Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PiS Filipem Kaczyńskim.
Potwierdzi pan doniesienia, że w ostatniej chwili – dziś szóste podejście do wyboru marszałka – prezes Kaczyński wycofa Łukasz Kmitę i postawi na innego kandydata, żeby zachować jedność partii i Małopolski?
- Uważam, że nie wycofa i nie powinien. To moje zdanie. Gdy dochodzi do zdrady… Grupka osób robi woltę przeciwko PiS-owi, Małopolsce i Polsce. W takich chwilach trzeba być konsekwentnym, trzeba oddzielić ziarno od plew. Przed nami ciężkie czasy dla Polski, dla Europy. Tym bardziej w partii musimy otaczać się osobami, które mają proste kręgosłupy i nie stawiają na własne interesy. Tu tak jest.
Mówi pan o oddzielaniu ziarna od plew, ale mówi pan o swoich kolegach w Sejmiku. Spędził pan tam sporo czasu.
- Tak. Zdecydowaną większość tych osób znam od dobrej strony. W czasach gdy pracowaliśmy razem... Pierwsze trzy lata byłem w Sejmiku opozycyjnym. PiS było w opozycji, marszałkiem był pan Krupa. Potem rok byłem w Sejmiku, gdzie mieliśmy władzę. Ludzie potrafią się zmieniać na gorsze, tu górę wzięły partykularne interesy. W systemie bycia w partii politycznej, jest inaczej niż w samorządach gminnych, tam polityki jest mniej. Sejmik to już miejsce, gdzie polityka krajowa ma swoje znaczenie. Tutaj lojalność w stosunku do władz partii jest bardzo ważna.
Dlaczego prezes Kaczyński tak się upiera przy Łukaszu Kmicie?
- Znam pana posła Łukasza Kmitę, startował z mojego okręgu wyborczego. Znam go też jako wojewodę. Był to polityk, który bardzo dobrze wypełniał tę funkcję w trudnych czasach. Był wojewodą, gdy hulał Covid, były zagrożenia związane z bezpieczeństwem kraju. Odpowiadał za wszystkie ważne, rządowe decyzje na terenie województwa. Radził sobie bardzo dobrze. Znam go też z czasów, gdy piastował inne funkcje, jak kierował małopolskim KRUS. To dobra decyzja.
W pewnym momencie pomyślałem sobie, że kandydata posła Kmitę mógłby zastąpić kandydat poseł Filip Kaczyński. Też poseł, też politolog, ma doświadczenie z Sejmiku… Co pan na to?
- Jest mi miło, że pomyślał pan o mojej skromnej osobie. Ja jednak dobrze się czuję w parlamencie. Moja historia samorządowa… Mam ten okres za sobą. To świetny okres dla mnie, miło to wspominam, ale dziś lepiej odnajduję się w Warszawie, gdzie mogę reprezentować mieszkańców z mojego okręgu. Nie ma takich pomysłów.
Zgadza się pan z tezą Onetu? „Jarosław Kaczyński rozwala partię dla jednego człowieka”.
- Nie. Zdecydowanie się nie zgadzam, to nie Jarosław Kaczyński rozbija partię. Dopuszczają się tego niestety radni, nieduża grupka. Ostatnie głosowanie pokazało polaryzację radnych. Nie można powiedzieć na 100%, kto dokładnie głosował na kogo. To głosowanie tajne. Jak byśmy próbowali rozszyfrować wynik danego głosowania, to jest to wróżenie z fusów. Według mojej wiedzy to grupka 3-4 radnych. Dla 39-osobowego Sejmiku nie jest to dużo, ale ta grupa staje się języczkiem u wagi. Starają się to wykorzystać dla swoich celów.
Słusznie zatem prezes PiS włącza opcję atomową i de facto usuwa buntowników z partii?
- W tym momencie jest wszczęte postępowanie. Bodaj trzy osoby są zawieszone z Sejmiku, ta procedura została uruchomiona. W demokratycznej partii tak powinno być, że przysługuje tym osobom możliwość odwołania się. Zobaczymy, co będzie dalej. Ważne, żeby apelować dalej o porozumienie, żeby te osoby poszły po rozum do głowy i zdały sobie sprawę, że żarty się kończą. Marszałek musi być wybrany w najbliższych dniach. Przy wygranych wyborach PiS nie wyobrażam sobie, żeby to była inna osoba niż Łukasz Kmita.
Być może dzisiaj celem numer jeden dla państwa są przyspieszone wybory w Małopolsce i do tego wszystko zmierza? Będzie można wyczyścić listy i pewnie raz jeszcze z sukcesem przejść przez procedurę wyborczą.
- Wybory to ostateczność. Nikt ich nie chce. Będą kosztowały wiele pieniędzy. To też wydatek dla samych kandydatów na kampanię. To by były w krótkim czasie chyba piąte wybory dla Małopolan, licząc z drugą turą wyborów samorządowych. Były wybory parlamentarne, samorządowe i do Parlamentu Europejskiego. Małopolanie są zmęczeni wyborami. My tego też sobie nie życzymy. Jeżeli jednak nie będzie rozstrzygnięcia w Sejmiku, do wyborów będzie musiało dojść.