Radio Kraków
  • A
  • A
  • A
share

Ewa Wachowicz: Najtrudniejsze jest zejście

W Światecznym śniadaniu Radia Kraków Ewa Wachowicz, jakiej nie znaliście. Z Pawłem Sołtysikiem nie rozmawiała o gotowaniu, tylko o zdobywaniu korony wulkanów Ziemi.

Ewa Wachowicz na Pico De Orizaba

Posłuchaj rozmowy Pawła Sołtysika z Ewą Wachowicz
Ewa Wachowicz na Pico De Orizaba

Paweł Sołtysik: To, że Ewa gotuje, wszyscy wiedzą. Ale że Ewa się wspina i to na nie byle jakie góry?

Ewa Wachowicz: To jest życie po telewizji. To moje hobby, które wiąże się z okresem wczesnomłodzieńczym. Kiedy byłam w liceum, mieliśmy wspaniałą grupę, z którą jeździliśmy na rajdy górskie - to Gorce, to Tatry, złażone chyba wszystkie szlaki w Polsce. Wiadomo, że nie było nas stać, żeby pojechać zobaczyć te większe góry. Nasze góry są przecież małe w porównaniu do tych, na które w tej chwili wchodzę. W momencie, gdy pojawiły się możliwości finansowe, gdy moja córka jest już odchowana i samodzielna, gdy mam na to czas (góry, w które jeżdżę, wymagają aklimatyzacji, taka wyprawa nie może trwać dwa dni), realizuję swoje hobby. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś kompletować koronę wulkanów Ziemi. Pomysłodawczynią tego, by wchodzić na najwyższe szczyty wulkanów na każdym kontynencie, jest Klaudia Kożuch-Cierniak, z którą dawno temu byłyśmy na Kilimandżaro. W namiocie powiedziała do mnie: A może byśmy tak weszły na kolejną i kolejną górę i tak sobie zrobimy tę koronę? I tak zaczęło się dziać. Pico De Orizaba jest moim czwartym szczytem.

 

Wiemy już, że się udało wejść na szczyt, co wcale nie było takie oczywiste.

Ani oczywiste, ani proste. Góry uczą pokory. Nie każda wyprawa kończy się sukcesem. Byłam w Turcji na Araracie i na ten szczy nie weszłam. Trudne warunki pogodowe – silny wiatr, minus 28 stopni – sprawiły, że tuż pod szczytem zawróciliśmy. Była to wyprawa skiturowa i istniało ryzyko, że nawet jeśli na szczyt wejdziemy, to zabraknie nam sił, żeby z niego zjechać. Pico De Orizaba jest bardzo trudnym szczytem, o czym w teorii wiedzieliśmy. Kompletowaliśmy też odpowiedni sprzęt.

 

Wypowiadasz się jak profesjonalista. Tam nie idzie się taką ścieżką oznaczoną jako szlak żółty czy zielony?

W ogóle nie ma czegoś takiego. Na dodatek powyżej 5 tys. m.n.p., czyli tam, gdzie jest już mało tlenu, zaczyna się lodowiec, który ma nachylenie między 35 a 55 stopni. Bardzo długo idzie się na górę zakosami. Szliśmy w zespołach 3-osobowych z przewodnikiem, pospinani linami. To spięcie liną też powoduje pewną trudność - czasem ktoś szarpnie, czasem lina jest za luźna, trzeba pilnować, żeby nie stanąć rakami i jej nie przeciąć, ale asekuracja w takich warunkach jest konieczna. 19 marca, kiedy mieliśmy atak szczytowy, otworzyło się niebo. Nad ranem był kryzys, natomiast gdy pojawiło się słońce, ustał wiatr, góra się odsłoniła na czas naszego wejścia. Temperatura była w okolicy minus pięciu stopni. Warunki były zdecydowanie bardziej sprzyjające niż normalnie, do tego stopnia, że nasz przewodnik powiedział: Chodź pokażę ci w telefonie, jak wygląda standardowa pogoda i standardowe wejście, bo wasze zdjęcia odbiegają od tych. Trudy były tak duże, że gdyby nie udało się wejść, nie wiem, czy wybrałabym się drugi raz.

 

Kiedy smsowaliśmy jakiś czas temu, byłaś na tej dużej górce?

Nie, przez tydzień byłam odcięta od świata, nie ma tam zasięgu.

 

Wchodziłaś na niemała górę. Przypomnij ile metrów?

5636 m.

 

To góra dla wariantów? Wiele osób się na nią wspina?

To jest góra dla już zawodowych wspinaczy. To nie jest góra rekreacyjna. Wymagany jest bardzo specjalistyczny sprzęt. Mieszkańców Meksyku na tej górze nie widziałam poza przewodnikiem. W Meksyku jest gigantyczny problem z zakupem takiego sprzętu. Kup w Meksyku chociażby grubą kurtkę puchową. A na tej górze temperatura odczuwalna to nawet minus 30 stopni. Na górze spotkaliśmy grupę Amerykanów, która przez tydzień koczowała pod szczytem, bo pogoda była niesprzyjająca.

 

Siedzi się tak długo, aż...?

Aż słońce zaświeci. Góry nie zdobywa się przy niesprzyjających warunkach. Nikt nie ryzykuje przy złej pogodzie. Można zabłądzić przy złej widoczności, bo zaczynają się labirynty skalne. I wtedy znikąd ratunku, bo telefony komórkowe nie działają.

 

Dla kogo jest to rozrywka?

To nie jest sport dla tych, co siedzą na kanapie. To jest duży wysiłek, trzeba mieć dobrą kondycję. Trzy miesiące przed wyprawą ćwiczę 3 razy w tygodniu z trenerem i dwa razy wykonuję ćwiczenia areobowe. Bez tego nie ma szans. Wychodzisz o 1 w nocy, a wracasz do bazy o 4 po południu. Cały czas maszerujesz pod górę. My byliśmy o 11.15 na szczycie. Musisz mieć siłę, żeby wejść i zejść. Najtrudniejsze jest zejście.

Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię