Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem PiS, Edwardem Siarką.
Poznaliśmy część siatki płac NBP. To pokłosie przyjętej przez państwa ustawy. Kwota blisko 50 tysięcy miesięcznie średniego wynagrodzenia dla szefowej departamentu komunikacji i promocji zaskoczyła pana, zbulwersowała?
- Tę kwotę znaliśmy. Mówiło się, że wynagrodzenia są na tym poziomie. Dla ogółu ludzi te kwoty są marzeniem. One mogą bulwersować. Jednak musimy sobie zdawać sprawę, że w sektorze bankowym jest ścieżka wynagrodzeń, która dla ludzi zwykłych nie jest osiągalna. Te wynagrodzenia zostaną poddane krytycznej analizie i ocenie przez nasze społeczeństwo.
Może zaskakiwać, że dyrektorzy departamentów merytorycznych, takich jak operacji zagranicznych zarabiają 10 tysięcy złotych mniej, operacji krajowych średnio 36 tysięcy miesięcznie. To może tłumaczyć opór prezesa NBP przed ujawnieniem tych informacji?
- Może tak być, ale nie znamy zakresu obowiązków tych osób. Nazwa stanowiska nie pozwala na wyciągnięcie wniosków. Analiza będzie, ale wywołuje to dyskusję, czy te środki, które otrzymają osoby od komunikacji, powinny być w tej górnej skali.
Ta dyskusja pewnie powróci. Prezes NBP nam serwuje serial w odcinkach.
- Powróci. Błędy wynikają z tego, że NBP i sama struktura banku uważała, że jest obok jawności. Trzeba się przyzwyczaić w kierownictwie banku, że wynagrodzenia są jawne. Trzeba odpowiednio komunikować się ze społeczeństwem, dlaczego są takie wynagrodzenia.
Wciąż trwa dyskusja wokół zaprezentowanego programu PiS, nowej piątki. Dużo mówi o tym opozycja. Wczoraj Ewa Kopacz powiedziała, że 13 emerytura to był element programu PO, który PiS bezczelnie ukradł. Jak pan się czuje jako osoba współodpowiedzialna za kradzież postulatów programowych opozycji?
- Tu nic nie kradniemy. Realizujemy postulaty, które są nakierowane na społeczeństwo. Mówimy nie tylko o emeryturach, ale też o rentach.
Premier Szydło to wczoraj doprecyzowała.
- To dotyczy też osób, które nie mają wieku emerytalnego, czyli rencistów. Kwota jest równa dla wszystkich. Ważne jest też to, że świadczenie będzie wypłacane od 1 maja dla wszystkich emerytów i rencistów.
Wicepremier Szydło pytała wczoraj opozycję, czy poprze te postulaty socjalne. Opozycja piłeczkę odbija i pyta między innymi o to, czy jesteście za wyjściem Polski z UE, czy popieracie PolExit?
- Wolałbym, żebyśmy mówili na temat. Jeśli mówimy o wpłacie świadczeń, mówmy jak sprawnie to zrobić, żeby starsi ludzie dostali świadczenie. Dyskusja tak stawiana, jakoby bylibyśmy zwolennikiem PolExitu, jest nieporozumieniem. Prawica mówi, że jesteśmy członkami UE, chcemy być tam aktywni, chcemy być państwem, które ma swoje zdanie i robi to w interesie naszych obywateli. Nie ma zgody na to, żebyśmy byli milczącym świadkiem w Europie. Musimy wnosić do Europy to, co Polska może w ramach dorobku kulturowego i historycznego.
Wróćmy do jednego z postulatów piątki, o którym mniej się mówi. Padł postulat przywrócenia połączeń autobusowych w gminach i powiatach. 1,5 miliarda na to ma zostać przeznaczone. Jest pan byłym samorządowcem, byłym wójtem gminy Raba Wyżna. Jak te pieniądze spożytkować, żeby mieszkańcy odczuli jakościową zmianę?
- Dzisiaj w dyskusji o świadczeniach społecznych, mniej się mówi o tym pomyśle. To istotne. Przypomnę, że badania w Małopolsce pokazały, że przyczyną 30% bezrobocia jest wykluczenie komunikacyjne. Niektóre miejscowości nie mają połączenia ze światem. Niektóre są pod Krakowem. Ludzie nie mogą stamtąd wyjechać. Oni często mogą być aktywni zawodowo, ale nie mogą zrobić prawa jazdy, lub się boją. Chętnie by podjęli pracę, ale nie mają jak wyjechać ze swojej miejscowości. Powiaty mają dobrze rozpoznany ten temat. Wiemy, gdzie są takie miejsca. Ci mieszkańcy występują do nas o uruchomienie jakiejś linii. Prywatny przedsiębiorca się tego podejmuje, po czym po miesiącu się wycofuje, bo za mało osób korzysta. To jest kierowane do takich miejsc, żeby uaktywnić małe miejscowości, żeby oni byli aktywni zawodowo.
Eksperci transportu publicznego mówią, że aby mobilność mieszkańców wzrosła, połączenia nawet do najmniejszych miejscowości powinny być regularne, na przykład co godzinę lub dwie, ale przez cały dzień. Samorządy są do tego przygotowane?
- To istotne, żeby one były regularne, też w sobotę i niedzielę. Często ludzie potrzebują dojechać do miejsc newralgicznych, jak służba zdrowia. Są problemy z tym dojazdem. Samorządy mają to świetnie rozeznane. Przy odrobinie aktywności wójtów i starostów, uda się między gminami dograć tak rozkłady jazdy, żeby mieszkańcy dojeżdżali chociaż do miejsc przesiadkowych. To muszą być jednak kursy regularne.
Rozumiem, że przywracanie PKS to skrót? Chodzi o dofinansowanie przewoźników prywatnych?
- Tak. W dyskusji publicznej gdzieś dostaje pytania, czy chodzi o sam PKS. Nie. To hasło. Chodzi o to, żebyśmy dali szanse prywatnym firmom, żeby mogły obsługiwać te trasy. To kwestia wyliczenia kosztów i dopłacania. Szczegóły poznamy później.
Zaczyna pan mieć obawy, czy uda się w terminie zbudować odcinek S7 z Lubnia do Rabki? Pojawiają się informacje, że Włosi będą domagać się waloryzacji tego kontraktu zawartego kilka lat temu, a jeśli to nie nastąpi, zejdą z placu.
- W ogóle włoskie firmy mają wielkie kryzysy. Cały sektor bankowy we Włoszech ma problem. Te firmy się restrukturyzują, są przejmowane przez obcy kapitał, także rosyjski. Na naszym rynku jest problem, jak rozwiązać kwestię wzrostu kosztów budów. Gdy podpisywano umowę, były inne warunki na rynku. Na odcinku naszej Zakopianki większość pracowników to Ukraińcy. Tak czy inaczej wzrastają koszty. Porozumienie musi być, żebyśmy nie przeżywali tego samego etapu dyskusji, że padają nam firmy, które są podwykonawcami. Mam nadzieję, że wykonawcy nie zaczną schodzić. Nie chcę być złym prorokiem, ale pewnie będzie opóźnienie na Zakopiance.
Zapytam pana o pomysł Rabki Zdrój, która chce w ścisłej strefie uzdrowiskowej wprowadzenia zakazu palenia węglem i drewnem i wprowadzenia uchwały antysmogowej na wzór tej krakowskiej.
- Wczoraj rozmawiałem z burmistrzem Świdrem. Nie chodzi o sam zakaz jako taki. Wyegzekwowanie tego w Rabce byłoby niemożliwe.
Burmistrz mówi, że ma już deklaracje 130 mieszkańców gotowych zrezygnować z paliw stałych.
- Tak. Teraz w Rabce jest taka sytuacja, że na 900 obiektach już są skrzynki gazownicze, ale nieczynne. Tu jest wyzwanie, jak uaktywnić mieszkańców do korzystania z tego źródła. W tym kierunku idzie program. To ma być skierowane też do uzdrowisk na poziomie ministerialnym. Musi być specjalny program, który by pozwolił jeszcze mocniej dofinansować mieszkańców do wymiany pieców, okien, docieplenia obiektów, żeby był program nakierowany na uzdrowiska.
Łatwo będzie o taką uchwałę i przekonanie mieszkańców? Mamy w pamięci trudną dyskusję, która toczyła się w Krakowie.
- To długi proces. My często odbieramy tę propozycję tak, że nagle coś się stanie. Ważny jest program. Jeśli będzie kolejnych 100 osób i tak dalej, problem zostanie rozwiązany. Od lat mieszkańcy mają skrzynki gazowe, ale się nie podłączają. To koszty. Jeśli program będzie, burmistrz sobie poradzi. Kibicuję burmistrzowi, żeby mu się udało wypracować rozwiązania, które będą dla wszystkich uzdrowisk.