Zapis rozmowy Jacka Bańki z wicemarszałek Sejmu z PO, Dorotą Niedzielą.
Z jaką misją wylatują do USA prezydent i premier? Ta wizyta ma być czymś więcej niż tylko przypomnieniem o 25 latach Polski w NATO.
- To wizyta, która ma być o bezpieczeństwie Polski. Bezpieczeństwie zbrojeniowym i energetycznym. Za 40 minut zaczyna się Rada Bezpieczeństwa Narodowego. Będą przedstawione tematy, którymi się zajmą premier i prezydent. Trzeba pokazać, że w sprawach najważniejszych nie ma kłótni. Trzeba zaznaczyć, że Polska jest państwem odpornym na działania rosyjskiej dezinformacji. Prezydent i premier będą w USA rozmawiać nie tylko o naszej obecności od 25 lat w NATO, ale jak wzmocnić nasze bezpieczeństwo militarne i energetyczne.
Posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego to nie tylko wymiar symboliczny, ale też ustalenie tematów, które będą miały kontynuację w USA?
- Oczywiście. Nasze stosunki z USA są bardzo dobre, niezależnie kto rządzi. To trzeba zachować. Wizyta wspólna premiera i prezydenta z różnych opcji politycznych pokazuje, że są sprawy ważne, gdzie nie ma podziałów. To bezpieczeństwo. Szczególnie w sytuacji takiego zagrożenia. Najwięksi analitycy mówią, że za 5-8 lat może być kolejna agresja. Będzie to już pewnie państwo należące do NATO. Przygotowanie się na takie ewentualności to ważna sprawa. Wtedy Polska, największy kraj na wschodniej flance, musi być przygotowana. Do tego zabezpieczenie energetyczne, elektrownie atomowe. To ważny element tej wizyty. Dobry okres jest. Jest 25. rocznica wejścia Polski do NATO. Przypomnimy, że Polska jest jednym z ważniejszych członków NATO. Oczekujemy wsparcia w jak największym stopniu.
Co pani uzna za sukces tej niecodziennej wizyty?
- To pokazuje wspólnotę ponad podziałami przy najważniejszych sprawach. To dobry prognostyk. Zapowiedź jest taka, że po spotkaniu premier i prezydent udadzą się na wojskowe lotnisko. Tam będą briefingi po tym spotkaniu, jakie są priorytety przed wylotem do USA. Poczekajmy na komunikaty prezydenta i premiera. Samo spotkanie i rozmowy dobrze rokują. To dobry sygnał w kierunku USA i prezydenta Bidena. On będzie rozmawiał z naszymi władzami. Będzie miał wpływ na to, jak dalej będą prowadzone stosunki w NATO i nie tylko.
Jest pani w Prezydium Sejmu. Była pani rozczarowana decyzją marszałka Hołowni o przeniesieniu procedowania prawa aborcyjnego na 11 kwietnia?
- Ja mówię jako ja. Jestem za rozmową o każdej porze, bez znaczenia kiedy, ale jak najszybciej. Cała kampania to spotkania z kobietami. Jeździłam po całej Małopolsce. Zawsze rozmowa była, że prawa kobiet muszą być zmienione. Za tym optowałam. Głosowaliśmy na prezydium, ale marszałek ma główny głos. Nie musiał pytać prezydium. On decyduje o porządku obrad. Dobrze jest głosować, bo poznajemy opcje. Z marszałek Wielichowską i panem Czarzastym byliśmy za wprowadzeniem tego punktu pod obrady i za rozpoczęciem rozmowy o aborcji. Jestem gotowa. Decyzją marszałka jest, czy będzie to wcześniej. Rozmowy trwają. Nie można odstawiać tematu kobiet. Rozumiem w pewnym sensie argumentację marszałka, ale nie do końca się z nią zgadzam. Trudną rozmowę trzeba podjąć. Znamy różnice między nami. Trzeba w to włączyć stronę kobiecą i szeroką grupą musimy zdecydować, jak to ma wyglądać. Są 4 projekty, one powinny być procedowane.
Są 4 projekty. Jaki kompromis wydaje się możliwy, pamiętając, że na końcu jest podpis prezydenta? Do tego była też prezydencka inicjatywa ws. prawa aborcyjnego.
- Nie mówmy o końcu. Wtedy prezydent pokaże swój stosunek do kobiet. Nie ma co gdybać, jak nie będzie rozmowy. Kompromis nie daje możliwości zadowolenia wszystkich. Część osób będzie niezadowolona, ale większość, która chce zmiany, będzie ich wymagała w możliwych proporcjach. Wiele osób, które myślą, że poddawanie tego pod referendum to dobry pomysł, zrozumie, że kobiety są zdesperowane. Z informacji od naszych wyborców wynika, że kobiety są wściekłe. One są skłonne do kompromisu, ale rozmawiajmy. Nie chowajmy głowy w piasek, odsuwając to lub decydując się na referendum, co nie jest akceptowalne. Poza tym krok po kroku poprawiajmy sytuację kobiet. Premier Tusk mówił na radzie krajowej o finansowaniu in vitro, rozporządzeniach o tym, że jak szpital dany nie oferuje należnej pomocy kobietom w ciąży, straci kontrakt z NFZ. Musi być refundacja znieczulenia w trakcie porodu. Sama sprawa projektów aborcyjnych powinna stanąć. Jak trzeba rozmawiać dłużej, róbmy to, ale rozmawiajmy na poziomie sejmowym.
Słyszeliśmy, że przed wyborami samorządowymi nie byłoby to korzystne dla tych konserwatywnych ugrupowań Koalicji 15 października. Z drugiej strony są protesty rolników, które pokazują, że wieś chce zmian...
- Zanim przejdziemy do rolników, powiem, że pochodzę z małej miejscowości. To Kęty. Nigdy nie było takiej mobilizacji ludzi, którzy przyszli na protest, jak przy prawach kobiet. Było 200-300 osób. To pokazuje, jak to ważne. Rozumiem inne ważne sprawy, ale to dla kobiet jest najważniejsze. Rozmowa o innych trudnych sytuacjach nie przeszkadza. One zawsze będą. Trzeba rozmawiać. To obiecaliśmy kobietom. Rozmowa, że jest kalkulacja, może przed wyborami… Oczywiście będzie to trudny temat, ale kobiety nie zasługują, żeby ich problemy kalkulować politycznie. Dzięki kobietom Koalicja 15 października zyskała taki wynik wyborczy. To wyszło w badaniach. Wszyscy czuliśmy to w kampanii. Nie chcemy kalkulować pod wybory praw kobiet.
Nie chciała pani spekulować o kompromisie aborcyjnym, ale być może poznamy opinię ws. możliwych zmian w Zielonym Ładzie? Na co 15 marca może się zdecydować Komisja Europejska?
- Myślę, że jest kilka rzeczy. Mityczne ugorowanie, które powinno być zawieszone. Do tego sprawy, o których rolnicy mówią, że Unia każe im zalewać. Chodzi o zachowanie terenów podmokłych. To może mieć sens. Wielkopolska pustynnieje. Możliwość nawadniania i dostawania za to pieniędzy, byłaby z korzyścią dla stosunków wodnych tam. Jednak jak jest destabilizacja rynków rolnych... Rosja to powoduje. Napływa do nas zboże z Ukrainy. Podjęłam uchwałę o tym, żeby cała Europa miała świadomość, że nie możemy handlować z Rosją produktami rolno-spożywczymi. Wszystkie państwa Unii powinny zaprzestać tego handlu. Dajemy możliwość sprzedaży produktów, finansujemy wojnę i destabilizujemy rynek. Cena zboża w UE nie wynika tylko z napływu z Ukrainy, ale też z ostrej działalności Rosji, które destabilizuje rynki. To jedna z ważniejszych rzeczy. Zielony Ład jest do weryfikacji. Tam, gdzie może zmniejszać produkcję, powinien być zmieniony.