Gościem Marcina Ryszki był niewidomy jazzman i poeta, Szymon Wasiłowicz.

Wiem, że pewnie na takie pytania bardzo często musisz odpowiadać, ale jak to się stało, że straciłeś wzrok?

Na ciemną stronę mocy przeszedłem ok. 15 lat temu. Pochodzę z Warmii, z bardzo pięknej okolicy. Natomiast przygoda z muzyką, czy później też z poezją zaczęła się w Krakowie. Tutaj otworzyły się potężne możliwości i przede wszystkim spotkałem takich ludzi, którzy pociągnęli to dalej. Zawsze chciałem pracować jako muzyk, jako artysta, jako poeta, ale potrzebny był mi ktoś, kto da przysłowiowego kopa.

Czy Tobie muzyka, poezja towarzyszyły już wcześniej, nim straciłeś wzrok, czy to wszystko zaczęło się wtedy, jak zostałeś osobą niewidomą?

Na większą skalę to się zaczęło po tym dopiero, jak straciłem wzrok. Wcześniej próbowałem, ale pierwsze utwory światła dziennego nie ujrzały. W szkole dla niewidomych dostałem propozycję wydania pierwszego tomiku, co było dla mnie zaskoczeniem. Na początku dostałem zlecenie napisania wiersza dla UKS Salwator, dla klubu sportowego z Tynieckiej.

Dusza sportowca w tobie drzemie.

Drzemała tak naprawdę od zawsze, bo jak widziałem, chciałem być sportowcem. Pierwsze ambicje wiązały się z piłką nożną. Wioślarstwo zostało też zaszczepione troszeczkę później.

Gdy „zgasło światło” zapragnąłem czegoś więcej

Dlaczego straciłeś wzrok? To była choroba?

To była choroba, która postępowała. Od urodzenia byłem jednoocznym człowiekiem, niedowidzącym, natomiast radziłem dobrze, ze sportem byłem za pan brat.

Takich miejsc powinno być więcej Takich miejsc powinno być więcej

Później niestety w konsekwencji choroby, zgasło światło. Skończyłem gimnazjum w Olsztynie, a później zapragnąłem czegoś więcej. Chciałem zdobyć zawód, zdobyć wykształcenie, które da mi chleb. Rozważałem też wybór szkoły w Warszawie, ale tam nie było szkoły muzycznej, a zależało mi żeby się kształcić dwutorowo.

Ile kilometrów jest z Krakowa do Olsztyna?

Z Krakowa do Olsztyna jest dokładnie 540 kilometrów.

Pamiętasz pierwszą noc w internacie?

Pamiętam, nie spałem dlatego, że byłem niezwykle podekscytowany. Pragnąłem już zacząć naukę w szkole, ponieważ wcześniej miałem nauczanie indywidualne, co też było świetne.

Czyli nie uczęszczałeś na zajęcia z klasą?

Nie, ale miałem fenomenalnych nauczycieli, do których teraz ślę ukłony. Nauczyciele przez duże N, ludzie z powołaniem. Później stwierdziłem, że pojadę do Krakowa. Lęku nie było, była ekscytacja. Już chciałem zacząć, już chciałem działać.

Po co niewidomi idą w góry? Po co niewidomi idą w góry? "Takie zapachy i dźwięki są tylko tam"

Ty jesteś takim fenomenem, bo często osoby, które zmieniają swoje życie są wystraszone, bojaźliwe. Robiłeś po to, żeby zainwestować w siebie, żeby ci w przyszłości było lepiej?

Dokładnie tak, chociaż nie wiedziałem, że stracę wzrok. Jak widziałem, moim marzeniem było no ukończenie szkoły muzycznej. I paradoksalnie coś straciłem - wzrok, natomiast zyskałem o wiele, wiele więcej - szkołę muzyczną, przyjaciół i karierę, jako jazzman, jako poeta, jako artysta.

Bez dobrego tekstu nie ma dobrego jazzu

Czujesz się bardziej jazzmanem, czy bardziej poetą?

I jazzmanem, i poetą, dlatego, że bez dobrego tekstu nie ma dobrego jazzu. Oczywiście uwielbiam utwory instrumentalne, natomiast tekst to jest jednak głębia, nad którą człowiek może się pochylić, może przemyśleć pewne kwestie, nawet jeśli się nie zna na muzyce.

Będąc na scenie, masz dyskomfort, że nie widzisz publiczności? Przeszkadza ci to w występach?

Absolutnie mi nie przeszkadza, a wręcz jest dla mnie bardzo dużym plusem. Feedback się wyraźnie czuje, jeśli chodzi o ludzi, którzy tam są, słuchają, nawet jakieś krzyki, gwizdy. Jazz jest fenomenalny, bo nie jest hermetyczny. Przy koncertach muzyki klasycznej masz absolutną ciszę. Zobacz, co się dzieje przy jazzie. Wychodzisz na scenę, śpiewasz i jest show. Muzyka oddycha razem z tobą, razem z twoim napięciem, które z ciebie ulatuje, wędruje do słuchaczy i wtedy oni dają ci informację zwrotną, która jest po prostu niesamowita i nakręca cię jeszcze bardziej. To jest spirala nie do zatrzymania.

A pamiętasz jakiś swój występ, kiedy to była taka petarda, że myślałeś, że już lepiej w życiu nie zaśpiewasz, że nigdy w życiu więcej już tak publika cię nie poniesie?

To był festiwal w Katowicach, gdzie śpiewałem standard jazzowy Michaela Bublé – Spiderman. Świetny kawałek, kapitalnie zaaranżowany przez zespół Michaela Bublé. Było, bardzo dużo przestrzeni dla wokalisty, jeśli chodzi o improwizację, jeśli chodzi o scat, czyli te elementy jazzu, które są nieodzowne.

Był jeden niezwykły występ. Pojechaliśmy na Ukrainę, do Winnicy. Śpiewałem New York, olbrzymia scena, bardzo dużo ludzi, niesamowite nagłośnienie. Naprawdę akustycy dali czadu, no i poniosło. Czułem się uskrzydlony. Ludzie zaczęli skandować, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Niezapomniane wrażenia, naprawdę chętnie bym to powtórzył.

Niczego w życiu mi nie brakuje

A jakie jest twoje największe artystyczne marzenie?

Chciałbym wystąpić na Broadwayu. Moim zdaniem to jest taka kolebka, mekka, w której stronę zmierzają artyści. Nie wszystkim się to udaje, oczywiście. Być może, daj Boże.

Ogrody dla niewidomych Ogrody dla niewidomych

Z jakim artystą chciałbyś wystąpić?

Z nieodzownym, genialnym, fantastycznym, jeśli chodzi o frazowanie, Frankiem Sinatrą, niestety już nieżyjącym. Był genialny w tym, co robił.

Czego Ci brakuje? Są momenty, że sobie łapiesz się na tym, że jednak w takiej sytuacji przydałoby się jednak, żeby wzrok posiadać?

Niczego mi nie brakuje w życiu. Mówię to z pełną odpowiedzialnością, jako człowiek, który przystosował się do tego życia. To jest adaptacja do zmiennych warunków. Zawsze to powtarzam, że to jest nieodzowny element, jeśli chodzi o osoby niewidome - musisz się przystosować. Ja nie musiałem, ale chciałem.