„Absolwent i absolwentka polskiej szkoły muszą mieć trzy podstawowe umiejętności. Muszą mieć wiedzę, muszą mieć kompetencje i muszą mieć sprawczość” – powiedziała Barbara Nowacka, minister edukacji. Czy te zmiany na to pozwolą?

- Nie wiem. Na razie docierają do nas jakieś strzępy, hasła. Ale myślę, że to jednak bardzo pozytywne hasła. Zgadzam się całkowicie z panią minister, że te trzy elementy są ważne; o tym mówimy od dawna. To nie jest żadne novum, to nie jest rewolucja. Po prostu przypomnienie kwestii fundamentalnych i podstawowych. Tak powinno być, ale nie jest i nie wiemy, jak będzie. Polska szkoła po roku 2026? Wciąż wielki znak zapytania.

Fizyka, chemia, biologia, geografia – łączymy te przedmioty? - To już funkcjonuje w innych krajach, między innymi w Skandynawii, w Czechach chyba też. Krok w dobrą stronę?

- W pewnym sensie mógłby być to krok w dobrą stronę, ale słyszałem wypowiedź wiceminister Katarzyny Lubnauer, która mówiła, że może być tak, że jeden nauczyciel będzie...

Finlandia już nie

Będziemy uczyć rotacyjnie.

- Jeżeli miałoby właśnie tak to wyglądać, to rodzi się pytanie: po co łączyć. Będzie przychodził geograf i będzie robił geografię, fizyk będzie robił fizykę, ale będzie się to nazywało przyroda. Tylko po to, żeby zmienić nazwę? Samo połączenie i nauczanie blokowe, brak takiej fragmentaryzacji, czyli podziału na przedmioty, szczególnie w szkole podstawowej, wydaje się rozsądne. Wtedy dzieci miałyby całościowy obraz świata, a nie świat pokawałkowany na części, czyli różne perspektywy patrzenia nie łączą im się. Mógłby to być dobrym pomysł, na pewnym etapie rozwojowym; ale jeżeli miałoby być tak, jak mówi pani wiceminister…. wydaje się to mało sensowne.

Katarzyna Lubnauer, że często te treści, między innymi właśnie na biologii, na chemii, na fizyce, powielają się.

- Zgadzam się. To, co w tej chwili dostaliśmy, to fragmenciki, z których trudno ułożyć coś poważnego. Od lat uważam, że wszystko powinno się zacząć od nauczycieli, a nie od pięknych idei - chcemy wprowadzić jakąś reformę edukacji, musimy pracować nad myśleniem nauczycieli, nad ich postawami. Jeżeli nie zmienimy myślenia nauczycieli i postaw nauczycielskich, żadna reforma się nie uda. Zresztą mieliśmy wiele przykładów, kiedy szczytne idee nie przełożyły się na praktykę.

To może w takim razie postawić nauczycieli przed faktem dokonanym: mamy zrobić tyle projektów grupowych w ciągu jednego semestru, tyle sond ulicznych…

- No tak, tylko wtedy będziemy mieć nauczyciela pociąganego za sznurki. Każemy zrobić ci 10 projektów i masz zrobić, rozliczymy cię z nich. A jeżeli mówimy o takich mocnych systemach edukacyjnych, na które powołują się też nasze władze - Kanada, Australia… Proszę zauważyć, jaka zmiana - już nie Finlandia! Ten kraj wypadł z tego zestawu. Ciekawe dlaczego? Przecież przez wiele lat mówiło się o Finlandii. Te mocne systemy edukacyjne mają mocnych, autonomicznych nauczycieli. Są budowane na mocnej pozycji nauczyciela. Nie może być tak, że rzucimy kilka pięknych idei i one jakoś się wprowadzą w życie. Kto to będzie robił? Oczywiście nauczyciele, którzy będą do tego przygotowani. Jeżeli nie zmienimy myślenia nauczycieli, sukcesu nie będzie.

Z tych przedmiotów, o których mówiliśmy, brakuje dużo nauczycieli. Może chodzi o to, że skoro jest jeden przyrodnik, to niech on uczy kilku przedmiotów.

- Troszeczkę niepokojące, ale to może być przyczyna. Nie to, że mamy dobry pomysł na edukację, tylko to, że nam brakuje nauczycieli i chcemy jakoś tę lukę zapełnić. Byłoby fatalnie, gdyby właśnie w takim kierunku szło myślenie naszych władz oświatowych. Ale w końcu władze są też od tego, żeby sobie jakoś radzić z tymi lukami, żeby tworzyć pomysły, żeby zapełniać puste miejsca.

Uczenie "naskórkowe"

Jeżeli nauczyciel będzie uczył pięciu przedmiotów, będzie robił to dobrze?

- Tego nie da się robić dobrze. Oczywiście jest również pytanie o treści – jeśli będą bardzo „naskórkowe”, nauczyciel pewnie poradzi sobie z tym, ale czy o taką edukację nam chodzi? O takie kształtowanie umysłów młodych ludzi? Chyba nie.

Za rok mają wejść nowe przedmioty - edukacja zdrowotna i obywatelska.

- Z edukacją zdrowotną jest tak, że może być dla niektórych dość kontrowersyjna. Chodzi o argumenty, że pod płaszczykiem edukacji zdrowotnej przemycane będą treści nie do przyjęcia. Nie przeczę, że edukacja zdrowotna jest potrzebna w szkole, jednak te treści są już realizowane. To jest wprowadzanie czegoś nowego na siłę. Przyglądałem się temu, co ma być na tym przedmiocie i mógłbym pokazać dokładnie, że coś już jest w tym przedmiocie, a tamto w innym.

Najważniejsze rzeczy, które ma obejmować edukacja obywatelska i zdrowotna to?

- Jeżeli chodzi o edukację zdrowotną: profilaktyka, zdrowie, dbanie o siebie (chyba nikt nie ma wątpliwości, że to są potrzebne treści), ale też edukacja seksualna. I ona budzi u niektórych niepokój, ponieważ nie wiemy, jaka ma być ta edukacja, kto będzie prowadził zajęcia. Wycofujemy się z edukacji do życia w rodzinie, na rzecz edukacji seksualnej. Bardzo gorący temat i dla niektórych – powiedziałbym - do oprotestowania.

Podstawy programowej jeszcze nie mamy.

- Nie ma. I nie ma też nauczycieli, którzy by uczyli tego przedmiotu. Znam tylko jedną nauczycielkę, która, kiedy tylko dowiedziała się więcej, jak ma wyglądać edukacja seksualna, wycofała się. To była nauczycielka biologii, która chciała podjąć studia podyplomowe z tego zakresu, gdyby takie były.

Mają być, może nawet od października. To kto będzie uczył takiej edukacji zdrowotnej? Lekarze, pielęgniarki?

- To jest właśnie ten podstawowy problem - zaczynamy troszeczkę od drugiej strony. Nie mamy ludzi, którzy mają uczyć, tylko mamy ideę. I teraz - piękne idee, ale nie ma osób, które je zrealizują. Idea nas prowadzi, świetnie. A za realizację będzie odpowiadał nauczyciel przygotowany - ktoś, kto czuje ten przedmiot, kto wie, jak go uczyć, kto nawiąże relację z młodymi ludźmi. Jeżeli nie ma takich nauczycieli, a nie ma nigdzie, to zostaną nam tylko hasła. Więc mamy zamieszanie i chaos. Niepotrzebnie.

Dla kogo wyższa ocena?

Czyli kwestia wypełniania tabelek w szkole, żeby mieć etat czasami dla nauczycieli innych przedmiotów?

- Tak było też niestety trochę z WDŻ. Nauczyciele innych przedmiotów robili studia, żeby mieć dodatkowe godziny. Zresztą nie tylko z WDŻ, z wieloma przedmiotami. Szkoda, bo chcemy mieć nauczycieli z odrobiną pasji do przedmiotu, który prowadzą, prawda? A takich przyuczonych nauczycieli z innych przedmiotów, trudno będzie posądzać o to, że zapałają pasją.

Zmodyfikowane mają zostać, między innymi, zasady oceniania, żeby podkreślić zaangażowanie uczniów. I to zaangażowanie będzie teraz najważniejsze. To dobry krok?

- Uważam, że bardzo dobry krok, ponieważ wszystko zaczyna się od zaangażowania. A jeżeli tego zaangażowania nie ma, nie osiągniemy żadnych efektów. To dotyczy zarówno uczniów, jak i nauczycieli, także polityków. Nie wiem jednak, czy zaangażowanie należałoby oceniać... Zaangażowanie należałoby pobudzać, budować, wzmacniać. Chyba, że ocenianie ma służyć właśnie wzmacnianiu zaangażowania.

Uczniowie mniej zdolni będą mieć większe szanse na ocenę wyższą?

- Może, ale tutaj wszystko zależy od mądrości nauczyciela. Potrzebujemy takich nauczycieli, którzy będą oceniać tak, żeby każdego mobilizować do pracy, angażować go. Więc jeszcze raz powtórzę: wszystko zaczyna się od dobrych nauczycieli. Takich, którzy czują swój zawód i chcą w nim być. Bez nauczycieli reformy nie zrobimy.