewu. Oczywiście te procedury się różnią, ponieważ w Trzebini następcą prawnym jest państwo, w Olkuszu - prywatna firma. Spółka Restrukturyzacji Kopalń, która działa w Trzebini, nie za bardzo ma możliwość działania w Olkuszu.
Źle przygotowana likwidacja
Wróćmy do odpowiedzialności. Mieliśmy obwodnicę, która została dopiero co otwarta, a zaraz potem zamknięta. Ktoś dał pozwolenie, ktoś wydał zgodę, żeby akurat w tamtym miejscu poprowadzić drogę.
- Właśnie to jest główny problem - wszyscy mówią, że jest świetnie, że będą monitorować, coś robić. A ludzie czują, że nic nie jest zrobione. Kiedy przygotowywano się do likwidacji kopalni i społeczność lokalna poprosiła mnie o opinię, to zwracałem uwagę, że likwidacja nie jest przygotowana, puszczamy ją bezrefleksyjnie. Pozwalamy przebiegać procesom naturalnym, a nie jesteśmy zupełnie przygotowani jeżeli chodzi o jakieś standardy, specyfikacje czy procedury. Trzeba było zakładać, że wystąpi zapadlisko na drodze, tak?
Gotowe powinny być już rozwiązania, ale u nas się czeka, bo może nie zrealizuje się ten czarny scenariusz. A jak się realizuje, to podejmowane są działania czysto medialne; to ma uspokoić ludzi. Przecież w lesie było najpierw ponad 200 zapadlisk - i już tu nie było żadnych procedur. To ludzie informowali, że jest zapadlisko blisko gazociągu. Ale uznano, że ludzie wprowadzają w błąd, bo tak naprawdę zapadlisko było 100 metrów od tego gazociągu. Tam naprawdę dzieją się rzeczy, których nie zatrzyma jeden urzędnik czy jedna wywrotka kamienia wsypana do dziury w środku drogi. Trzeba całą drogę objąć monitoringiem, nie tylko ten jeden fragment z zapadliskiem.
Widzimy wyraźnie, że w przypadku obwodnicy w Bolesławiu sprawa utknęła. Starostwo twierdzi, że zgłosiło sprawę do sądu, ale ja nie mam przekonania, że to już jest na etapie sądowym. Ciągle trwa chyba jakieś postępowanie ugodowe, a ludzie czują się coraz bardziej zagrożeni. Nie ma raczej jakiejkolwiek refleksji.
Ludzie obawiają się, że zostaną - jak zwykle – sobie. Że będą musieli wyrwać to, co im się należy. I to jest bardzo smutne, bo nie mówimy tylko o przypadku Bolesławia czy Trzebini.