Rozpocznijmy od sportu. Pierwszy polski medal olimpijski to zasługa Małopolanki Klaudii Zwolińskiej. Wcześniej medale zdobywała między innymi na Igrzyskach Europejskich. Z perspektywy roku może miała sens ta krytykowana dziś impreza?
Pani Klaudia wcześniej też zdobyła brązowy medal na olimpiadzie. Przede wszystkim duże gratulacje. To jest ciężka praca, dużo wyrzeczeń. Nie mamy świadomości, że sportowiec, aby zdobyć medal olimpijski, musi po pierwsze bardzo ciężko pracować, po drugie musi tak naprawdę poświęcić wszystko temu jednemu celowi. Czasem się udaje, czasem się nie udaje.
Co do Igrzysk Europejskich to zapomnijmy już o tej imprezie. Dobrze, że część inwestycji, która została wykonana z tego powodu, została. Głównie AWF tutaj zyskał. Pewnie też była to okazja do przećwiczenia sobie formy, przygotowania kadry. Może to faktycznie gdzieś tam nam zaprocentuje na olimpiadzie. Ale tak ciężkie pieniądze, jakie przepalono przez tę imprezę, i te smutne, puste trybuny bez kibiców i tak naprawdę odwrót turystów w momencie, w którym ta impreza była organizowana, bo turyści nie chcieli przyjeżdżać do Krakowa wtedy, pokazały, że organizacja tego wydarzenia była tragiczna. Spuśćmy na to zasłonę milczenia i cieszmy się srebrem pani Klaudii.
Przy okazji igrzysk olimpijskich nie milkną też echa ceremonii otwarcia. Dziś przed konsulatem francuskim chce protestować poseł Kmita z Prawa i Sprawiedliwości. Wczoraj stanowisko opublikowała krakowska kuria, arcybiskup Jędraszewski napisał, że obrażono ponad miliard katolików na całym świecie. Pan, jak mniemam, też jest katolikiem. Jest pan urażony?
Jestem niepraktykującym katolikiem, więc niespecjalnie. Rozumiem, że arcybiskup Marek Jędraszewski przemawiał już niczym sam papież, bo odnosząc się do miliarda obrażonych katolików, już mówi o całym Kościele. Mam nadzieję, że niedługo już skończy ostatecznie swoją posługę w naszym mieście.
Trzeba wiedzieć jedną bardzo istotną rzecz, że ten moment, zresztą bardzo dobrej artystycznie imprezy, który wzbudził kontrowersje, nie nawiązywał do Ostatniej Wieczerzy, tylko do obrazu flamandzkiego mistrza z 1635 roku „Uczta bogów”. Jest tu jedno ostrzeżenie dla wszystkich, którym leży na sercu dobro osób LGBT, osób nieheteronormatywnych: trzeba się wykazać dużą wrażliwością. Nie można dawać pola do tego, żeby ktoś zestawiał walkę o prawa osób nieheteronormatywnych z jakąś krytyką religii. Tutaj to nie było zamierzone, natomiast niektórym wszystko się z jednym kojarzy i pewnie dlatego mamy taki niepotrzebny zgiełk. Bardzo dobra artystycznie impreza, świetny występ na przykład Céline Dion. Wyprowadzona tę imprezę ze stadionu na miasto – bardzo dobry pomysł. Może faktycznie brak pewnej wrażliwości i być może ta scena po prostu była niepotrzebna. Z drugiej strony, jeżeli mówi się o problemach społecznych, bo ta impreza mówiła Francji, o problemach społecznych, to trudno też nie mówić o problemach osób nieheteronormatywnych, ale po prostu w złym kontekście to osadzono. Ale proszę pamiętać: tutaj nie chodziło o żadną Ostatnią Wieczerzę, tylko o obraz „Uczta bogów”.
W Sejmie jest już kolejny projekt w sprawie dekryminalizacji aborcji. Jak zamierzają państwo przekonać do niego ludowców?
Będziemy z nimi rozmawiać. Ja szanuję stanowisko Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ono opowiada się za przywróceniem tak zwanego kompromisu aborcyjnego. Natomiast prawda jest taka, że cała koalicja 15 października, wszystkie ugrupowania szły pod hasłem „Mamy dość” i mówiły, że trzeba kobietom przywrócić należne im prawa. Tak samo posłowie PSL, którzy startowali z listy Trzeciej Drogi, powinni pamiętać, że zostali wybrani właśnie głosami tego lektoratu, który oczekuje liberalizacji prawa aborcyjnego. Nie muszą głosować za, mogą się wstrzymać, co też spowoduje to, że tę ustawę będziemy w stanie uchwalić i zrealizować postulat. Niezależnie od tego, jaki mamy osobisty stosunek do przerywania ciąży, do zresztą zawsze trudnego i traumatycznego wydarzenia w życiu każdej rodziny, to było nasze zobowiązanie w stosunku do elektoratu i po prostu to trzeba zrealizować.
Może Strajk Kobiet, Marta Lempart przekona do tego ludowców?
Nie sądzę. Chodzi o formę, w jakiej pani Marta się wypowiada. Uważam, że takim tonem nie powinno się rozmawiać. Na pewno agresją nikogo się nie przekona do zmiany zdania.
Powrót do tak zwanego kompromisu aborcyjnego, czyli do sytuacji sprzed wyroku Trybunału Konstytucyjnego z roku 2020, wydaje się dzisiaj wszystkim, co można przy tym układzie w parlamencie osiągnąć?
Nie. Ja uważam, że jest szansa, żeby ustawa dekryminalizująca aborcję przeszła. Jeśli nawet prezydent Duda zdecyduje się ją zawetować, to za rok będziemy mieli wybory prezydenckie. Jeżeli Polki i Polacy postanowią o zmianie również na tym stanowisku, czyli odwrocie od środowiska Prawa i Sprawiedliwości, jeśli nie wybiorą konserwatywnego prezydenta, to wtedy taka możliwość na pewno zaistnieje. Tak zwanego kompromisu aborcyjnego nie trzeba było ruszać i PiS zrobił wielki błąd politycznie wywierając presję na Trybunał, by się tą kwestią zajął i wydał taki, a nie inny wyrok. Zrobił olbrzymi błąd, który jak nie teraz, to w perspektywie jakiegoś dłuższego czasu spowoduje to, że liberalizacja aborcji w Polsce nastąpi.
Mówi pan o tak zwanej zasadzie wahadła.
Tak. To jest znane w polityce. Zasada wahadła funkcjonuje w wielu krajach europejskich. Irlandia jest tego przykładem.
Prezydent Miszalski po informacjach o mobbingu w Bunkrze Sztuki wzywa na dywanik Maszę Potocką. Czy pan, jako wieloletni radny, jako przewodniczący krakowskiej rady miasta, rzeczywiście nie wiedział o tym, co dzieje się w Bunkrze Sztuki?
Akurat w tej sprawie sygnałów nie było. Były sygnały w innych kwestiach. Ja się zajmowałem podobnymi problemami, między innymi w jednym z krakowskich przedszkoli. Tutaj zresztą zakończyło się to zwolnieniem pani dyrektor. To jest duży problem, który teraz jest chyba jednym z największych problemów pracowniczych. Kiedyś takie sprawy też istniały, one były zamiatane pod dywan, nie było takiej wrażliwości. Natomiast czasy się zmieniły i bardzo dobrze. Jak najbardziej zjawiska mobbingu trzeba piętnować i wyciągać konsekwencje w stosunku do osób, które do tego się posuwają. Mnie przekonuje tutaj wyrok sądu. Oczywiście on jest nieprawomocny, ale trudno jest udowodnić w sądzie to, że było się mobbingowanym, dlatego że takie zjawisko musi występować przez dłuższy okres. To nie może być tylko jakieś jedno wydarzenie, ale faktycznie musi się to dziać systematycznie przez dłuższy okres i też muszą być na to jakieś dowody. Ja co najmniej zawiesiłbym panią dyrektor na miejscu pana prezydenta, żeby nie wykonywała obowiązków do czasu uprawomocnienia się wyroku. Jeśli taki wyrok się uprawomocni, to oczywiście powinna się pożegnać ze swoim stanowiskiem.
Mimo że prezydent Jacek Majchrowski przedłużył kontrakt o siedem lat.
Prezydent Jacek Majchrowski niestety na takie sprawy miał mniejszą wrażliwość. To był pewnego rodzaju błąd byłego prezydenta. Nie mówię, że było przyzwolenie, ale nie było aż takiej wrażliwości, jakiej byśmy dzisiaj oczekiwali. Pewnie to też spowodowało, że takie zjawiska w przestrzeni miejskiej, ale przecież nie tylko, bo mamy ten problem też w Urzędzie Marszałkowskim, w Cogiteonie, funkcjonują. Trzeba z tego typu rzeczami skończyć, przeciwdziałać mobbingowi i konsekwencje personalne wyciągać.
Skoro pan mówi o tej mniejszej wrażliwości, to trzeba jeszcze tu przypomnieć: wcześniej były Bagatela, Groteska, miejskie teatry.
Tak, ale to przecież nie tylko kwestie instytucji kultury, ale w ogóle funkcjonowania urzędów. Tak to było kiedyś, ale dobrze, że to się już skończyło.
Mamy połowę wakacji. To są ostatnie wakacje w Krakowie bez opłaty turystycznej?
Ja mam nadzieję, że ta opłata turystyczna wejdzie w życie, dlatego że Kraków ponosi koszty związane z obsługą ruchu turystycznego. To są też oczywiście dla mieszkańców Krakowa różne uciążliwości. Infrastruktura miejska jest wykorzystywana, więcej mamy śmieci, więcej potrzebnych jest autobusów do obsługi turystów, trzeba wydać więcej pieniędzy na zieleń, na ławki, na wiele rzeczy, no i Kraków z tego tytułu ponosi koszty. Opłata turystyczna mogłaby w części te wydatki zrównoważyć.
Ale słyszymy, że nie ma woli politycznej.
Ministerstwo Sportu i Turystyki nad tym pracuje, natomiast tam jest inny problem. Z punktu widzenia Warszawy to, na co te pieniądze mają zostać wydane, jest nieco inaczej traktowane niż z punktu widzenia samorządu. Samorządy domagają się wprowadzenia takiej opłaty i finansowania z tego przeciwdziałania negatywnym skutkom turystyki lokalnie, natomiast Ministerstwo widziałoby te pieniądze jako wsparcie rozmaitych organizacji turystycznych w celu promowania naszego kraju na zewnątrz i budowy polskiej marki turystycznej. Pewnie trzeba się będzie tutaj w pół drogi spotkać, natomiast te postulaty samorządów nie mogą i pewnie nie będą pozostawione sobie. Oprócz pozytywów turystyka niesie po pierwsze wyzwania, po drugie też kłopoty dla mieszkańców. Kraków jest tego doskonałym przykładem.