Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z posłanką PO, Dorotą Niedzielą.
W nocy Sejm uchwalił poselską nowelizację ustawy o jawności zarobków w NBP. To uczyni finanse banku centralnego przejrzystymi?
- W ogóle cała sprawa wyszła z tego, że nie możemy się dowiedzieć, ile zarabiają dwie pracowniczki prezesa NPB. Z ustawy nic nie wynika. Nie dowiemy się tego. Ta nowelizacja, która weszła mówi, ile mają zarabiać szefowie, ile mają zarabiać niżsi pracownicy i mają ujawniać to na BIP. Nie będziemy znać tego, czego chcieliśmy się dowiedzieć. Gdy opozycja ujawniła naganne nagrody rządu pani premier Szydło, zapłacili za to posłowie i samorządowcy. Teraz ujawniono, że pracownicy pana Glapińskiego mają pensję około 65 tysięcy, ukarani zostali pracownicy NBP. To ingerencja w niezależność banku. Pewnie będzie trzeba się z tego tłumaczyć. To wymaga notyfikacji. To kolejny moment szybkiej, nieprzemyślanej legislacji nocą, bez opinii. To kolejne prawo, które jest źle skonstruowane, byle jakie i niezgodne z prawem unijnym.
W myśl tych przepisów poznamy zarobki osób zajmujących stanowiska niższe, jak dyrektor oddziałów, dyrektor departamentu, w latach 1995-2018. Jeśli ta ustawa nie jest doskonała to skąd się wzięło ponad 350 głosów za?
- Wszyscy wzięliśmy na siebie obowiązek pokazania przejrzystości. To kolejna pułapka. To będzie przejrzystość. Dalej będzie ta ustawa pewnie zmieniana w Senacie. Zobaczymy. Ogólnie mają być transparentne zarobki. Jak najbardziej, ale to nie rozwiązuje tej sprawy. Szefowie NBP mówili, że będą mieć problemy z zatrudnianiem. 60% osób może odejść z banku. Takie są wypowiedzi ludzi, którzy pracują w NBP od lat.
Dzisiaj kolejna część serialu z taśmami Kaczyńskiego w Gazecie Wyborczej. To pewnie nie ostatnia część. Co do tej pory z tej sprawy wynika?
- Burzy nam się obraz prezesa Kaczyńskiego jako tego, który nie jest zainteresowany finansami, jest od idei, nie potrzebuje pieniędzy. Wiemy, że można nie mieć konta w banku, nie wiedzieć jak się płaci kartą, ale można mieć bank na dyspozycje i decydować o wielkich interesach. Można planować wielomilionowe zyski z jednego gabinetu na Nowogrodzkiej. Są fikcyjne spółki komandytowe i ciemne interesy. Jak się słyszy pojedyncze informacje w mediach to się nie widzi tego. Jak się przeczyta jednak ten artykuł to widać mechanizmy, które służą wzmacnianiu partii. To przerażające. Nie wiem, czy jest partia, która ma takie nieruchomości. Mamy system, w którym partie są finansowane z budżetu, żeby nie było podejrzanych interesów. Partia dostaje duże pieniądze na swoje utrzymanie. Nie wolno jej prowadzić działalności i czerpać innych zysków. Można to ominąć. To bulwersujące. To podważa autorytet polityka. To uderza w cały świat polityki. Ludzie tracą już niskie zaufanie do polityki. To źle. To polityka decyduje o ważnych sprawach i Polsce.
Ta polityka jest na każdym poziomie życia publicznego. W narracji polityków PiS słyszymy, że budowa tych wieżowców nie mogła wystartować, bo sprawę WZ blokuje administracja z PO. Aktywiści stowarzyszenia Miasto Jest Nasze pisali, że w okolicy ulicy Srebrnej ratusz Warszawy wydał WZ dla pięciu innych wieżowców. Oni pytają, czy WZ dla tych dwóch nowych wieżowców była blokowana z powodów politycznych.
- Nie należę do Rady Warszawy. Z tego co wiem, był tam duży problem z zabudową. Była wyznaczona zabudowa do 30 metrów, nie do 190. Nie ma planu zagospodarowania, więc WZ są wydawane na konkretne budowle. Trzeba zapytać co jest powodem, ale pewnie jest ich sporo, dlaczego nie zostało to wydane.
Brak planów mści się nie tylko w Warszawie. W Krakowie też to widzimy.
- Dokładnie. Jest ustawa o ziemi, blokująca sprzedaż w dużym stopniu… Przez to jest blokowana sprzedaż działek i nie tylko.
Jest pani wiceszefową sejmowej komisji rolnictwa. Jak pani patrzy na protesty rolników? Był protest w poniedziałek, są protesty planowane na 6 lutego przez AgroUnię. Minister rolnictwa mówi, że nie chodzi o obronę rolników, ale stworzenie nowej organizacji politycznej.
- Minister rolnictwa… Minister Jurgiel był śpiący, ale pracował. Minister Ardanowski krzyczy i gada, ale nic z tego nie wynika. Te protesty to dowód, że rolnicy tracą cierpliwość. Wszystkie synekury PiS w terenie powodują zastraszenie rolników. Organizacje nie przychodzą na komisje. Są potem represje w płatnościach. Komisje rolnictwa to głucha sala. Przychodzi paru frustratów i nie słyszy się głosu rolników. To słychać na ulicach. AgroUnia jest głośna, ale przedstawiają swoje postulaty. To jest zgodne z argumentami rolników. Rolnictwo jest w trudnej sytuacji przez ASF, trudne sytuacje rynkowe, sprawę z wołowiną. Od 3 lat PiS obiecuje i nic nie wynika z tego. Budżet na rolnictwo jest w tym roku mniejszy o 1,5 miliarda. Będzie to zmniejszone w każdej dziedzinie. PiS zapowiadał zwiększenie budżetu. 2019 rok to budżet wstydu. Widzą i czują to rolnicy. Zaklinanie rzeczywistości przez ministra nic nie zmieni. Na końcu drogi rolnik jest w gospodarstwie i nie widzi całości dopłat. Gigantyczne odszkodowania za susze to ściema. To słyszymy. Rolnicy się zgłaszają do nas. Rolnicy protestujący to ludzie, którzy mogą pokazać ile stracili w ciągu 2 lat. Państwo im nie pomogło.
Nie jest dla pani zaskoczeniem, że na czele tych protestów nie stoją politycy PSL? Ludowcy stracili posłuch na wsi?
- To nie jest miejsce dla polityków. To jest siła tego ruchu. Rozmawiałam z AgroUnią. Zgadzam się z częścią ich postulatów, z częścią nie. Trzeba ich jednak słuchać i traktować jako partnera. Mówienie, że to polityczny projekt to nie jest dobra droga. Nie jest dobrze, gdy za sprawą rolników stoi polityk. PO i PSL też miały problemy w czasie swojej kadencji. Trzeba ich wysłuchać i starać się wyjść z tego. Musi być dobry plan. Minister Ardanowski robi konferencję na ściernisku, zawsze stoi za nim premier Morawiecki. Wiarygodność pana Ardanowskiego spada. Będzie Okrągły Stół dla wszystkich środowisk. Premier Morawiecki nie wystarcza. Trzeba wziąć prezydenta Dudę. Tak mało wiarygodny staje się minister rolnictwa. Oni chcą rozmawiać w obecności kogoś, kto da im jakieś gwarancje.
Teraz wołowina. Na ile to pogorszy sytuację producentów i opinię o polskim rynku? Superwizjer TVN poinformował o rzeźni przerabiającej mięso z chorego bydła.
- To niedopuszczalne. Widzę kierunek ministra. On pyta, czy dobrze jest, że dziennikarz ujawnia. Dziennikarz ma pokazywać patologię. Nic się z tym nie robi od lat.
Pani jest lekarzem weterynarii. Kontrola weterynaryjna mięsa w ubojniach to fikcja?
- Tam jest pokazana patologia, która się dzieje. Tak samo działają złodzieje. To procent. My eksportujemy rocznie około 500 tysięcy ton mięsa wołowego. Tu chodzi o około 250 ton. Jednak trzeba to przedstawić. Pamiętam jak w Anglii był problem z wołowiną. Wtedy minister rolnictwa na antenie zjadł steka wołowego i tłumaczył, że on jest bezpieczny. Nasz nie wyszedł, nie zrobił konferencji i nie powiedział że wołowina jest bezpieczna, ale patologia będzie ścigana. Trzeba bronić marki wołowiny. Minister nie działa poza granicami. Tam sprzedajemy wołowinę.
Na razie zapowiada, że będzie te przypadki gorącym żelazem wypalał...
- Ja mam pytanie, gdzie przyłoży to żelazo. Pewnie do swoich urzędników.