Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką Lewicy Razem, Darią Gosek-Popiołek.

Podziela pani rozgoryczenie części nauczycieli, że były owszem podwyżki 30% dla każdego, ale nie każdy dostał to minimum 1500 zł?

- Rozumiem to rozgoryczenie. Pewne obietnice wyborcze powinny być tak precyzyjne, żeby wyborcy mieli pewność co do ich kształtu. To część debaty. Teraz w Sejmie pracujemy nad obywatelskim projektem ZNP, który wprowadza inny sposób patrzenia na kształtowanie pensji nauczycielskich. Jestem zwolenniczką tego. ZNP proponuje powiązanie wysokości wynagrodzeń z wysokością przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. To wprowadza automatyzm. To wyjmuje pensje z wyborczego, politycznego festiwalu. Sytuacja, w której mrozimy pensje nauczycieli na wiele lat, nie będzie miała miejsca. W Polsce brakuje około 30 tysięcy nauczycieli i nauczycielek. Pewne więcej, bo wiele osób jest w wieku emerytalnym. Trzeba coś z tm zrobić. Nie stać nas na brak nauczycieli.

ZNP chce dalej negocjować ws. 1500 złotych. Lewica poprze te starania?

- Oczywiście wesprzemy nauczycieli w dialogu z rządem. Zrobimy to w komisji Edukacji Narodowej i przez inne działania. Młodzi absolwenci uczeni wyższych nie podejmują pracy w szkole, bo wiedzą, że nie dostaną kredytu, nie będzie ich stać na życie. To niemożliwe. Wszystkim nam zależy na dobrych szkołach. Do tego potrzebni są nauczyciele. Wszystkie zmiany programowe nowego rządu: odchudzenie podstawy programowej i zmiany systemu opierają się na wykształconych, przygotowanych do zawodu, doświadczonych nauczycielach. Nie da się budować bez tego systemu.

Ci najmłodsi dostaną 33% podwyżki. W pani ocenie każdy powinien dostać co najmniej 1500 złotych?

- Uważam, że tak. Takie były obietnice. Widać dysproporcje w pensjach. Widzimy, jak wzrasta wynagrodzenie w gospodarce. Czemu nauczyciele nie mogą być beneficjentami zmiany? Nauka jest ważna. Zróbmy krok naprzód. Trzeba zacząć pokazywać to też na poziomie wynagrodzeń.

Łatwiej dokonać takiej zmiany, że zadania domowe nie będą obowiązkowe? Dla kogo to był problem, że taki postulat pojawił się w kampanii i teraz będzie realizowany?

- Nie jestem dydaktykiem, ale słucham głosu nauczycieli i ekspertów. Oni podnoszą dwa argumenty. Ta zmiana ma być w trakcie roku szkolnego, zanim odchudzona zostanie podstawa programowa. To może budzić wątpliwości. Chcę zobaczyć reformy minister Nowackiej w szerszym świetle. Chodzi o dialog. Dzieci w domu pracują za dużo. To drugi etat. Rodzice je wspierają, ale nie każdy ma czas, wiedzę i umiejętności. Z dziećmi, które mają wielkie ilości materiału do obrobienia w domu, trzeba coś zrobić. Musi być dialog ze środowiskiem nauczycielskim.

Są też ostatnie badania PISA, w których polscy uczniowie zaliczyli chyba największe spadki. Można za to winić decyzję o likwidacji gimnazjów, ale likwidacja zadań domowych sytuacji pewnie nie poprawi.

- Mnie w tych badaniach martwi coś jeszcze. Jesteśmy na końcu, jeśli chodzi o samopoczucie uczniów w szkole i ich samoocenę. Jak dziecko jest znerwicowane, nie przyjmie dobrze wiedzy. Nie będzie się efektywnie uczyć. Polska szkoła wymaga wielu zmian. Od obecności psychologów, obudowy relacji. One zostały nadwątlone przez szkodliwe działania rządu i kuratoriów.

Największe spadki to rozumowanie matematyczne. To powinien być sygnał ostrzegawczy dla wszystkich?

- To pokazuje, że musimy inwestować w uczniów, naukę i rozwój. Musi być świetne przygotowanie tych, którzy będą uczyć nasze dzieci. Innowacyjna gospodarka to XXI wiek. Trzeba więc przygotować uczniów, nauczycieli i nauczycielki.

Teraz liberalizacja prawa aborcyjnego. Są dwa projekty tej liberalizacji: Lewicy i KO. Parlament zajmie się tym przed wyborami samorządowymi?

- To decyzja marszałka Hołowni. On zapowiadał, że nie będzie zamrażarki sejmowej, ale ona chyba się pojawia momentami. Tu się włączyła. Nie rozumiem słów Donalda Tuska. Dwie na trzy siły w koalicji mówią o liberalizacji przepisów antyaborcyjnych. Zwlekanie wydaje się nierozsądne, biorąc pod uwagę frekwencję, zaangażowanie kobiet, które wspierały opozycję w czasie kampanii. To obietnica. Jest styczeń, sytuacja nie różni się od tej sprzed roku.

Politycznie jest to temat niewygodny dla Trzeciej Drogi przed wyborami...

- Nie chodzi, czy politykowi jest wygodnie. Chodzi o decyzję. Zobowiązujemy się do pewnych działań, wyborcy mogą nas rozliczyć. Politycy muszą odważnie mówić o swoich poglądach. Jeśli posłowie i posłanki PSL nie są progresywni, powinni otwarcie o tym mówić. Dla nich ważny jest kompromis aborcyjny, potem ewentualnie mogą mówić o referendum.

Co dziś się wydaje realne? Na końcu jest jeszcze podpis prezydenta...

- Wciąż na stole jest ustawa dekryminalizująca aborcję. To projekt Lewicy. Za wsparcie kobiet, które muszą przerwać ciążę z różnych powodów, nie poniosą konsekwencji jej bliscy, lekarze, lekarki, organizacje pozarządowe. To minimum. To ustawa ratunkowa Magdy Biejat, którą zgłosiliśmy w poprzedniej kadencji. Tu ona ma większość pewnie, ale na straży stoi marszałek Hołownia, który z jakichś powodów nie chce tych ustaw procedować. Czekamy i zabiegamy o to, żeby to się pojawiło w porządku obrad.

Marszałek Hołownia mówi, że wszystkie projekty od razu będą procedowane. Będzie wielka dyskusja i wybrane zostaną optymalne rozwiązania.

- Zobaczymy.

Podczas wyborów samorządowych w Krakowie kandydaci Razem trafią na listy Łukasza Gibały a reszta Lewicy na listy KO?

- Wygląda, że tak będzie. Są rozmowy między KO i władzami Lewicy. Jak się skończą? Zobaczymy. Włodzimierz Czarzasty mówi, że rozmowy są poza fleszami. Jako Razem jesteśmy w dobrych relacjach z Lewicą, współpracujemy z KO. Każda zmiana dobra dla samorządów, która sprawi, że one będą bardziej otwarte na ludzi, są dobre dla wszystkich. Zwłaszcza w Sejmikach. Przez ostatnie lata w Sejmiku małopolskim widzieliśmy, co się działo. Słyszeliśmy gorszące wypowiedzi, negowanie negatywnego wpływu smogu na zdrowie dzieci. Mam nadzieję, że to odejdzie do historii.

Rozumiem, że mówi pani o wyborach do Sejmiku i tu Lewica będzie z KO na jednej liście?

- Nie przesądzam. Rozmowy się toczą. Poczekajmy na ogłoszenie efektów.

W Krakowie nie doszło do rozłamu w bloku Lewicy? Druga część Lewicy niezbyt przychylnie patrzy na Łukasza Gibałę.

- To normalne, że dwie partie podejmują autonomiczne decyzje. Nie ma rozłamu. Różnimy się, to naturalne, ale współpracujemy. W Polsce skłóconych plemion to zaskakujące, ale można się ze sobą w pewnych decyzjach nie zgadzać, ale współpracować na poziomie merytorycznym i działań ważnych dla regionu. Tak będzie w Krakowie i Małopolsce jeśli chodzi o Lewicę i partię Razem.