Filmowcy spowodowali prawdziwy paraliż na ulicach Krakowa. Kierowcy wściekli Filmowcy spowodowali prawdziwy paraliż na ulicach Krakowa. Kierowcy wściekli

Czy podpisałby się pan pod tym, co mówi rzecznik Urzędu Miasta Krakowa?

Zdecydowanie tak. Oczywiście pewnie też czułbym się źle, gdybym był w tym korku albo gdyby mnie obudziły fajerwerki. Natomiast wiele się składa na to, że to akurat w tym terminie się zadziało i że o tej porze te fajerwerki. Realizacja filmu to jest piekielnie skomplikowana maszyneria. Nieraz się temu przyglądałem, mało tego, przyłożyłem rękę do powstania "Vinciego 2", kojarząc pomysłodawcę producenta Kamila Janika z Krakowa z reżyserem Juliuszem Machulskim. Ja jestem przekonany, że tego rodzaju filmy dobrze robią Krakowowi.

Dziesięć milionów turystów w tym roku już odwiedziło Kraków. Niektórzy mogą powiedzieć: przecież Kraków wszyscy znają.

Otóż nie. Myślę, że jednak trzeba przypominać i fajnie jest, jeżeli przyjadą trochę inni turyści niż angielscy, którzy będą tutaj fetować jakieś wieczory kawalerskie, prawda? My tak naprawdę mamy w historii Krakowa wiele filmów, które tu powstały, ale chyba tylko jeden odbił się w świadomości kinomanów całego świata, czyli "Lista Schindlera" 30 lat temu. Niedawno mieliśmy rocznicę premiery. To był zupełnie inny czas, nie mieliśmy odpowiednich biur, instytucji, nie było Krakowskiego Biura Festiwalowego, nie było Funduszu Regionalnego. Można było tylko jakimiś innymi sposobami ułatwiać ekipie Stevena Spielberga realizowanie tego filmu.

Kraków był też wtedy inny, bardziej potrzebował tej promocji. Jak wtedy wyglądał Kazimierz, jak wyglądało miasto zaraz po upadku żelaznej kurtyny?

Chodziłem wczoraj po Kazimierzu, miałem gościa z Berlina i powiem panu, że po prostu to był inny czas. Ja oczywiście pamiętam, że myśmy z pewnym takim uprzedzeniem podchodzili do tak zwanej turystyki filmowej wtedy. Tego słowa jeszcze nie znaliśmy za bardzo i myśleliśmy sobie: co, będą ludzie przyjeżdżali do Krakowa, nie z powodu Krakowa, tylko z powodu tego, że Spielberg tu nakręcił "Listę Schindlera"? Miasto nie przejęło dekoracji obozu w Płaszowie, bo po co nam dekoracje, jak mamy prawdziwy obóz, czy mieliśmy niestety? Takie było myślenie. Natomiast jednak jest tak, że sporo ludzi ze świata przyjeżdża z tego powodu, że tu został ten film nakręcony.

Oczywiście tych filmów było wiele. W styczniu będziemy mieć 30-lecie od premiery "Spisu cudzołożnic" Jerzego Stuhra. Wspaniały, piękny film o Krakowie. Ale on nie zaistniał tak w powszechnej świadomości. I wiele oczywiście innych filmów. Ale grosz do grosza, tak bym to ujął, że trzeba nadal o tym Krakowie przypominać i pokazywać.

Jednak film "Vinci 2", nawet jeżeli stanie się hitem kinowym, to raczej jest produkowany na rodzimy polski rynek. W ostatnim czasie m.in. Kraków również był wymieniony w takim znanym hicie pewnej platformy streamingowej "Emily w Paryżu". Tam aktorzy wymienili ten Kraków, że jadą tam na odpoczynek itd.

Na kolację.

Sami aktorzy też zawitali w Krakowie. To może Kraków bardziej powinien iść w stronę tej międzynarodowej promocji?

Może też tak. Moim zdaniem fajnie jest, jak w Krakowie robi się filmy o Krakowie, a nie np. przyjeżdża tu Bollywood i kręci film, a Kraków jest jakimś symbolicznym miastem. Poza tym filmowcy zostawiają pieniądze, pamiętajmy o tym. Tutaj kręcąc "Vinciego 2" wydano parę dobrych milionów złotych. Zarabiają hotelarze, zarabiają restauratorzy, zarabia ekipa. Pół ekipy jest z Krakowa. To nie są aktorzy, ale to są techniczni. Złe określenie, bo to są artyści często w swoim rodzaju, oświetleniowcy, dźwiękowcy. 27 dni z 30 zostało zrealizowanych w Krakowie. To jest ważne, że to jest też rynek pracy. To są też pieniądze dla ludzi, którzy tutaj prowadzą swoje biznesy.

Oczywiście te utrudnienia będą, ale przecież są wyścigi kolarskie, są maratony, zamyka się ulice. Ale często jest tak rzeczywiście, że te produkcje też angażują ludzi, angażują społeczności.

Miasto nie informowało szeroko o tym, że będzie takie wydarzenie w Krakowie na moście Dębnickim, że będą te korki. Tłumaczy to teraz tym, że nie chciało tam gapiów, ludzi, którzy przyjadą specjalnie, żeby z bliska obserwować kręcenie filmu "Vinci 2". Czy, patrząc na pana doświadczenie, też związane między innymi z "Listą Schindlera", wówczas pan był wiceprezydentem, czy to jest dobry przekaz? Czy miasto prowadziło komunikację z mieszkańcami w odpowiedni sposób?

Myślę, że tak, bo mogło być jeszcze trudniej.

Te fajerwerki o pierwszej w nocy?

One miały być wcześniej. Rzeczywiście coś tam im się obsunęło, nie powinno było. Były zaplanowane na 22, nawet wcześniej, zgodnie z przepisami. Myślę, że to wszystko też w ogóle miało być kręcone w sierpniu, ale aktorzy, terminy...

Przed wejściem na antenę powiedział pan, skąd te koparki. Kierowcy narzekali, że to remont, który jest maskowany. A to ekipa.

Scenariusz powstawał wtedy, kiedy był remont, spodobało się to reżyserowi i tak już zostało. Nazwozili właśnie tych koparek, żeby to w obrazku wyglądało jak trzeba.

Czy Kraków wykorzystuje później odpowiednio to, że te filmy są kręcone? W Katowicach była w tamtym roku taka wystawa "Szlakiem lokacji filmowych". Może Kraków powinien stworzyć taki szlak?

Pewnie tak. Nie mamy świadomości, jak wiele tu filmów powstało. Nawet filmów jeszcze z okresu szkoły polskiej. "Zezowate szczęście" nawet – finał tego filmu był realizowany tutaj – czy filmy Falka, "Wodzirej", "Katyń" Wajdy z późniejszych. "Podwójne życie Weroniki", bardzo znana scena na rynku. Wiele takich filmów. Mamy oczywiście takie próby. Współpracuje z Krakowskim Festiwalem Filmowym Maciej Gil, historyk kina, który uwielbia tego typu rzeczy. Robi różnego rodzaju spacery po Krakowie właśnie tym szlakiem.

Tu się narodziło polskie kino. W 1896 miał miejsce pierwszy pokaz w Teatrze Słowackiego. Tutaj była pierwsza szkoła filmowa, zanim przeniosła się do Łodzi. Tutaj był pierwszy festiwal filmowy w '61 roku. I tu powstało wiele filmów, więc myślę, że warto to podkreślać. Nie będziemy pewnie centrum filmowym takim produkcyjnym, bo niestety jest centralizacja i większość instytucji i ludzi pracuje w Warszawie. Myślę, że warto ułatwiać filmowcom realizację, nawet jeżeli musimy trochę pocierpieć przy okazji.

3657638