Droga do chirurgii
Dr hab. Diana Hodorowicz-Zaniewska już jako dziecko marzyła o zawodzie lekarza, choć początkowo nie uświadamiała sobie, że jej powołaniem będzie chirurgia – specjalizacja, która dla kobiet wciąż nie jest łatwa. Zabawy z dzieciństwa wskazywały jednak na medyczne zainteresowania – jej lalki otrzymywały zastrzyki przeciwko wściekliźnie, choć operacji nigdy im nie przeprowadzała, obawiając się, że nie dostanie kolejnej zabawki.
Na pierwszym roku studiów medycznych natknęła się na książkę o chirurgii rekonstrukcyjnej, co stało się dla niej przełomowym momentem.
Od zawsze towarzyszyło mi poczucie, że powinnam coś robić własnymi rękoma. Na pierwszym roku studiów, w bibliotece medycznej, wpadła mi w ręce książka o chirurgii rekonstrukcyjnej i – powiem szczerze – zachwyciłam się tym, w jaki sposób można pomóc ludziom bardzo doświadczonym przez los. To stało się moją idée fixe – chciałam właśnie tym się zajmować.
Dostęp do chirurgii plastycznej był w tamtych czasach ograniczony, dlatego zdecydowała się na specjalizację z chirurgii ogólnej. Później zajęła się chirurgią piersi, a następnie chirurgią onkologiczną. W końcu, po latach pracy, spełniła swoje marzenie i zdobyła także specjalizację z chirurgii plastycznej.
Kieruję zespołem Uniwersyteckiego Centrum Leczenia Chorób Piersi i muszę powiedzieć, że mam ogromne szczęście pracować z pasjonatami takimi jak ja – ludźmi, którzy są niezmiernie oddani swojej pracy.
Co ciekawe, większość jego członków zespołu to kobiety.
Na początku kariery myślałam, że preferuję pracę z mężczyznami – zresztą przyszłam jako jedna z dwóch kobiet do 35-osobowego zespołu chirurgicznego I Katedry Chirurgii Ogólnej UJCM i wydawało mi się, że taka współpraca będzie dla mnie bardziej naturalna. Jednak życie potoczyło się inaczej, dziś pracuję głównie z kobietami i myślę, że w naszej dziedzinie to właśnie one wykazują większą empatię i lepiej rozumieją, przez co przechodzą pacjentki z rakiem piersi.
Wyzwania i inspiracje
Chirurgia wymaga szybkiego podejmowania decyzji, pracy zespołowej i odporności psychicznej. Są to cechy, które stereotypowo przypisuje się mężczyznom. Dodatkowym wyzwaniem było połączenie wymagającej kariery z rolą matki. „To wszystko da się zrobić” – zapewnia doktor Hodorowicz-Zaniewska.
W swojej drodze zawodowej miała ogromne wsparcie profesora Tadeusza Popieli, swojego pierwszego szefa. To on zaproponował jej pracę w prestiżowej katedrze chirurgii. Kiedy zapytała go, czy widzi ją w zespole jako kobietę, odpowiedział słowami, które zapamiętała na całe życie: „Jeżeli robisz to, co kochasz, to wszystkie wyrzeczenia przychodzą łatwo.”
Z perspektywy czasu muszę przyznać, że profesor Popiela miał stuprocentową rację. Budząc się rano, nie myślę: »O Boże, muszę iść do pracy«, tylko otwieram oczy i zastanawiam się, co dziś fajnego zrobię. Uwielbiam pracę z ludźmi, z pacjentami – to daje mi ogromną satysfakcję. A poczucie, że potrafię coś zrobić własnymi rękoma, jest absolutnie nie do przecenienia.
Doktor Hodorowicz-Zaniewska podkreśla, że miała też ogromne wsparcie ze strony rodziny, co pozwoliło jej poświęcić się pracy. „Bez pomocy rodziców nie byłoby to możliwe” – przyznaje. Mimo intensywnego trybu życia udało jej się utrzymać bliskie relacje z dziećmi. Jej synowie jednak nie poszli w ślady matki. Starszy wybrał weterynarię, choć kiedyś powiedział jej: „Mamo, ja nigdy nie będę pracować tak ciężko i za takie pieniądze jak ty.” Młodszy poszedł w zupełnie innym kierunku, niezwiązanym z medycyną.
Chirurgia onkologiczna, zwłaszcza leczenie raka piersi, wymaga ogromnej empatii. Pacjentki często pytają: „Co pani by zrobiła na moim miejscu?”.
Myślę, że to pytanie pozwala pacjentkom łatwiej podejmować decyzje. Oczywiście ostatnie słowo należy do pacjentki, ale jako kobieta mogę trochę podpowiedzieć, czego mogą się spodziewać, jakie mogą mieć odczucia. W pewien sposób ułatwia nam to rozmowę. Pacjentki często zwierzają się nawet z sytuacji intymnych, dlatego kontakt z lekarzem-kobietą w tych kwestiach jest na pewno łatwiejszy.
Współczesne wyzwania w diagnostyce i leczeniu raka piersi
Jednym z niepokojących trendów w onkologii jest rosnąca liczba zachorowań na raka piersi wśród młodych kobiet.
Kiedy zaczynałam pracę z pacjentkami z rakiem piersi, kobieta 40+ budziła ogromne zainteresowanie. Dziś, szczerze mówiąc, czterdziestka nie robi już wrażenia, bo w każdym tygodniu operujemy trzydziestoparoletnią dziewczynę, a w każdym miesiącu – dwudziestoparoletnią.
Czy za ten wzrost zachorowalności odpowiada genetyka? Tylko w niewielkim stopniu. Jak podkreśla dr hab. Diana Hodorowicz-Zaniewska, jedynie 15% przypadków raka piersi ma podłoże genetyczne. Dominują tak zwane raki sporadyczne, czyli te, które nie mają wyraźnego tła genetycznego, ale mimo to dotykają coraz młodsze kobiety. Wpływ na to mają przede wszystkim czynniki środowiskowe i styl życia. Wysokoprzetworzona żywność, wszechobecne hormony, nie tylko te stosowane w antykoncepcji, ale również te znajdujące się w pożywieniu - to wszystko może mieć kluczowe znaczenie dla rosnącej liczby zachorowań.
(Cała rozmowa do posłuchania)