Dlaczego dług samorządów tak szybko rośnie i dlaczego samorządy ostatnio tak bardzo skarżą się na złą sytuację finansową?
Powodów jest co najmniej kilka. Zacznijmy od tego, że polskie samorządy gminne, powiatowe od 2004 roku, a najmocniej od roku 2007, prowadziły bardzo aktywną politykę inwestycyjną, co było związane z szeroką dostępnością środków finansowych. Mam na myśli fundusze unijne w ramach drugiego okresu programowania w latach 2007-2013. To był złoty czas dla rozwoju samorządów. Powstało mnóstwo inwestycji, chodniki, drogi, remonty szkół, oczyszczalnie ścieków. Samorządy świetnie sobie poradziły, nauczyły się, w jaki sposób sięgać po te środki. Polska gminna i powiatowa pozytywnie się zmieniła.
Powstawało wtedy dużo rankingów najbardziej aktywnych gmin, które sięgają po środki finansowe. Brakowało mi wówczas - pomimo że jestem absolutnym fanem samorządności lokalnej w Polsce i uważam, że władza ma być jak najbliżej obywatela - rankingów dotyczących adekwatności realizowanych inwestycji. Każdą nowo powstałą inwestycję trzeba później utrzymać, ona powiększa koszty stałe. I zawsze pojawia się pytanie o uzasadnienie dla realizacji określonych inwestycji.
Samorządom przykręcono kurek
Nie wszystkie inwestycje w ostatnich latach były według pana uzasadnione?
- Ten kurek trochę przykręcono. W związku z tym samorządy, które były przyzwyczajone do aktywnej polityki inwestycyjnej (ona też bardzo dobrze działała), chciały ten trend podtrzymać, niekoniecznie mając już do dyspozycji takie środki finansowe. A marketingowo i politycznie te inwestycje pokazywały wójta, burmistrza czy prezydenta miasta jako aktywnego gospodarza, który realizuje ważne rzeczy w roku wyborczym. Mam wrażenie, że ten złoty okres samorządów prędko nie wróci, jeśli chodzi o możliwości korzystania z zewnętrznych środków finansowych. Druga kwestia: adekwatność.
Współpracując z samorządami, doradzając im, często powtarzam, że działania o charakterze rozwojowym nie mogą polegać wyłącznie na dzieleniu istniejącej bazy ekonomicznej. Czyli na przykład realizacji inwestycji, które poprawiają jakość życia mieszkańców, ale nie przynoszą trwałych korzyści związanych z atrakcyjnością do inwestowania, do pobudzania lokalnej gospodarki. A część tych działań o charakterze rozwojowym, w tym również inwestycyjnym, musi budować bazę ekonomiczną. Czyli musimy tworzyć trwałe podstawy dla rozwoju lokalnej gospodarki. I mam wrażenie, że tego myślenia czasami w samorządach brakuje. Bo sam deficyt budżetowy - w mojej ocenie - nie jest niczym złym, jeśli chodzi o samorządy lokalne.
Deficyt budżetowy staje się zły w momencie, w którym mamy wątpliwości co do tego, kiedy i w jaki sposób ten budżet zostanie spłacony. Nawet jeżeli to jest długookresowa perspektywa. Jeżeli deficytowi nie towarzyszy polityka inwestycyjna - już o jej adekwatności mówiłem - to jest inna kwestia. I trzeba pamiętać, że w polityce finansowej, również gminnej, są dwie strony równania – wydatkowa i dochody. To jest kwestia budowania dochodów w odpowiedni sposób, w tym również dochodów własnych gminy. To jest akurat, w mojej ocenie, bardzo ważny wątek, którego znaczenie będzie rosło. Co jest oczywiście związane z nowelizacją przepisów prawa, które przerzucą na samorządy potrzebę bycia gospodarnym, dlatego że większy udział w strukturze dochodów samorządów będą miały dochody własne z PIT-u i z CIT-u.
Od obfitości do niedoborów
Samorządowcy mówią też, że jeżeli dostawali już zewnętrzne pieniądze - czy rządowe, czy unijne - na budowę choćby dróg czy chodników, których wiele powstało w ostatnich latach, to później okazywało się, że droga nie kosztuje pięć milionów złotych, a 10. I nagle pojawiał się problem.
- To prawda, samorządy funkcjonują dzisiaj, jak wszyscy, w trudnych ekonomicznie czasach. Trzeba głośno mówić o tym, że funkcjonujemy w warunkach kryzysów ekonomicznych, które mają swoje finansowe skutki od roku 2020 (od wybuchu pandemii). I przeszliśmy z ekonomii obfitości do ekonomii niedoborów różnego typu, do zaburzenia łańcuchów dostaw; co - jak wiemy wszyscy - wpłynęło na pobudzenie inflacji i na kwestie dotyczące wzrostu cen energii. To się przełożyło na wzrosty ceny usług i tak dalej.
Uważam, że polityka państwa, czyli relacja administracji centralnej i administracji samorządowej, w ostatnich latach uległa pogorszeniu. Samorządy mają mniejszą autonomię i to bez zmiany przepisów prawa - dokładane są zadania, które upośledzają politykę finansową. Mamy do czynienia z sytuacją, w której zadania są przerzucane na samorządy gminne bądź powiatowe, a których to zadań wcześniej nie było. Albo jeśli to nie są nowe zadania, to sposób ich rozliczania jest nowy.
Potężnym problemem dla samorządów, narastającym od wielu lat, jest oświata. Podwyżki dla nauczycieli, które są jak najbardziej uzasadnione, to przecież problem samorządów, a to oznacza, że muszą skądś zabrać, żeby dać w inne miejsce.
Burmistrz Wieliczki zapowiada już teraz łatanie dziury budżetowej - wzrost podatków i opłat. Czy ten wzrost podatków i opłat będzie w najbliższym czasie masowy w Polsce?
- To dziś dosyć powszechna praktyka wśród samorządów, które próbują - analizując swoje dochody i wydatki - reagować na powiększający się deficyt budżetowy. A ten, powtórzę, nie wynika wyłącznie z polityki inwestycyjnej - lepszej bądź gorszej, trafionej bądź nietrafionej, bardziej lub mniej adekwatnej. Wynika również z tego, że rosną koszty stałe, tak po prostu. Jednym z narzędzi, jakie mają samorządy, żeby zareagować w takiej sytuacji, jest podnoszenie podatków.
Ale tak, jak deficyt nie jest niczym złym, również podnoszenie podatków nie jest niczym złym; chodzi tylko o to, żeby nie było bezrefleksyjnego myślenia: dawno nie podnosiliśmy podatków, to je teraz podnieśmy. Musi być dokładna analiza, które podatki i o ile mają zostać podniesione; jak podniesiony podatek wpłynie na zachowania konsumenckie, na atrakcyjność inwestycyjną mojego terytorium czy atrakcyjność turystyczną (to może dotyczyć również gmin turystycznych). Zawsze apeluję o rozwagę, ale przede wszystkim o to, żeby to robić w sposób świadomy, a więc najpierw pokusić się o rzetelną analizę i przedstawić organowi uchwałodawczemu, czyli Radzie Gminy jasną informację. Żeby było jasne za czym głosujemy i jaką decyzję autoryzujemy.
Wyzwania, o których nie mieliśmy pojęcia
Prezydent Tarnowa Jakub Kwaśny już mówi, że Tarnów powinien wstrzymać się z inwestycjami co najmniej dwa lata, żeby złapać finansowy oddech. Cofniemy się do czasów sprzed 2004 roku, kiedy tych inwestycji było mniej, kiedy w wielu częściach kraju był po prostu zastój inwestycyjny?
- Bardzo indywidualna sprawa i nie da się tutaj generalizować, bo to zależy od sytuacji finansowej, ale też od zdiagnozowanych potrzeb. Proszę zwrócić uwagę, że od 2004 roku nastąpiły bardzo duże zmiany - w strukturach gospodarczych i w przedsiębiorczości. Mocno scyfryzowaliśmy nasze gospodarki. Pojawiły się wyzwania, o których nie myśleliśmy w 2004 roku. Na przykład kwestie dotyczące gminnej polityki wodnej i dostosowywania się do zachodzących zmian klimatu. I to nie dotyczy tylko Kotliny Kłodzkiej, o której jest najgłośniej, ponieważ powódź i podtopienia dotknęły ją najmocniej. Każda gmina musi być przygotowana na tego typu zjawiska.
Dalej: kwestia transformacji energetycznej. Samorządy już tworzą spółdzielnie energetyczne. Te inwestycje są, ale jest inny sposób myślenia o nich niż w 2024 roku, kiedy środki wpłynęły do nas szerokim strumieniem. Mniej zastanawialiśmy się na co, tylko ile, w jaki sposób możemy te środki przejąć i zaabsorbować.
Dziś bardziej punktowo, bardziej racjonalnie i za każdym razem inwestycja musi być analizowana z perspektywy budowania bazy ekonomicznej, przewagi konkurencyjnej. Bo konkurencyjność samorządów to będzie zwrot, który będzie w najbliższych czasach odmieniany przez wszystkie przypadki.