Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką PO, kandydatką Koalicji Obywatelskiej w wyborach do Sejmu, Dorotą Niedzielą.
Marszałek Witek odpowiadając na pytania o przerwanie posiedzenia Sejmu i przeniesienie go na czas po wyborach, mówiła, że prosiło o to także kilkunastu posłów opozycji. Prosił ktoś z PO?
- Nie znam nikogo takiego. Nie wiem, czy pani marszałek mówiła prawdę. Nie znam nikogo takiego, chyba że to nie był ktoś z PO. Zaskoczyło nas to. Do dziś nikt nie umie wytłumaczyć co to ma na celu. Są różne pomysły dlaczego Sejm ma się spotkać po wyborach. Z całych 4 lat chaosu, bałaganu w prowadzeniu Sejmu, mamy taki obraz, że chce się coś zrobić niecnego. Mamy czas. Są dwa dni. Wszyscy wiedzieli, że posiedzenie będzie. Tymczasem nagle przenosimy to. W nocy pracujemy, jak zwykle zmęczeni, szybko, bez dyskusji. Kwintesencja 4 lat.
Choć dodajmy, że przeniesienie części posiedzenia Sejmu na czas po wyborach jest legalne według konstytucjonalistów.
- Tak. Nie mówię, że to jest nielegalne. Są jednak pewne niepisane zasady Sejmu. Nie ma ich w regulaminie, ale są dobre praktyki. Jeśli wypisuje się harmonogram pracy Sejmu, który układa tydzień pracy w terenie i Sejmie, posłowie się przygotowują… Przez 4 lata nie było jednego posiedzenia bez gwałtownych zmian. Teraz było wysłuchanie sprawozdania RPO Adama Bodnara. Słuchaliśmy tego o północy. To nie jest czas i miejsce, żeby słuchać sprawozdania RPO, który zajmuje się sprawami ludzkimi.
W jaki sposób opozycja przygotuje się na to posiedzenie powyborcze? Będą projekty ustaw? Co zrobi opozycja?
- Nie rozumiem pytania. Dostajemy harmonogram. Możemy zgłosić informację bieżącą swoją, pytanie możemy mieć. O ile będzie to normalne posiedzenie. Nie wiemy. Równie dobrze może być inny temat, porządek się może zmienić. To jest nie do ogarnięcia. Trudno zrozumieć o co chodzi. Pewnie niedługo się dowiemy, dlaczego kazano nam wyjechać. Miały być ustawy, komisje, rozmowa na sali. Wrócę jeszcze. Wczoraj było coś przykrego. W nocy patrzyliśmy na pustą salę. RPO mówił o rzeczach ważnych dla ludzi. To była noc. Obywatele nie mają czasu i ochoty pewnie słuchać nocą. To rzeczy ważne. Mówił o trudnościach na SOR.
Sejm przyjął wczoraj ustawę o jawności majątkowej współmałżonków i dzieci najważniejszych osób w państwie. Jaki skutek będzie miał ten krok w stronę większej jawności życia publicznego?
- W ciągu jednego dnia, szybko włożono projekt ustawy zapowiadanej od maja. Jest tam wiele bzdurnych zapisów. Ja zajmuję się polityką i muszę składać oświadczenie majątkowe. Moje dzieci będą mieć współmałżonków. Jedna z moich córek jest poza granicami. Jeśli wyjdzie tam za mąż, jej małżonek będzie musiał składać oświadczenie. To karanie wszystkich najbliższych.
W jaki sposób karanie?
- Może mąż moich dzieci nie będzie miał chęci ujawniania majątku. Co on ma ze mną wspólnego? Pytaliśmy o zawężenie tych połączeń rodzinnych. Mówimy o jawności – mąż, żona, najbliższa rodzina. Tam jest to nieprecyzyjne. Więcej będzie z tego kłopotu niż pożytku. Prawo wejdzie w życie po wyborach. 60 dni mają na to posłowie. Wiele zapisów jest tak niedokładnych, że nic z tego nie będzie wynikało. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby premier Morawiecki opublikował swój majątek. Do tego go wzywano. On nie miał ochoty przekazać tych informacji. Trzeba było zmieniać szybko prawo, żeby pokazać, że coś się robi. Nikt jednak nie pozna majątku małżonki pana Morawieckiego.
Jawność rozszerza jednak ta ustawa. Sama pani o tym mówiła.
- Tak. Ja nie mam problemu. Mój mąż też jest urzędnikiem. Nie widzę w tym nic groźnego. Jednak prawo nakładające obowiązek na dzieci i współmałżonków dzieci powinno być precyzyjne. Musi być jasność dla polityków. Co jeśli polityk nie utrzymuje kontaktu z dzieckiem, które od lat jest poza granicami? Tak może być. Padła odpowiedź na komisji, że wtedy będzie się trzeba pewnie zwrócić do organu, który tam odpowiada za podatki. Na komisji nikt nie mógł odpowiedzieć. Powiedziano nam potem, że on nie będzie składał oświadczenia. Co wtedy? Będę ukarana? Są różne sytuacje. Są dzieci z pierwszego małżeństwa, może nie być kontaktu. Ktoś będzie za to ukarany?
Jest pani przeciwko wyższej płacy minimalnej?
- Nie.
PiS mówi, że zadbają o dobrobyt Polaków. Co powie Koalicja Obywatelska? Dobrobyt, ale nie teraz? Dobrobyt, ale mniejszy?
- Nie. Przedstawiliśmy swój program. Podnosimy płacę minimalną, ale średnią. Nie kosztem przedsiębiorców, ale obniżając opłaty pracownicze, zmieniając PIT i ZUS. Co uderza, to kolejna sprawa dzielenia Polaków i kopania rowu między przedsiębiorcą i pracownikiem. Z ostatniej wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego wynika wprost, że jak ktoś nie podlega obowiązkom państwa, niech zrezygnuje, bo się nie nadaje do prowadzenia działalności. Nie mówmy tak, że ten przedsiębiorca jest zły, bo nie chce dać. To zły kierunek. Podniesienie płacy minimalnej to podstawa, która powinna powoli rosnąć. Wszyscy chcą lepiej zarabiać. Do tego trzeba dążyć. Jeśli przedsiębiorstwa się rozwijają… Większe przedsiębiorstwa nie mają problemu, tam pensje są wyższe.
PO proponuje 50% średniej krajowej.
- Obliczanie od tego. My proponujemy wzrost płacy minimalnej, ale odnośnikiem jest średnia krajowa. W naszych wyliczeniach pracownik dostaje 600 złotych więcej. Nie kosztem zwolnienia lub szarej strefy. Z 50% opłat w stosunku do państwa od pracownika, chcemy to zmniejszyć na 25%. To będzie zysk pracownika.
Jest pani jedynką w chrzanowskim, górniczym fragmencie Małopolski. Jak ma wyglądać proces odchodzenia od węgla? Co pani mówi rodzinom górniczym?
- Po ostatnim proteście Greenpeace robi się jasne. Odchodzimy przecież od węgla.
Koniec z importem z Mozambiku i Rosji?
- Wystarczy stanąć przed rodzinami górników i powiedzieć, że kilka lat temu byliśmy potęgą. Teraz mamy 20 milionów importowanego węgla.
Trzeba odejść od importu?
- Jestem z okręgu chrzanowskiego, z Kęt. Zanieczyszczenie powietrza w naszym terenie – chodzi o benzoalfapiren. To rakotwórcza substancja, którą wdychają wszyscy. Konsekwencją jest umieralność. Na terenie Brzeszcz mamy średnio 23 nanogramy benzoalfapirenu. Norma to 0,1. Trzeba to zrobić.