W ubiegłym tygodniu TSUE wydał wyrok w sprawie tzw. darmowego kredytu. Co zmienia ten wyrok, jeżeli chodzi o informowanie kredytobiorcy o wszystkich przysługujących mu prawach?
- Nie zawiera w sobie tylko samych pozytywnych rozwiązań; w mojej ocenie ma też jedno negatywne. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej potwierdził, że naruszenie obowiązku informacyjnego w umowie kredytu konsumenckiego (do 255 550 zł) może skutkować sankcją kredytu darmowego - jeżeli kredytobiorca/pożyczkobiorca podniesie wobec banku taki zarzut, może spłacać tylko sam czysty kapitał, bez odsetek.
Sporna RRSO
Jeśli udowodni, że nie został poinformowany, nie spłaca odsetek, tylko spłaca czysty kapitał, który pożyczył?
- Tak jakby miał darmowy kredyt. Negatywna rzecz, o której wspomniałem, to rozstrzygnięcie Trybunału, że rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO), jeżeli jest podana w umowie kredytu w jakiejś określonej wysokości, okaże się potem nieaktualna czy zawyżona, bo zakwestionowano niektóre postanowienia umowy, na przykład kredytowanej prowizji (powinna lub nie powinna być wliczana do oprocentowania RRSO), to samo w sobie nie jest naruszeniem obowiązku informacyjnego. Inaczej: podana w umowie RRSO, jeżeli się zmieni po zakwestionowaniu przez konsumenta umowy, nie prowadzi do sankcji kredytu darmowego. Ale TSUE nie powiedział, że zawyżenie czy zaniżenie RRSO nigdy nie będzie skutkować tą sankcją (po prostu chodzi o ten konkretny przykład). Wydźwięk tego wyroku też jest taki, że TSUE oddaje naszym sądom decyzję w tych sprawach. A więc nie ocenia klauzul, które są w poszczególnych umowach kredytów konsumenckich. Ile takich spraw może być? Jest ich coraz więcej. Kancelarie się reklamują, że pomogą, ale niepokojące jest to, że reklamują się te kancelarie, które nie składają się z adwokatów czy radców prawnych, tylko są to po prostu, na przykład, spółki nazywane parakancelariami. Ale są oczywiście adwokaci, którzy zajmują się profesjonalnie tymi sprawami.
Jest projekt ustawy frankowej, a w nim rozwiązanie, że już pozew, który dostanie bank, powoduje automatyczne zawieszenie raty. Jak pan ocenia to, co zostało zaproponowane?
- Negatywnie, chociaż sam reprezentuję konsumentów. Oczywiście wspieram wszelkie działania mające ułatwić postępowania frankowe, bo one trwają dość długo. Ale rozwiązanie, o którym pan wspomniał, czyli automatyczne zawieszenie spłaty rat (tzw. zabezpieczenie uzyskiwane w momencie doręczenia pozwu bankowi) też można oceniać znowu na dwa sposoby. Po pierwsze: nie każdy kredytobiorca ma spłacony już ten nominalnie wypłacony kapitał, czyli wziął 300 tysięcy złotych kredytu, spłacił w chwili wnoszenia pozwu 200 tysięcy. Jeżeli ten projekt miałby wejść w życie, to złożenie pozwu skutkowałoby wstrzymaniem płatności raty, ale przecież kredytobiorca te 100 tysięcy jeszcze oddać bankowi będzie musiał. Jednak gdyby nie miał tego zabezpieczenia i dalej spłacał raty, to po prostu pomniejszałby swój dług. Dla takich kredytobiorców nie jest to rozwiązanie do końca pozytywne.
Uczciwe czy pozytywne?
- Pozytywne. A uczciwe nie jest dla banku, bo on i tak musi odzyskać tę resztę do wyrównania kapitału. Uważam, że rozwiązanie, które mamy teraz - wniosek o zabezpieczenie, który zresztą składamy jako pełnomocnicy kredytobiorców już w pozwach - pełni tę funkcję. Jest oczywiście kwestia tego, czy sąd uwzględni zabezpieczenie, czy też nie. Jednak większość sądów uwzględnia dzisiaj zabezpieczenia w momencie, kiedy kapitał kredytu jest już spłacony. Więc z jednej strony to ustawowe rozwiązanie daje pewność, że sąd nie wywinie numeru, mówiąc kolokwialnie, i nie oddali takiego wniosku o zabezpieczenie; a z drugiej strony są wątpliwości, o których mówiłem przed chwilą.
Za zgodą konsumenta
Ale pomijając wątpliwości - dla samego kredytobiorcy, mówiąc wprost, jest to dobre rozwiązanie.
- Dla tego, który spłacił kapitał, tak. Ale projekt tej ustawy zawiera wiele innych rozwiązań, które są - moim zdaniem - niepotrzebne, negatywne i wprowadzą jeszcze więcej wątpliwości. Jest takie rozwiązanie mówiące o wniosku banku o rozliczenie kapitału kredytu, bo dzisiaj mamy do czynienia z pozwami, w których kredytobiorca domaga się tego, co wpłacił, a bank potem pozywa kredytobiorcę w drugą stronę o to, co wypłacił. I mamy z tego dwie sprawy. Oczywiście skondensowanie tego w jednej sprawie jest korzystne dla kredytobiorcy. Banki mogą złożyć pozew wzajemny - w jednym postępowaniu domagać się tego, co w ramach projektu domagaliby się w drodze wspomnianego przeze mnie wniosku; z drugiej strony mogą podnosić zarzut potrącenia i też zrobić to w jednym postępowaniu. Taki wniosek jest o tyle niebezpieczny, że można go składać aż do zamknięcia rozprawy przed sądem drugiej instancji. Oczywiście jest zastrzeżenie, że za zgodą konsumenta.
Nawet jeśli konsument by się zgodził - powiedzmy, że nie jest reprezentowany przez profesjonalnego pełnomocnika przed sądem - i w drugiej instancji godzi się na takie rozliczenie, to roszczenie banku wobec niego w drodze wniosku po raz pierwszy jest rozpoznawane w sądzie drugiej instancji. Co się kłóci znowu z konstytucyjną zasadą dwuinstancyjności, bo każdy ma prawo do dwóch instancji w sądzie.
Kredyty hipoteczne, to były kredyty frankowe, teraz kredyty złotówkowe. Wyrok sądu okręgowego w Suwałkach dotyczący WIBOR-u może uruchomić lawinę pozwów złotówkowiczów?
- Ten wyrok jest jakąś iskierką nadziei, ponieważ sąd okręgowy w Suwałkach nie czekał na zadane pytania prejudycjalne przez polskie sądy do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i sam ocenił abuzywność klauzuli zmiennego oprocentowania. Ale trzeba do tego podejść realistycznie, bo na dziś to jest jednostkowy wyrok, mimo wszystko. Większość wyroków jeszcze nie zapada, ponieważ sądy czekają na orzeczenie TSUE.
To przypomina, co się działo z kredytami frankowymi - też zaczęło się od jednostkowych wyroków, też nie było wtedy orzecznictwa TSUE co do polskich spraw. Też inne sądy oddalały roszczenia frankowiczów, ale zdarzały się pojedyncze, korzystne wyroki, co doprowadziło do sytuacji, kiedy większość tych spraw jest wygrywana. Uważam, że ten wyrok może zachęcić kredytobiorców złotówkowych do podważania swoich umów.
Ale sytuację mamy analogiczną, to znaczy klauzule abuzywne.
- Tak, chodzi po prostu o klauzulę zmiennego oprocentowania opartego o wskaźnik referencyjny WIBOR. Mówimy też o niepoinformowaniu kredytobiorców o tym wskaźniku, o jego zmianie, o sposobie jego tworzenia, jak i przede wszystkim, że na wysokość tego wskaźnika wpływ ma 10 największych banków w Polsce udzielających tych kredytów. No więc kredyt, który zawieramy w naszym banku, będzie pośrednio znowu tworzony w zakresie oprocentowania przez ten bank. Tutaj upatrywana jest właśnie ta nieuczciwość tego wskaźnika.
Wskaźnik referencyjny WIBOR zostanie zamieniony, niebawem będzie POLSTR - tak ten wskaźnik się będzie nazywał.
- Tak, to już jest kolejna nazwa wskaźnika, który ma ewentualnie zastąpić WIBOR, zobaczymy czy to rzeczywiście wejdzie w życie.
Skonsultuj się z prawnikiem lub ekonomistą
Kredytobiorcy zasypywani są w tej sprawie niezrozumiałymi pismami.
- Dostają do podpisania aneksy. Albo aneksy zawierające informację, co stanie się z ich kredytem w przypadku zaprzestania publikowania wskaźnika WIBOR czy zastąpienia go innym wskaźnikiem. Te aneksy nie są obowiązkowe, nie trzeba ich podpisywać, bo jeżeli WIBOR przestanie być publikowany, to wejdzie w jego miejsce inny wskaźnik.
Kredytobiorcy skarżą się, że nie wiadomo co z tym robić.
- Moim zdaniem jest to powtórka z tego, co było przy zawieraniu samych umów. O WIBOR też niewiele wiedzieli. Obowiązki informacyjne powinny być spełnione wtedy, ale i dziś, jeśli proponuje się zmianę wskaźnika. Chociażby podczas spotkania w banku z opiekunem kredytu, który przełożył informacje z polskiego na nasze, czyli z języka bankowego na prosty język, tak żeby konsument mógł je zrozumieć. Z drugiej strony jest wątpliwość, że nie zmienia się reguł gry w jej trakcie, więc to również niepokoi.
To jeszcze raz: co powinien konsument zrobić, kiedy otrzyma to niezrozumiałe pismo z banku?
- Skonsultować to z prawnikiem, poprosić o przełożenie na prostszy język, bardziej zrozumiały. I poprosić o sprawdzenie czy zmiana tego oprocentowania, podpisanie na przykład aneksu, nie doprowadzi do uniemożliwienia drogi sądowej w kwestionowaniu WIBOR. Bo przypomnieć trzeba, że nawet jeśli zmieni się wskaźnik, to ocenę abuzywności, czy nieuczciwości klauzul, dokonuje się na moment zawarcia pierwotnej umowy. W tych aneksach mogą być mogą zawarte postanowienia, w których po prostu kredytobiorca potwierdzi, że wszystko było w porządku i w tym momencie już nie może iść do sądu z pierwotnym brzmieniem umowy.
Najlepiej skonsultować z prawnikiem, ale takich spraw są przecież tysiące.
- I dlatego powinno być spotkanie w banku z opiekunem kredytobiorcy i na podstawie wzajemnego zaufania… Ale dzisiaj, po całej tej sprawie z kredytami frankowymi, WIBORem, sankcjami kredytu darmowego, nie wiem czy jeszcze pomiędzy klientami banków a bankami jest jakiekolwiek zaufanie. Pomoc prawnika będzie najlepszym rozwiązaniem. Zresztą nie tylko prawnika, ekonomista czy bankowiec też mógłby pomóc.