Zdjęcie ilustracyjne/ Fot. Pixabay.
1.Tło polityczne
Posłanka PiS Anna Krupka opublikowała film sugerujący, że migranci są potajemnie przywożeni do Krakowa.
Nagranie zostało usunięte, ale wywołało falę spekulacji i dezinformacji.
2. Stanowisko eksperta
Jan Brzozowski z UJ stanowczo zaprzecza teoriom o "nocnym przerzucie migrantów". Podkreśla znaczenie opierania się na twardych danych, a nie emocjach.
3. Statystyki migracyjne
W ciągu pięciu lat do Polski przekazano z UE łącznie ok. 4400 osób. Z tej liczby tylko 100–200 osób pochodziło spoza Europy Wschodniej. Polska sama deportowała w 2023 r. aż 8500 cudzoziemców.
4. Wydajność systemu
Polska jest jednym z najskuteczniejszych krajów UE w egzekwowaniu decyzji o deportacji (80 proc. skuteczności).
Średnia unijna to zaledwie 26. Migranci to większości to osoby ubiegające się o azyl w Polsce, które próbowały dostać się dalej – np. do Niemiec.
5. Legalność procedur
Przekazywanie migrantów odbywa się legalnie w oparciu o unijne regulacje z 2013 roku. Współpraca służb polskich i niemieckich przebiega sprawnie i transparentnie.
6. Pakt migracyjny – szansa, nie zagrożenie
Zdaniem eksperta pakt migracyjny może chronić Polskę w razie kryzysu. Polska mogłaby liczyć na wsparcie lub relokację migrantów w razie dużego napływu przez granicę z Białorusią. Obowiązek przyjęcia 2000 osób rocznie traktować należy jako „ubezpieczenie”.
Posłuchaj rozmowy Bartłomieja Ziai z prof. Janem Brzozowskim.
„Nie, to nie jest wycieczka, to migranci przywożeni pod osłoną nocy, krakowianie zdziwią się rankiem” - napisała na Facebooku posłanka PiS Anna Krupka, publikując nagranie z turystami w Krakowie. Film usunęła, ale w sieci rozpętała się dyskusja - czy rzeczywiście migranci są zwożeni pod osłoną nocy do Krakowa i Małopolski.
Język twardych danych
Głośno jest w kampanii wyborczej o tym, że policja niemiecka przywozi radiowozami do Polski imigrantów. Mówili o tym posłowie Prawa i Sprawiedliwości, między innymi Andrzej Adamczyk. Rzeczywiście tak jest?
- Nie, to jest całkowita nieprawda. O migracji, a więc zjawisku, które budzi zawsze wielkie emocje, trzeba rozmawiać językiem twardych danych statystycznych.
To jak wyglądają twarde dane statystyczne?
- Przez prawie pięć lat, czyli od stycznia 2021 roku, do Polski deportowano 4400 osób z innych krajów unijnych. Połowa tych osób to obywatele Czeczeni, Ukrainy, Rosji, Białorusi i Gruzji, którzy u nas przebywali. Migranci „egzotyczni”, którymi straszy część sceny politycznej, to raptem 100-200 osób. Dla porównania - w całej Unii Europejskiej w zeszłym roku wydano 450 tysięcy decyzji o przymusowej repatriacji obywateli krajów trzecich. Więc te 4400 osób w ciągu pięciu lat to naprawdę marginalna liczba. W ubiegłym roku władze polskie wydały taką decyzję w stosunku do 11 tysięcy cudzoziemców przebywających w Polsce i efektywnie wydalono z terytorium Polski 8,5 tysiąca osób. Czyli dwa razy tyle w ciągu jednego roku, co przez pięć lat do Polski przekazano cudzoziemców z innych krajów unijnych.
Czyli jednak marginalna liczba.
- Co więcej: eksperci podkreślają, że w Polsce procedury deportacyjne działają bardzo sprawnie, bo w Unii Europejskiej wielkim problemem jest rozdźwięk między decyzją, podjęciem decyzji o deportacji a jej wyegzekwowaniem. Szacuje się, że w zeszłym roku było to 26 procent osób, wobec których wydano taką decyzję; w przypadku Polski – 80 procent. Jesteśmy dość sprawni.
Ale jacy to ludzie? To osoby, które odsiedziały w więzieniu wyrok za przestępstwo. Mamy więc prawo oczekiwać, że wyjadą z terytorium Polski po zakończeniu wyroku. Są to też osoby, które dokonały różnego rodzaju wykroczeń albo przestępstw. Najczęściej chodzi o jazdę samochodem pod wpływem alkoholu, często bez uprawnień. Spora część z nich to zawodowi kierowcy z krajów trzecich. Sianie paniki jest całkowicie nie na miejscu, ponieważ państwo polskie działa w tym akurat obszarze bardzo sprawnie.
"Nikt nimi nie rzuca, jak workiem ziemniaków"
Takie regulacje mamy od 12 lat.
- I są przećwiczone przez nasze i europejskie służby. Mamy dobrą współpracę w tym zakresie. Sianie fake newsów, że mamy z Niemcami jakieś konfliktowe sytuacje jest też zupełnie nieuprawnione, bo polskie i niemieckie służby od dawna w tej sprawie współpracują. Nie jest tak, że niemieckiej radiowozy, pod osłoną nocy, przekraczają granicę i wyrzucają migrantów. To są konkretne procedury, przekazanie nie tak się odbywa.
Jak wygląda ta procedura?
- Bardzo duża część osób, które zostały zawrócone do Polski z tej liczby 4400, to ludzie, wobec których nie zakończono procedury ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce. Trafiły do Polski, zostały tutaj zarejestrowane jako osoby ubiegające się o azyl. Ci ludzie nie są więźniami. Mogą przebywać w ośrodkach, gdzie otrzymują zakwaterowanie, ale mogą te ośrodki opuścić. Jeżeli zdecydują się przekroczyć granicę i szukają szczęścia, na przykład, w Niemczech, ryzykują tam nielegalnym pobytem. I zgodnie z europejskim systemem Eurodac widnieją w bazie odcisków palców jako osoby, które są w trakcie ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce i do Polski zostaną zawrócone. To nie są żadni przestępcy.
Z danych wynika, że to Ukraińcy, Rosjanie i Białorusini.
- Tak. Jeżeli byli w trakcie ubiegania się o ochronę międzynarodową, mogą trafić do tych ośrodków nie dlatego też, żeby ich aresztować. Są tam, bo często nie wiedzą, co się stało, bywają zdezorientowani. Oczywiście byli o tym informowani, ale mogli coś źle zrozumieć. Chodzi o to, żeby nie wylądowali na ulicy, pod mostem. Państwo zapewnia im zakwaterowanie. Nie są to luksusowe warunki, ale nikt nimi nie rzuca, jak workiem ziemniaków.
Są traktowani z szacunkiem. Ta procedura jest wznawiana, co nie oznacza automatycznie, że ci ludzie uzyskają ochronę międzynarodową w Polsce. I to jest bardzo ważne, bo jeżeli, czasami, tej ochrony im się odmówi, też mogą być deportowani – bo uznano, że nie powinni tu przebywać.
Ile jest takich ośrodków w Polsce? Jak funkcjonują?
- Jest ich chyba kilkanaście, być może coś jeszcze powstanie. Pamiętajmy, że Polska jest krajem frontowym i granicznym Unii Europejskiej, zawsze lepiej mieć rezerwę. Zwłaszcza teraz, gdy rząd uchylił rozporządzeniem prawo do składania wniosku o azyl. W tych ośrodkach przebywa maksymalnie parę tysięcy osób.
System relokacji uchodźców wybawieniem?
Czy sytuacja nielegalnych imigrantów, którzy przybywają do Polski i są często zawracani do Polski, zmieni się, kiedy wejdzie pakt migracyjny?
- Nie rozumiem negatywnych emocji związanych z paktem migracyjnym. Niedawno pojawiły się informacje, że Białoruś rozpoczyna współpracę z Indiami, żeby sprawdzić na granicę dużą liczbę imigrantów z tego kraju. Gdyby tak się stało, to wówczas pakt migracyjny zadziałałby na naszą korzyść, bo on zawiera pewne…
Mamy presję migracyjną, więc możemy być wyłączeni z paktu, tak?
- Tak, a po drugie jeżeli już czarny scenariusz miałby się zrealizować – mimo najlepszych starań służb – że w ciągu paru miesięcy kilkadziesiąt tysięcy będzie na granicy, to wówczas możemy wystąpić do Komisji Europejskiej o pomoc. Najpierw oczywiście pomoc techniczną w procedowaniu wniosków, a być może właśnie przez ten system relokacji uchodźców, który jest przedstawiany jako wielkie zagrożenie dla Polski. A tymczasem on może być dla nas wybawieniem.
Gdyby to do nas trafiły takie masy ludzi, Polska miałaby zwyczajnie problem, żeby zapewnić im dach nad głową, odpowiednie zakwaterowanie, ale też odpowiednie warunki, zanim ich wnioski zostaną rozpatrzone.
Mówi się, że około dwa tysiące uchodźców w ramach już zawartych umów, miałoby trafiać rocznie do Polski.
- Tu też warto przytoczyć dane. W 2023 roku granicę polsko-białoruską przekraczało tygodniowo 600-800 osób. A to oznaczałoby, lekko licząc, że przez Polskę do Niemiec przedostało się tylko w 2023 roku 30-40 tysięcy nielegalnych migrantów. W ubiegłym roku, w ramach procedury, o której cały czas mówimy, Niemcy odesłali do nas tysiąc czy dwa tysiące osób. Wyobraźmy sobie teraz, że ci ludzie nie trafiają do Niemiec, nie pozbywamy się problemu, bo przejeżdżają przez nasze terytorium, ale właśnie napływają do Polski. Wówczas te dwa tysiące, które my przyjmujemy, są polisą ubezpieczeniową. Ponosimy koszty, ale w przypadku zdarzenia nieprzewidywalnego, dokładnie jak w przypadku ubezpieczenia, mamy świadczenie. I tym świadczeniem jest to, że inni podzielą się naszym obciążeniem. Więc nie rozumiem dlaczego nie patrzymy na to w ten sposób. Przecież umówmy się - jesteśmy dużym, silnym krajem, pewnym swojej tożsamości (jak to akcentują środowiska patriotyczne), więc dlaczego mamy się obawiać dwóch tysięcy osób, które Polska musiałaby przyjąć? Coś musimy dać, żeby coś dostać.