Jesteście rozczarowani propozycją cięć?
Bohater w "Ferdydurke" mówi takie fajne słowa: "Niech kształt mój rodzi się ze mnie, niech nie będzie nadany mi." W wypowiedzi uczniów było słychać, że potrzebują tej wolności. Potrzebują, aby mówić ich językiem, aby mówić o literaturze bliższej im. Za dużo ich zdaniem jest tej literatury, z której wszystko trzeba zapamiętać, za dużo martyrologii, za dużo jest klasyki literatury i my uważamy tak samo. Jesteśmy rozczarowani tym, co zobaczyliśmy jeśli chodzi o proponowane ograniczenia. One są po prostu nie sensowne, a po drugie są to ograniczenia, które zupełnie nie powinny mieć miejsca. Z jednej strony usuwa się "Nie-boską" komedię Zygmunta Krasińskiego, z drugiej strony zostawia się "Odprawę posłów greckich" Jana Kochanowskiego czy też "Potop" Sienkiewicza w całości. Literatura polska jest ważna, tożsamość narodowa, kulturowa jest ważna, ale celem lekcji języka polskiego ma być przede wszystkim też rozkochanie ucznia i uczennicy w czytaniu. Pokazanie mu, że książka ma być fajna, ciekawa, interesująca, a tego w ogóle w spisie lektur nie ma.
Wasz manifest jest dostępny w Internecie. Ile macie podpisów?
Zaczęliśmy 3 godziny temu i już tysiąc. Jeśli to pójdzie tak dalej, mamy nadzieję, że nasz głos wybrzmi, bo faktycznie grzeczni już byliśmy.
Wy już czekaliście na zmiany...
Czekaliśmy na zmiany, bardzo kibicujemy nowemu ministerstwu. Czekaliśmy na te zmiany, jesteśmy zadowoleni z pewnych zmian kultury dialogu, że nas się nie straszy, nie poniża. Jest otwarcie na tę stronę społeczną, ale jednak oczekujemy konkretów. Jeżeli odchudzenie podstawy o 20 procent, to odchudzenie o tyle, a nie pudrowanie trupa.
Bardzo mocne słowa padają w tym manifeście. Piszecie o tym, że te działania są zachowawcze, niewiele wnoszące, pozorne w tym zakresie i domagacie się wyraźnych zmian zgodnych z oczekiwaniami środowiska polonistów. Żądacie większego ograniczenia lektur obowiązkowych, większej wolności w wyborze lektur, zaproszenia do prac dotyczących podstaw programowych i zmian w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Dlaczego zmian w CKE?
Mamy takie wrażenie, że bardzo dużym blokerem tych zmian, które są pożądane, jest właśnie Centralna Komisja Egzaminacyjna z jej dyrektorem, który nieprzerwanie rządzi. Właściwie wszyscy oczekiwali zmian na tym stanowisku, ponieważ on firmował reformę poprzedniej władzy, chwalił minister Zalewską, ministra Czarnka i to jakie te reformy są wspaniałe. Okazuje się, że one nie są wspaniałe i wszyscy to widzimy. Koordynuje zespół prac nad postawą programową osoba, która jest osobą o bardzo konserwatywnych poglądach, takich poglądach każących mówić o literaturze w kategorii historii literatury, w kategoriach tożsamości narodowej pani Wioletta Kozak. Uważam, że nie posłuchano nas i to teraz wychodzi. Nie tylko w kwestii języka polskiego to wychodzi. My postulowaliśmy wejście zwykłych praktyków. Nauczycieli, którzy są najbliżej ucznia, mają kontakt z rodzicami, którzy widzą, co jest potrzebne w szkole. Niestety, ten skład zespołu został utrzymany ku mojemu zdziwieniu. To tak jakby zaprosić do naprawienia dachu tego, kto ten dach schrzanił. Przypomnę, stare podstawy programowe, które są teraz reformowane, tworzyła ta sama osoba i ta sama ekipa. Jeżeli nie będzie jakichś sensownych zmian w koncepcji naprawiania tych podstaw programowych i w dialogu, to my nie oddamy tego meczu walkowerem, bo mamy dość czekania.
Czy uczniowie rzeczywiście są tak bardzo przeciążeni, czy ta podstawa programowa jest faktycznie przeładowana?
Jest przeładowana, mówię to z perspektywy rodzica trójki dzieci. Mam rozrzut od najmłodszych klas szkoły podstawowej, do drugiej klasy liceum. Widzę, co się dzieje. 8 godzin lekcji, potem powrót o godzinie 17, sen i siadanie do zadań czy nauki o godzinie 19.
Czyli brakuje czasu na dzieciństwo...
Jest za dużo lekcji, za dużo treści. My wiemy jako nauczyciele, że nie da się zmienić dobrze podstaw programowych na pstryknięcie palca. To nie chodzi o to, by wszystko od razu wywrócić do góry nogami. Cieszymy się z tych zapowiedzi, że będzie spokojna praca nad nowymi podstawami programowymi, bo one mają wejść dopiero za dwa lata, czyli jest szansa, że to zostanie pomyślane sensownie. Nie mogą jednak nad tymi podstawami ludzie, którzy sprawili, że te podstawy są przeładowane. Skoro mieliśmy ulżyć uczniom i nam o 20 procent, to zróbmy wyraźne cięcia i dajmy wolność nauczycielom. To jest trochę tak, że traktuje się nas jak idiotów. Każdy nauczyciel języka polskiego wie, co i jak czytać z uczniami i jak wyważyć te kwestie fajnej książki, której potrzebują młodzi ludzie z tym, że są pewne dzieła wartościowe, które trzeba omówić, mimo że młodemu człowiekowi się nie chce. Nie o to chodzi, żeby lekcje literatury to był koncert życzeń młodych ludzi i żebyśmy czytali tylko komiksy i literaturę współczesną. Chodzi o balans, równowagę między dziełami wartościowymi z przeszłości a literaturą współczesną, a tego balansu nie ma. Bazujemy na Kochanowskim, Mickiewiczu i Sienkiewiczu. Ileż można. To powoduje kryzys czytelniczy. Mamy dość tego jak widzimy, że młodzi ludzie czytają ściągi. Młodzi ludzie przygotowują się w ten sposób do sprawdzianów, my robimy sprawdziany i wszyscy odtrąbiamy sukces, że dziecko coś wie. Dzieci nie czytają, młodzież nie czyta i to jest taki moment kiedy można dać więcej wolności, by ci młodzi ludzie mogli współdecydować o tym, co jest czytane na lekcjach języka polskiego.