Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem Solidarnej Polski, Edwardem Siarką.

 

Dzisiaj premier Mateusz Morawiecki ma przedstawić w Sejmie informację na temat konkluzji po rekordowo długim szczycie Rady Europejskiej. Będzie dyskusja. Spodziewa się pan, że będzie ona gorąca?

- Tak jak w każdej sytuacji, gdy mówimy o dużych środkach, pewnie będą pytania o pomysł na ich wydanie. Czy to co osiągnęliśmy na szczycie w zakresie budżetu UE czy Funduszu Odbudowy, czy to są środki, które mogły być wyższe? Będą różne punkty widzenia. Na dzisiaj to, co zostało zapisane w propozycjach dla Polski, jest dla nas bardzo korzystne. Popatrzmy na sumy do wydania na kolejne 7 lat. Mówimy o kwocie 125 miliardów dla Polski i ponad 30 miliardów w formie pożyczek. To łącznie 160 miliardów euro. To potężne pieniądze i wielka odpowiedzialność przed nami, żeby środki dobrze wydać. To wielka szansa na poważny skok rozwojowy.

 

Jakkolwiek kwota jest rekordowa, po raz pierwszy Unia zaciągnie na sfinansowanie części tych wydatków pożyczki na rynku. Za lat kilka te środki państwa będą musiały oddać.

- Tak. Dlatego był taki bój o te zapisy. Spór między krajami północy i południa był o wysokość środków. Będzie trzeba to spłacić. To rozwiązanie jest przyjęte dlatego, że jak popatrzymy na budżety Grecji, Włoch, Hiszpanii, tam deficyty są tak duże, że to wyjście naprzeciw problemów tych krajów. To kwestia nieobciążania budżetów krajowych, żeby nie przekraczać zapisanych w przepisach progów związanych z deficytem.

 

Kiedy pytałem o gorącą dyskusję w Sejmie, chodziło mi o to, że ocena tego, co Polsce udało się na szczycie osiągnąć, dzieli niemal po równo Polaków, jak wynik wyborczy. Premier mówi, że to wielki sukces i nawet przyznają to zagraniczne media, które teraz wyjątkowo nie są cytowane przez część polskich mediów. Tymczasem część publicystów mówi o klęsce i katastrofie.

- To jest ciekawa rzecz. Jeszcze długo będziemy się borykali z tym podziałem społeczeństwa. On przebiega według podziału kto i co czyta. Mamy z tym problem, ale premier mówi, że te środki mają być także okazją do patrzenia pozytywnego. Jako państwo i naród nie kontestujmy wszystkich elementów tego porozumienia. Jako Solidarna Polska wnosiliśmy do tego uwagi. Chodziło o powiązanie budżetu z praworządnością. Nie można aż takich napięć wprowadzać do spraw związanych z budżetem, twardymi liczbami. Wtedy dojdziemy do sytuacji, że każdy wydatek będzie kwestionowany. Pieniądze są tak duże, że różne środowiska będą z tego tortu miały swój kawałek. Chodzi o wydatki i kierunki wpływające na rozwój Polski.

 

Jeśli mówimy o podziałach w Polsce, jak pan ocenia pomysł Rafała Trzaskowskiego stworzenia ruchu społecznego Nowa Solidarność? W rok 40-lecia Porozumień Sierpniowych propozycja ruchu o takiej nazwie wielu może wydać się śmiała, ale innym oburzająca.

- To co zbudował ruch Solidarności, ten fenomen lat 80. ma taką wartość, że w prosty sposób nie powinniśmy przyrównywać współczesności do tamtych wydarzeń. Solidarność miała 10 milionów członków. Pan Trzaskowski zyskał w wyborach też 10 milionów. To nie jest proste przełożenie wartości. Ten ruch miał wielką wartość. Dzisiaj robienie polityki na tym tle, nie będzie skuteczne. To dezawuuje tamte osiągnięcia. Nie da się zbudować takiego ruchu w ten sposób, żeby mówić tylko o nawiązywaniu do historii. Ważne jest to, co pan Trzaskowski chce zaproponować. Na dzisiaj nic nie zaproponował poza hasłami. Nawet jak analizujemy wybory prezydenckie, nic w jego propozycjach programowych się nie pojawiło. Nie było nic, co by pozwalało domniemywać, że taki ruch miałby szansę na powodzenie. Można budować anty-PiS, ale nie o to chodzi. Pan Trzaskowski powinien zaoferować realny program dla Polski i Polaków.

 

Polska gospodarka po wiosennej blokadzie spowodowanej pandemią, zdaje się szybko wracać do siebie. Wskaźniki produkcji w czerwcu porównywane rok do roku są bardzo dobre. Jednak przyzna pan, że można mieć wątpliwości, czy powrót do normalności nie zostanie przerwany kolejny nawrotem pandemii. W Małopolsce mamy niebezpieczne ogniska na weselach, pogrzebach, domach opieki i ostatnio w szeregach policji. Jak pan to ocenia? Pan jako jeden z pierwszych przeszedł zakażenie i chorobę.

- Tak. Muszę powiedzieć, że ile razy rozmawiam z ludźmi, spotykam się z częścią społeczeństwa, którzy uważają, że wirusa nie ma, że to nie problem. To nas gubi. Nierozsądnie poluzowujemy obostrzenia i wracamy do starych przyzwyczajeń. Ostatnio zastanawiałem się nad zakażeniami na weselach. Rozmawiam z ludźmi i pytam, jaki jest sens, skoro wszyscy piją z jednego kielonka? Trzeba się stukać kieliszkami? Wszyscy muszą podejść do pary młodej? Można to zrobić bezpiecznie. Jeśli nie zadbamy o siebie nawzajem, będzie kontestowanie… W internecie jest tego masa, że wirus to wymysł rządzących. Wtedy nie uwierzymy, dopóki nas to nie dotknie. To realne niebezpieczeństwo. Od naszego zachowania zależy nasza przyszłość. Dzisiaj jesteś zdrowy, jeśli nie uważasz, nagle twój biznes zostanie zamknięty. Uważajcie na siebie. Mycie rąk, dystans jest ważny. Niebezpieczeństwo się czai. Trzeba uważać. Wtedy będziemy bezpieczni.

 

Jeśli będziemy uważać to uda się uniknąć tych dotkliwych obostrzeń z wiosny? Zamknięte restauracje, zamknięte teatry, kina i areny sportowe?

- Zobaczmy jak ludzie unikają restauracji. Branża cierpi. Mało ludzi lata, wsiada do pociągów. To będzie wracało do normy, ale pod warunkiem, że pandemia się nie rozleje. Ona na szczęście uderza punktowo. Nie może być jedna tak, że nam się to rozleje i sanepid nie będzie w stanie wyłapać kto od kogo się zaraził. To by była katastrofa. Wtedy nawet środki unijne, które rząd wywalczył dla Polski, nam nie pomogą. Nie będziemy w stanie ich wykorzystać. Będziemy zamknięci w domach. Potrzebujemy wymiany handlowej, otwartości, żeby biznes mógł wejść na odpowiednie tryby pracy.

 

Za nami wybory prezydenckie. Wczoraj odbyła się uroczystość wręczenia uchwały PKW o wyborze prezydenta dla Andrzeja Dudy. Przy okazji przypomnę drugą edycję akcji „Bitwa o Wozy”. Ona sprawiła, że gminy Sułoszowa, Laskowa i Trzciana w Małopolsce osiągnęły albo ponad 78%, albo prawie 78% frekwencji. Te gminy mają prawo otrzymać wozy dla strażaków-ochotników. Może takie akcje profrekwencyjne powinny być przy wszystkich wyborach? One nadzwyczaj mobilizują niektóre społeczności.

- Muszę powiedzieć, że gratuluję druhom tych nowych wozów. Akcja zmobilizowała wiele środowisk. Była łatwiejsza do przeprowadzenia w mniejszych gminach. One mogą świętować, ale one też miały problemy z zakupem takiego sprzętu. Mała jednostka ma mniejsze fundusze. Gratuluję druhom. Warto takie rzeczy robić. W małych środowiskach to mobilizuje nas do działania. Nic tylko się cieszyć z takiej akcji. Nie sądziłem, że takie rozmiary to przybierze, okazało się, że warto. Strażacy potrafią poruszyć małe miejscowości. Brawo.