Zapis rozmowy Rafała Nowaka-Bończy z posłanką Lewicy Razem, Darią Gosek-Popiołek.
Wrócę do sprawy akademika Kamionka, który wciąż jest okupowany. Pani wspiera także osobiście protestujących?
- Tak. To bardzo ważna sprawa. Widzimy na razie pewien regres w rozmowach między rektorem i studentami.
Kto tam protestuje? Chyba niekoniecznie studenci. Samorząd studencki UJ we wtorek oświadczył: „Od początku strajku wśród protestujących zdecydowaną mniejszość – pojedyncze osoby – stanowią studenci UJ. Protestują głównie osoby niezwiązane z UJ”. Więc kto?
- Nie wiem. Może samorząd studencki ma jakieś informacje. Gdy spotkałam się z protestującymi, większość była związana z UJ. To stało się też protestem solidarnościowym. Uczestniczą w nim osoby spoza społeczności akademickiej UJ. Zaczęli się pojawiać profesorzy z różnych uniwersytetów, którzy prowadzą tam gościnne wykłady. Jak spojrzymy na te protesty, które wydarzyły się w Poznaniu kilka miesięcy temu w akademiku „Jowita”, zobaczymy, że ta kwestia akademików sprawa, że angażują się studenci innych uniwersytetów. To nie jest tylko kwestia UJ czy UW. Przez ostatnie kilkanaście lat rząd i uczelnie za mało uwagi poświęcali budowie i rozwojowi bazy akademików dla studentów i studentek.
Teraz ta uwaga jest. Dlaczego okupacja wciąż trwa? 20 kwietnia władze UJ podjęły decyzję o wstrzymaniu ogłoszenia o sprzedaży „Kamionki”. Rektor obecny i rektor elekt oświadczyli, że jak będą chętni do mieszkania w „Kamionce”, żadnej sprzedaży nie będzie. Po trzecie na pewno nie będzie sprzedaży Bursy Jagiellońskiej. O co chodzi protestującym?
- Ja myślę, że na tym etapie to kwestia braku zaufania. Boleję nad tym. Studenci powinni wejść w bardziej racjonalny dialog.
Pojedynczy studenci UJ, jak twierdzi samorząd?
- Panie redaktorze, rozumiem samorząd studencki, który stał się ciałem lawirującym między społecznością akademicką i rektorem. Szanuję pracę samorządu studenckiego. Przez wiele lat, kiedy studenci zgłaszali na różnych gremiach i widzieliśmy rosnące ceny mieszkań, nie było reakcji. Chciałabym odejść od tego, kto jest studentem, a kto nie.
To jest dosyć istotna informacja.
- Nie. Protestujący protestują też w imieniu tych osób, które być może na UJ nigdy się nie dostaną, ale nie dlatego, że są nieodpowiednio wykształcone, nie mają matury, ale dlatego, że ich rodziców nigdy nie będzie stać na wynajęcie im mieszkania w Krakowie.
Pani odwiedziła „Kamionkę”. Nie przeszkadzały pani komunistyczne emblematy u protestujących? Konkretnie sierp i młot.
- Ja odwiedziłam Kamionkę w piątek. Spotkałam się przed budynkiem. Nie widziałam żadnych komunistycznych emblematów.
Reporter Radia Kraków Bartłomiej Ziaja widział i mi doniósł, ale być może pojawiły się później...
- To, co widziałam, to widziałam kamizelki Inicjatywy Pracowniczej. Protestuje tam też koło młodych tego związku zawodowego.
W poniedziałek wzięła pani w Krakowie udział w konferencji, na której partia Razem domagała się wprowadzenia europejskiej płacy minimalnej. Na jakim poziomie?
- To rzecz, nad którą będziemy razem pracować. „Europejska” oznacza poziom wspólny dla różnych państw. Powinniśmy dążyć do podniesienia poziomu życia Polaków i Polek. Powinniśmy się zrównywać z krajami Europy.
Chodzi o to samo, co ogłosiła wczoraj ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk? 60% średniej? Czy jedna, taka sama płaca minimalna dla wszystkich obywateli UE?
- To, co przedstawiła Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, to wypełnienie pewnej dyrektywy, która zobowiązuje do tego, żeby państwa miały ten sam poziom, jeśli chodzi o procenty. My chcemy iść w kierunku takiego budowania gospodarki unijnej, żeby różnice w pensjach nie były tak duże między Polską i innymi krajami. To bardzo długi proces. To jednak cel, do którego musimy dążyć. Unia i świat się zmieniają. Wspólny rynek europejski staje się konkurencyjny. Warto docenić pracowników.
Ile teraz w Polsce wynosi płaca minimalna? Mniej więcej chociaż
- Zaraz… Brutto czy netto?
Brutto. 4242 zł.
- Tak. Dokładnie.
Od 1 lipca będzie 4300 zł brutto. Jakby wziąć pod uwagę tylko to, co zaproponowała pani Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, czyli 60% średniej, teraz byłoby to prawie 5000 zł, w przyszłym roku już 5150 zł. Związki zawodowe proponują, żeby w przyszłym roku w Polsce płąca minimalna urosła do 4650 zł brutto. Państwo idą dalej niż związki zawodowe.
- Mnie cieszy, że Agnieszka Dziemianowicz-Bąk walczy o wzrost płacy minimalnej. To jest o tyle istotne, że mamy spłaszczoną strukturę. Są osoby świetnie wykształcone, dla których jedyną szansą na wzrost pensji jest wzrost minimalnej. Widać to w przypadku instytucji kultury.
Nie sądzi pani, że im wyższa będzie pensja minimalna, tym większe spłaszczenie będzie i wszyscy będą zarabia tle samo? 3 lata temu 1 milion 600 tysięcy osób – według GUS – zarabiało w Polsce minimalną. Według ekspertów w tym roku będzie to 3 miliony 600 tysięcy osób. Płace spłaszczają się przy podnoszeniu minimalnej.
- Właśnie chciałam powiedzieć, że to wielki problem rozkładu pensji w Polsce. Dostrzegam ten problem, że gdy jedynymi sposobami na wzrost wynagrodzeń jest wzrost pensji minimalnej, tracimy różnię między sektorami i poziomami odpowiedzialności. Rośnie jednak mediana, średnia pensja w gospodarce. Trzeba zwrócić uwagę na to, jak wygląda kwestia inflacji, wzrostu kosztów życia.
Im wyższa płaca minimalna, tym wyższa inflacja. Tak to działa.
- Niestety to są te mechanizmy, ale musimy się skupić na zabezpieczeniu potrzeb osób, które zarabiają w okolicach minimalnej. One też mają kredyty na mieszkania, muszą płacić rachunki i czynsz.
Jak pani ocenia działania rządu na granicy? Dalej push-backi, zapowiedź umocnienia płotu. Obecny rząd o osobach koczujących w puszczy mówi prawie to samo co rząd poprzedni.
- Swoje stanowisko przedstawiałam wiele razy. Nadal interweniuję na granicy, współpracuję z osobami, które niosą tam pomoc humanitarną. Wczoraj było trudne spotkanie komisji ws. działań służb przy granicy. Z zapowiedzi ministra wynika, że nic się nie zmieni. Polityka push-backów będzie realizowana. To nieefektywny system. Nie wiemy, kto przekracza granicę. Wiele osób ucieka do Niemiec. Jak trafiają do zamkniętych ośrodków dla cudzoziemców, spędzają tam rok, czasem 1,5 roku. To niebezpieczny system i nieludzki. Słyszymy historie osób, które kilkanaście razy są wypychane na Białoruś. Na granicy drastycznie wzrosło zagrożenie handlu ludźmi, kobietami. Obecni są tam przemytnicy.
Jak rozumiem, rząd, który pani partia biernie popiera, nic z tym nie robi...
- Muszę skomentować. Partia Razem nie weszła do rządu Donalda Tuska.
Powiedziałem, że biernie...
- Głosujemy przeciwko złym rozwiązaniom. To jasne. Jak chodzi o push-backi, domagamy się od ministra cofnięcia rozporządzenia ministra Kamińskiego, przyjętego jeszcze przez PiS.
Wszyscy znają pogląd Lewicy i partii Razem ws. aborcji. Zapytam jednak o to, co krzyczeli uczestnicy manifestacji, które przetoczyły się przez Polskę gdy TK Julii Przyłębskiej ograniczył prawa aborcyjne w Polsce. Pani uważa, że aborcja jest ok?
- Każda decyzja kobiety, która decyduje się przerwać ciążę lub nie, jest ok. Nie mam problemu z tym hasłem.
Jeszcze pytanie od mojego syna. Sejm to miejsce na dyskotekę? W sieci krąży filmik z tańczącymi do głośnej muzyki w hallu sejmowym posłankami. Wiem, że to było w dobrym celu, że to międzynarodowa akcja, ale syn prosił, więc pytam.
- Sejm to miejsce, gdzie na różne sposoby możemy zwracać uwagę na ważne sprawy. Jak w Sejmie mają prawo protestować różne grupy społeczne, także okupując Sejm, tak samo kobiety mogą innymi sposobami wyrażać swoje zdanie. Rozumiem oburzenie konserwatywnych słuchaczy czy obywateli, ale Sejm może być też miejscem, gdzie podejmujemy różny dialog.