Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłem Solidarnej Polski, Edwardem Siarką.
Mamy kolejny zwrot akcji. Wieczorne oświadczenie Jarosława Kaczyńskiego i Jarosława Gowina stawia sprawę jasno. 10 maja wyborów nie będzie.
- Tak. Wtedy kiedy analizowaliśmy debatę prezydencką, 10 minut po niej, ukazała się informacja, że jest porozumienie w Zjednoczonej Prawicy co do wyborów. One będą korespondencyjne i 10 maja ich nie będzie ze względów, które już w swoim piśmie do pani marszałek zawarł szef PKW. Organizacyjnie te wybory 10 maja nie mogą się odbyć.
Kto może uznać taki obrót wypadków za swój sukces? Jarosław Kaczyński? Jarosław Gowin? Opozycja?
- Nie w tych kategoriach trzeba na to patrzeć. Decyzja o tym, że wybory trzeba przesunąć i musi być znaleziona do tego podstawa prawna, jest sprawą zasadniczą. Nie rozpatrywałbym tego w kategorii sukcesu. Dajemy sobie więcej czasu, żeby dopowiedzieć jak mają wyglądać wybory w tych punktach, które rodziły zastrzeżenia. Jednocześnie zdecydowano o wyborach korespondencyjnych. Będziemy dokonywali zmian w ustawie, żeby pakiet wyborczy był odbierany za potwierdzeniem podpisu? Czy obecni kandydaci będą mieli kontynuację kampanii i będą się mogli zgłosić nowi?
Ci już zgłoszeni nie będą musieli zbierać nowych podpisów?
- Tak. Trzeba będzie to na gruncie zmiany ustawy dookreślić. Taki proces jest. W nowych rozwiązaniach prawnych musi być zapis, który paraliżował nasze działania. Jeśli będzie obstrukcja jakiegoś samorządowca - utrata stanowiska i zakaz pełnienia funkcji publicznych. Wyborów nie mogą blokować samorządowcy.
Mówi pan o nowej regulacji, nowych wyborach. Portal 300polityka pisze, że prawdopodobną datą jest 12 lipca. Trzeba będzie zmienić ustawę. Zanim to się stanie, są najbliższe wybory 10 maja, które się nie odbędą, ale formalnie nie są odwołane. Czy w sobotę 9 maja będzie cisza wyborcza?
- To są szczegółowe rozwiązania, na które do końca nie jestem w stanie odpowiedzieć. Mam nadzieję, że ten czas, który byłby niejako prolongatą na przeprowadzenie wyborów, byłby okazją do wyjaśnienia takich kwestii. Jak to traktować? Jedno jest pewne. Jakby przyjąć, że idziemy w tym kierunku, że zaraz po stanowisku Sądu Najwyższego, że wybory są nieważne, pani marszałek w ciągu 14 dni ogłasza termin wyborów... Pewnie zrobi to natychmiast. Wybory pewnie odbyłyby się jeszcze w lipcu, żeby II tura mgłą się odbyć do końca miesiąca. Zachowamy konstytucyjny termin, który mówi, że 6 sierpnia prezydentowi kończy się mandat.
Dzisiaj państwo wznawiają obrady. Dzisiaj powinno być głosowanie nad ustawą ws. wyborów korespondencyjnych, nad którą przez miesiąc pracował Senat. To głosowanie będzie bezprzedmiotowe? Zagłosują państwo razem z opozycją przeciw tej ustawie? Są decyzje?
- Na ten moment, szybko się wszystko dzieje, pewnie będziemy głosowali ustawę. Będą do niej wprowadzone zmiany, które uszczegółowią wątpliwości, które stanęły między PiS i Porozumieniem. W mojej opinii będziemy głosowali nad tą ustawą. Ona rozstrzyga o głosowaniu korespondencyjnym.
Za nami debata w TVP. Po przebiegu nietypowej kampanii, kto jest najgroźniejszym kandydatem kandydata Zjednoczonej Prawicy, Andrzeja Dudy?
- W opiniach i komentarzach przeważało to – zgadzam się z nimi - że konkurentem prezydenta Dudy jest pan Kosiniak-Kamysz.
Co sądzi pan o wynikach sondażowych, które opublikował sztab Szymona Hołowni? Wynika z nich, że to właśnie Hołownia ma największe szanse, żeby zawalczyć o II turę z Andrzejem Dudą.
- Pozycja Szymona Hołowni jest uzależniona od zachowania i pozycji pani Kidawy-Błońskiej. Jego poparcie jest uzależnione od poparcia pani Kidawy-Błońskiej. Jakby ona miała tak niskie poparcie ja pokazują niektóre sondaże, jest opcja, że pozycja pana Hołowni może być o wiele lepsza niż niektóre sondaże pokazują. Póki nie będzie wyborów, będą to gdybania. Za mało wiedzy mamy, żeby rozstrzygać.
Sięgamy do statystyk zakażeń koronawirusem. Na koniec środy było to blisko 15 tysięcy zakażeń w kraju, nieco ponad 1000 w Małopolsce. W bliskich panu rejonach, jak powiat nowotarski, tatrzański są pojedyncze przypadki. Jak pan ocenia postęp epidemii? Był pan w gronie pierwszych osób, które przeszły chorobę.
- Tak. Byłem na pierwszej linii osób zarażonych koronawirusem. W toku swojej pracy poselskiej zostałem zarażony. Wbrew temu co sądziliśmy w kwietniu, ta pandemia niestety na ten moment nie wygasa. Jest poważna obawa o to, że możemy mieć spłaszczony wynik zakażonych, ale cały czas to liczby 200-300 dziennie. To poważne liczby, które nie pokazują, że idziemy w kierunku wygaszenia pandemii. Wiele zależy od naszego zachowania. Nie bagatelizujmy sytuacji.
Jak pan ocenia nasze zachowania? W zgodnej opinii specjalistów, od kilku dni widzimy lżejsze traktowanie obostrzeń, jak noszenie maski, unikanie zgromadzeń, utrzymywanie dystansu. Od poniedziałku w marketach budowlanych widzimy spore tłumy. Nie obawia się pan tego? Widzimy masowe zachorowania na Śląsku wśród górników w kopalniach.
- Tak. Widać wyraźnie, że za wszelką cenę trzeba unikać zgromadzeń. Z tym jest problem. Trudno docierać do świadomości ludzi, mimo podawania statystyk. Wirus jest realnym zagrożeniem. W pierwszym dniu otwarcia supermarketów poszedłem do Galerii Krakowskiej. Tam w sklepie usłyszałem, że nie ma wirusa, to wymysł polityków. Niektórzy żyją w przekonaniu, że to nie jest zagrożenie. To realne. Dopóki to nas nie dotyka, nie ma tego. Jak nas dotknie, doświadczymy dramatu. Po kwarantannie będzie ciężko wrócić do społeczeństwa. Ludzie będą się bali kontaktu z nami. Nośmy maseczki, myjmy ręce, pozbywajmy się starych przyzwyczajeń. Nie przykładajmy palca do języka, żeby przeglądać dokumenty. To najgorsze. Pilnujmy podstawowych rzeczy.
W pana przypadku ile minęło czasu od momentu zakażenia do powrotu do normalnej aktywności?
- To prawie 2 miesiące. Czas jest długi. Wynika to z przepisów sanepidowskich odnośnie kwarantanny. Jeśli jesteśmy zarażeni, nawet jak nie mamy objawów, dalej mamy minimum 14 dni kwarantanny. To dotyka całą rodzinę. Potem jest podwójne badanie, które pozwala stwierdzić, że ktoś jest wyleczony. Nie jest jednak całkowicie sprawny. Wirus bardzo osłabia organizm. Próba wykonywania prostych czynności sprawia, że jesteśmy słabi. To kolejne dwa tygodnie na powrót do sprawności. Organizm jest wycieńczony. To wymaga mobilizacji, żeby sprawnie wrócić do normalnego funkcjonowania.