Film „Ściana cieni” to uniwersalna opowieść o zderzeniu dwóch kultur. Historia dzieje się u podnóża himalajskiej góry, sięgającej niemal 8000 m Kumbhakarny, zwanej też Jannu. Dla zachodnich alpinistów to jedna z najtrudniejszych gór świata i wymarzony cel do „zdobycia”. Dla nepalskich Szerpów Kumbhakarna to jedna z ostatnich świętych gór. Według miejscowych wierzeń jej szczyt zamieszkany jest przez bogów i ludzie nie mają prawa wkraczać na ich teren. Jednak niepiśmienny Nada decyduje się na udział w wyprawie. Od 20 lat ryzykuje życie jako tragarz wysokościowy, zawieszając liny na ośmiotysięcznikach. Teraz chce zarobić na szkołę dla swojego najmłodszego syna – kilkunastoletniego Dawy - i w ten sposób uchronić go przed niebezpieczną pracą himalajskiego tragarza. Jednak udział w wyprawie na świętą górę oznacza złamanie tabu… Alpiniści, którzy zamierzają zdobyć dziewiczą wschodnią ścianę Kumbhakarny to wybitny polski wspinacz Marcin Tomaszewski oraz dwukrotni zdobywcy alpinistycznego Oskara (Złoty Czekan) - Dmitri Gołowczenko i Siergiej Nilow z Rosji. Załamanie pogody i zagrażające wspinaczom lawiny to tylko początek narastających trudności. Czy warto ryzykować dalej? Czy bogowie z Kumbhakarny wybaczą ludziom ich zuchwałość? (opis festiwalowy)
- A
- A
- A
Eliza Kubarska: W moim filmie pokazałam zderzenie dwóch różnych światów, wspinaczy i Szerpów
- Jeśli zostanę lekarzem, będę ratować ludzkie życie, a jeśli będę wspinaczem, mogę je tylko stracić – mówi Dawa, jeden z bohaterów filmu Elizy Kubarskiej „Ściana Cieni”. Jest synem climbing Szerpy Nagdy, który pracuje na wyprawach wysokogórskich w Himalajach. Wspina się, bo musi. Nie zna innego sposobu, aby zapewnić byt rodzinie. Jego dokonania przewyższają osiągnięcia wielu gwiazd światowego alpinizmu i gdyby mieszkał w zachodnim świecie, miałby sponsorów i wydawał kolejne książki. Tymczasem jako Szerpa ma problemy z utrzymaniem rodziny.Przeczytaj zapis rozmowy Sylwii Paszkowskiej z reż. Elizą Kubarską
Co pomyślałaś, kiedy usłyszałaś, że K2 zostało w końcu zdobyte zimą, i to przez Szerpów?
Nie będę tu obiektywna. Swoje ostatnie 4 lata spędziłam z Szerpami: albo będąc z nimi, mieszkając tam, albo o nich pisząc, filmując czy montując potem materiał. Tak więc kiedy usłyszałam, że dokonało się coś tak wielkiego i tak przełomowego, i do tego zostało to zrealizowane przez ludzi z Nepalu, w tym 9 Szerpów, to po prostu bardzo się ucieszyłam. Uważam, że ma to bardzo duży wymiar symboliczny, że to właśnie ludzie stamtąd, z Himalajów, dokonali czegoś, co było bardzo trudne. K2 było ostatnim niezdobytym zimą ośmiotysięcznikiem.
I należało się to właśnie im... Akcja filmu „Ściana cieni”, który od teraz można już oglądać w serwisach streamingowych (VOD TVP i na mdag.pl), dzieje się w Himalajach, u podnóża góry Kumbhakarna (7710 m npm) zwanej przez zachodnich wspinaczy Jannu. Nie jest to łatwy szczyt, a na dodatek jest to święta góra, z którą łączy się pewna ważna dla Szerpów legenda. Jak to się stało, że postanowiłaś nakręcić swój dokument właśnie o tej górze i Szerpach tam żyjących?
Najpierw była myśl, że jest cała masa historii filmowych i książkowych, które opowiadają o wyprawach wysokogórskich, ale z perspektywy wspinaczy, którzy przyjeżdżają z całego świata, żeby zdobywać te góry. I pomimo że Szerpowie są częścią „biznesu” wspinaczkowego od samego początku – to już trwa ponad 100 lat – nikt dotąd nie zadał im pytania, co oni tak naprawdę myślą o tych wyprawach. Kiedy to odkryłam w trakcie kręcenia mojego poprzedniego filmu (K2. Dotknąć nieba), do którego zdjęcia powstawały w Karakorum, gdzie także towarzyszyli nam porterzy - to byli ludzie z plemienia Balto, bo to teren Pakistanu - to po raz pierwszy w mojej głowie pojawiła się myśl, że ci ludzie są bardzo ciekawi, a ciągle brakuje historii opowiedzianych z ich punktu widzenia. Od początku więc taki był pomysł: chciałam pokazać historię wyprawy himalajskiej, ale z punktu widzenia Szerpów.
Szerpowie to w większości wyznawcy buddyzmu tybetańskiego. Ich wierzenia bardzo łączą się z przyrodą, która ich otacza. Oni widzą Himalaje jako królestwo bogów. Naturalną więc rzeczą dla mnie było, że chciałam opowiedzieć o wyprawie na świętą górę i to w momencie, kiedy status świętości jest zagrożony. Coś takiego wydarzyło się już wcześniej na Mont Evereście - górze, która była najbardziej święta i czczona przez Szerpów. I nagle z powodu tego, że jest to najwyższa góra na świecie, która zaczęła przyciągać tłumy z całego świata, bo wszyscy chcą na nią wejść, straciła swój status świętości. A ja chciałam sfilmować proces, kiedy to się dzieje. Tak znalazłam Kumbhakarnę, która położona jest w rejonie Kanczendzongi - to trzeci co do wysokości ośmiotysięcznik na Ziemi. O tej górze wiedziałam nieco więcej, o Kumbhakarnie nie wiedziałam nic. Z mojego świata, tego wspinaczkowego znałam Jannu. Wiedziałam, że to jest jedno z ostatnich poważnych wyzwań świata alpinistycznego, a na miejscu nauczyłam się, że to jest właśnie święta góra Szerpów. I tak poznałam Nagdę, który mieszka u podnóża tej góry. To akurat nie było trudne, bo Nagda jest jedynym climbing Szerpą w tym rejonie.
W twoim filmie opowiada, ile razy i na jakich szczytach był. Te dokonania budzą olbrzymi szacunek.
Tak. Nagda zdobył 9 razy Mount Everest, był 2 razy na szczycie Kanczendzongi, która jest uważana za bardzo trudny ośmiotysięcznik, był też na szczycie Czo Oju... On ma takie osiągnięcia, że gdyby mieszkał tutaj, gdzieś w Europie na przykład, to byłby osobą publiczną, miałby sponsorów, może napisałby książkę. Natomiast tam, gdzie mieszka, nie zmienia się z tego powodu nic. Nagda i jego rodzina nadal gotują na ognisku i nadal nie stać ich na edukację najmłodszego syna. Odkryłam to w czasie mojej pierwszej podróży. Zaobserwowałam, że jedyny moment, kiedy ta wspaniała para się kłóci, to moment, kiedy rozmawiają o przyszłości swojego najmłodszego syna Dawy. Nagda wie, że nie stać ich na szkołę dla niego. Dawa nie chce pracować na wyprawach, boi się tego, nie chce robić tego, co ojciec. Ale ojciec wie, że nie ma innego wyjścia, bo to jest jedyna praca, którą może wykonywać chłopiec. Mama, tak samo jak syn, jest temu przeciwna, ale rozumie sytuację, że nie mają nic, co mogliby temu dziecku zaoferować. Bardzo mnie to poruszyło i podążałam już później za tą rodziną.
Czyli najpierw poznałaś rodzinę Nagdy, a dopiero później poznałaś wspinaczy, którzy chcieli zdobyć Kumbharnę?
Kiedy poznałam rodzinę Szerpów i spędziłam z nimi trochę czasu, dowiedziałam się, że Kumbakarna, która wyrasta ponad ich wioską, jest świętą górą. Żadnemu Szerpie z tej wioski nie wolno się na nią wspinać. Dopiero później odkryłam, że są ludzie, którzy od dawna planują zdobycie niezdobytej dotąd wschodniej ściany tej góry. Była to dwójka Rosjan, wybitnych alpinistów, którzy dwukrotnie zostali wyróżnieni nagrodą Piolet d'Or - to jest taki alpinistyczny Oscar za najlepsze przejście danego roku na świecie. Tak więc jest to absolutna światowa czołówka: Dmitriy Golovchenko i Sergey Nilov. Okazało się, że od dawna planowali wyprawę na Kumbhakarnę. Później dołączył do tej ekipy wybitny polski alpinista, Marcin Tomaszewski. I zupełnie naturalną rzeczą było, że tej ekipie miał towarzyszyć Nagda.
Ważną częścią filmu są legendy, które opowiada matka rodziny, Jomdoe. Możesz przypomnieć tę najważniejszą, choćby w zarysie?
Usłyszałam tę legendę w trakcie mojej pierwszej podróży. To było coś, co mnie zaciekawiło. Kiedy doszłam do letniej osady Szerpów znajdującej się na wysokości 4 tys. m npm, uderzyła mnie potęga ściany górującej nad wioską. Ona ma kształt człowieka z ramionami. To jest właśnie Kumbhakarna, czyli Jannu. Ma wysokość 7710 m npm. I wtedy została mi opowiedziana jej historia. Obok niej stoją dwie inne, mniej atrakcyjne góry: znacznie niższe, poszarpane, można powiedzieć, że w porównaniu z Kumbhakarną po prostu brzydkie. A legenda jest taka: Byli sobie kiedyś trzej bracia, jednym z nich był Kumbhakarna. Wszystko robili razem, ale to Kumbhakarna się wyróżniał. Był od swoich braci przystojniejszy, mądrzejszy i bardziej kochany przez ludzi z wioski. W sercach dwóch pozostałych obudziła się więc zazdrość i postanowili pewnego dnia zabić swojego brata. Kiedy Lama dowiedział się o tym planie, żeby uniknąć tragedii bratobójstwa, postanowił zakląć całą trójkę w kamienie. W ten sposób powstały góry. I nadal Kumbhakarna górował nad pozostałymi braćmi: był od nich wyższy i piękniejszy.
Kiedy usłyszałam tę legendę, bardzo zaciekawił mnie sposób rozstrzygnięcia tego konfliktu. Jakże inny niż u nas, prawda? U nas ukarano by zazdrosną dwójkę, a tam mistrz zrobił coś odwrotnego. Dlatego po raz kolejny pomyślałam, że jestem z zupełnie innego świata, gdzie ludzie myślą inaczej. I jeszcze bardziej zapragnęłam poznać tę kulturę.
Im dłużej przebywałam w wiosce Szerpów, tym bardziej do mnie docierało, że to nie są najwyższe góry świata, tylko królestwo bóstw. Powinnam się w nie wsłuchać. I podjęłam taką próbę w swoim filmie.
A na głowę bóstwa się nie wchodzi, co cały czas przypomina i wypomina mężowi Jomdoe, bo w ten sposób można tylko sprowadzić na siebie gniew. Ona sama też nie ma łatwego życia. Zdradza m.in., jak będąc w ciąży, musiała nosić ciężary 25 kg, bo pracowała na wyprawie jako porterka.
Taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce, kiedy Jomdoe była w ciąży z Dawą. Musiała wtedy pracować na wyprawie na Kanczendzongę. Nagda nie miał wtedy dużo zleceń i mieli potężne problemy finansowe. To był jedyny sposób, żeby pomóc rodzinie. Było to dla mnie szokujące. Myślę, że nikt ze wspinaczy nawet się nad tym nie zastanawia, że jakaś kobieta pracująca na wyprawie jako tragarka – a to się zdarza – może być w ciąży. Mnie też to nigdy nie przyszło do głowy.
To, co bardzo mi się podoba w tej społeczności, to relacja żony i męża, w tym przypadku Jomdoe i Nagdy. Tak wyglądają relacje w rodzinach Szerpów. Owszem, kobiety nie mają tam łatwego życia, tak jak w ogóle ludzie tam nie mają łatwego życia. Ale kobiety mają ważną pozycję. Mężowie ustalają z nimi wszystkie ważne rzeczy, właściwie ostateczna decyzja często należy do nich. Nierzadko białe kobiety biorą ślub z mężczyznami z plemienia Szerpów. Absolutnie to rozumiem. Ci mężczyźni są bardzo ciepli i opiekuńczy. Sama tego doświadczyłam. Myślę, że te rodziny wyglądają tak, że moglibyśmy się od nich wiele nauczyć.
Pod wpływem twojego filmu przestałam patrzeć na himalaistów jak na lodowych wojowników. Sporo gorzkich słów pada pod adresem zdobywców, którzy przyjeżdżają i podporządkowują sobie te święte góry. Jest taki fragment, kiedy Nagda mówi, że oni się z nikim nie liczą. Prą, chcą realizować swoje cele, nie oglądając się na nikogo. Nie biorą nawet pod uwagę, że Szerpowie nie mają odpowiednich butów - takich jak jak przyjezdni - i nie mogą szybko poruszać się w trudnym terenie, dźwigając do tego ciężary.
Nie było moim celem atakowanie wspinaczy. Sama jestem alpinistką i ten górski świat, to jest też mój świat. Chciałam po prostu pokazać historię wyprawy z punktu widzenia Szerpów. Ale takie słowa rzeczywiście padają. Trochę przypadkiem, a może nie, wstrzeliłam się w moment, kiedy w Szerpach zaczęła się budzić frustracja. To się zaczęło kilka lat wcześniej. Zaczęłam pracę nad swoim filmem w 2016 r., a w kwietniu 2014 r. wydarzyła się ogromna tragedia pod Everestem. W trakcie poręczowania Icefalla Kumbu – to icefall, który jest na podejsciu do pierwszych obozów na Evereście – ten lodospad się zawalił, w efekcie czego zginęło kilkunastu Szerpów. To był pierwszy moment w historii, kiedy Szerpowie się zbuntowali. Pochodzili z różnych agencji, z różnych wypraw. Ale się połączyli i ogłosili, że nie będą w tamtym roku już pracowali. I tak się stało. Tamtego roku żadna wyprawa nie zdobyła Everestu, ponieważ Szerpowie postanowili zacząć walczyć o swoje prawa. Do tamtego momentu nie byli nawet ubezpieczeni. Kiedy Szerpa ginął na jakiejś wyprawie, jego rodzina nie tylko traciła męża i ojca, ale zostawała bez jakichkolwiek pieniędzy, które mogłyby choć w części wynagrodzić tę ogromną stratę. To był pierwszy moment, kiedy zaczęła się zmieniać świadomość Szerpów. Do tego doszły media społecznościowe, bo Szerpowie tak jak my potrafią obsługiwać telefony komórkowe i też mają facebooki. I zaczęli obserwować, co się dzieje z klientami, których wprowadzają na najwyższe szczyty. Szerpowie odróżniają wspinaczy od turystów. Nagda bardzo często swoich klientów nazywa właśnie turystami. Nierzadko trafiają się mu takie osoby, które mają bardzo nikłe doświadczenie górskie, ale marzą o zdobyciu najwyższego szczytu świata. Nie są jednak do tego odpowiednio przygotowani. Kilka razy się zdarzyło, że musiał bardzo mocno się namęczyć, aby przekonać swojego klienta – turystę do tego, żeby zrezygnował z wejścia na szczyt, ponieważ było to dla niego zbyt niebezpieczne. Nagda wiedział, że klient jest za słaby i nie da rady, może nawet zginąć. Dodatkowo on, jako jego climbing Szerpa też jest wtedy zagrożony. Często to jest jednak szalenie trudne, bo ci ludzie nie chcą słuchać Nagdy. Trzeba dzwonić do bazy i prosić kierownika wyprawy, żeby przemówił do rozsądku człowiekowi. Ci ludzie potrafią być bardzo agresywni. Uważają, że Nagda ma się nie wtrącać, tylko nosić ich butle z tlenem i prowadzić na szczyt.
Tam jest bardzo wiele frustracji i widać ją też w moim filmie. Ale wspinacze, których pokazuję, to nie są turyści. To są profesjonalni alpiniści, najlepsi na świecie. I oni mają do tego inny stosunek. Są bardzo samodzielni. Rozumiałam ich motywację i to że pojawił się wyścig. Było bardzo mało czasu, były też problemy z pogodą. Wyprawa odbywała się pod koniec zimy z bardzo konkretnego powodu. Ściana, na którą chcieli wspinać się alpiniści ma wystawę południowo-wschodnią, a to powoduje duże zagrożenie lawinowe. Lepiej więc być tam wcześniej, kiedy jeszcze jest zimno i ściana jest zmrożona.
W moim filmie pokazałam zderzenie tych dwóch światów: ludzi, którzy są w tym miejscu z zupełnie innych powodów. To naturalne, że wtedy rodzą się konflikty.
Swoim filmem nie atakuję lodowych wojowników. Sama należę do świata wspinaczy. Ale kiedy przygotowywałam się do "Ściany cieni" i próbowałam dowiedzieć się czegoś o Szerpach, himalaiści nie potrafili powiedzieć mi za wiele. To mnie zastanowiło. Z jednej strony rozumiem ich zaślepienie celem, bo kiedy szykujesz się do wyprawy, poświęcasz temu całą energię, ale jednak... Dlatego to, że Szerpowie zdobyli K2 zimą, jest dobrym momentem, żeby zastanowić się, kim są ci ludzie. Trzeba o nich mówić z imienia i nazwiska, żeby nie byli już więcej bezimienni, bo bez ich udziału nie doszłoby do większości wypraw wysokogórskich.
Komentarze (0)
Najnowsze
-
18:47
Polscy biegacze narciarscy sprawdzą formę w Norwegii
-
18:30
Kraków wraca na żużlową mapę Polski!
-
17:31
Jak zaklinował się tramwaj na Kliny. Konsultacje odwołane, projekt się opóźni
-
16:43
Do tego lokalu powinny ustawiać się kolejki. Aby przetrwać, musi prowadzić zbiórkę
-
16:37
Catering dietetyczny vs. gotowanie w domu – co się bardziej opłaca?
-
16:34
Czym jest opłata turystyczna?
-
16:34
Sprawny i szczęśliwy pies dzięki odpowiedniej karmie – jak wybrać najlepszą dla swojego pupila?
-
16:07
Kosiniak-Kamysz w Krakowie: Zgoda Ukrainy na ekshumację ofiar rzezi wołyńskiej to również zasługa PSL
-
15:49
Czy zdymisjonowana dyrektorka Mocaku jest prześladowana jak... ortodoksyjny Żyd?
-
15:48
Burmistrz Trzebini: rozważamy warianty, nie bierzemy pod uwagę zamknięcia elektrowni Siersza
-
15:24
Do tego lokalu powinny ustawiać się kolejki. Aby przetrwać, musi prowadzić zbiórkę