Jest pani rozczarowana brakiem decyzji PKW w sprawie sprawozdania finansowego Prawa i Sprawiedliwości?
Nie jestem rozczarowana. Uważam, że to wytłumaczenie, które PKW przedstawiła, czyli potrzeba przeprowadzenia bardziej dokładnych analiz dokumentów zarówno tych złożonych przez Prawo i Sprawiedliwość, jak i tych, które przedstawiła Najwyższa Izba Kontroli, Prokurator Generalny i inne instytucje, wymaga więcej czasu. To bardzo poważna decyzja. PKW nie może opierać się wyłącznie na dokumentach przedstawionych przez Prawo i Sprawiedliwość. Wiemy doskonale, że one nie zawierają znaczącej części kosztów ich kampanii: pikników, które były organizowane z pieniędzy ministerstw, wydarzeń, które były finansowane przez Fundusz Leśny. I zadań, które wykonywali urzędnicy ministerstw, agitując w czasie pracy za swoimi pracodawcami. Analiza tych dokumentów na pewno wymaga czasu.
Nie jest pani przekonana, że jest problem i należy odrzucić sprawozdanie finansowe?
Problem polega na tym, że mamy bardzo niedoskonałą ustawę o finansowaniu partii politycznych i bardzo mało narzędzi kontrolnych, które daliśmy PKW. Politycy sprawili, że jest to podmiot, który zajmuje się liczeniem, badaniem, czy suma faktur się zgadza, ale nie sprawdza rzeczywistości. Uważam, że efektem tej całej dyskusji niezależnie od tego, jaka będzie ostatecznie decyzja PKW, powinno być jednak danie PKW bardzo określonych narzędzi, żeby w przyszłości do takich sytuacji nie dochodziło. Nie może mieć miejsca sytuacja, w której jakakolwiek partia polityczna wykorzystuje publiczne pieniądze bezkarnie i bez żadnej kontroli.
Czyli wniosek powinien być taki, że PKW powinna dostać nowe narzędzia, natomiast model finansowania partii politycznych powinien pozostać niezmienny?
Pojawiają się głosy, że należy dyskutować. Jestem na to otwarta. Uważałabym z tezą, że partie polityczne powinny być tylko i wyłącznie opłacane przez biznes czy przez obywateli. Widzimy, jak w Stanach Zjednoczonych na tej podstawie tworzą się mechanizmy korupcjogenne. Przede wszystkim chciałabym, żeby PKW była rzeczywiście instytucją, która ma realną kontrolę, i sankcje są sprawiedliwe i możliwe do wyciągnięcia wobec tych, którzy łamią prawo.
Odrzucenie sprawozdania przed kampanią prezydencką to byłoby rzeczywiście nie nie lada wydarzenie. Politycy Prawa i Sprawiedliwości już zapowiadają, że zwrócą się do swoich wyborców, jeśli rzeczywiście zostanie odrzucone sprawozdanie.
Jest taka możliwość. Oczywiście zawsze jest także ścieżka odwoławcza, bo funkcjonujemy w państwie prawa. Mam nadzieję, że pewne standardy będą utrzymane i skończy się to dyskusją o tym, co zrobić, żeby PKW rzeczywiście było kontrolującym podmiotem.
Jak odczytuje pani stanowisko Ministerstwa funduszy i polityki regionalnej mówiące, że program mieszkaniowy „Na Start” powoduje wzrost cen nieruchomości?
Obserwujemy zmiany na rynku mieszkaniowym w Krakowie. Widzimy comiesięczny wzrost cen. Gdy ostatnio sprawdzałam liczby, to było w okolicach 15 tys. zł za metr kwadratowy. Na Grzegórzkach może kosztować nawet 21 tys. zł. To są pieniądze dla większości ludzi absolutnie nieosiągalne. Sama zapowiedź programu sprawiła, że ceny poszły w górę. To, co powinno się wydarzyć, to rządowy program, który wspiera samorządy w budowaniu mieszkań na wieloletni stabilny wynajem. Dosypanie pieniędzy deweloperom wcale nie poszerzy grupy, która będzie mogła wziąć kredyt, ponieważ mieszkania znowu będą jeszcze droższe.
Ten sygnał z ministerstwa funduszy to nie jest zapowiedź wycofywania się rakiem z tego pomysłu?
Niestety ten pomysł ma większość, bo to jest pomysł Platformy Obywatelskiej. Bardzo mu kibicuje PSL i chce za nim głosować Prawo i Sprawiedliwość, więc mamy tutaj taką koalicję na moment wokół interesów deweloperów. Mnie te głosy otrzeźwienia - chociażby ze strony Polski 2050 - bardzo cieszą i mam nadzieję, że w ramach rządu dalej będą toczyć się rozmowy. Mam nadzieję, że program dopłat dla deweloperów nie będzie realizowany.
Programy pomocy samorządom w budowie mieszkań na wynajem realizuje np. Włocławek. Mamy różne narzędzia, mamy SIM-y. Warto z tego korzystać, ale żeby to miało jakąkolwiek siłę sprawczą, musimy mówić o skali, a tę zapewnią odpowiednio wysokie pieniądze.
A zintegrowane plany inwestycyjne pomocne byłyby przy wzmacnianiu strony podażowej?
Na pewno tak, natomiast należałoby zastosować kilka dodatkowych mechanizmów, o czym się głośno mówi, np. lokal za grunt, czy sytuacja, w której na przykład gmina oddaje ziemię deweloperom w zamian otrzymując na osiedlu określoną liczbę mieszkań. To jest bardzo racjonalne rozwiązanie. Sprawia też, że nie mamy enklaw. Ale do tego jeszcze nie ma narzędzi. Mam nadzieję, że to jest kwestia najbliższego roku.
Zdaniem ekspertów zintegrowane plany inwestycyjnie mogłyby uruchomić te grunty, które pierwotnie były przeznaczone pod niemieszkaniówkę.
To też wymaga bardzo dobrej współpracy gminy i deweloperów - również transparentnej, na uczciwych warunkach i partnerskiej. Piłka jest po stronie gminy.
Czy są już jakieś efekty interwencji poselskiej w Cogiteonie, Bunkrze Sztuki czy też Mocaku w sprawie doniesień o mobbingu?
Jeżeli chodzi o Cogiteon, to tak. W odpowiedzi na moją interwencję, ale również na wszystkie doniesienia medialne, właśnie przeprowadzana jest tam kontrola Państwowej Inspekcji Pracy. Sprawa Bunkra Sztuki jest oczywiście bardziej skomplikowana, ponieważ tutaj czekamy, czy miasto będzie odwoływać się od wyroku, który zapadł w sprawie Marii Anny Potockiej. Wciąż czekamy też na uzasadnienie, dlaczego miasto nie chce przeprowadzić audytów w Mocaku. Wydaje mi się zupełnie nieracjonalne odkładanie tego na przyszły rok, skoro ewidentnie mamy do czynienia z nadzwyczajną sytuacją - dyrektorka najważniejszej krakowskiej instytucji kultury została nieprawomocnie, ale jednak, skazana za mobbing.
Jest opinia związkowców z Mocaku, w której nie ma uwag co do prowadzenia tej instytucji?
Jest taka opinia, która wyraża zgodę na przedłużenie i zwiększenie wymiaru pracy pani Potockiej, bo wcześniej w Mocaku zatrudniona była na pół etatu, ponieważ na drugie pół etatu była zatrudniona w Bunkrze Sztuki.
Co się dzieje z tymi instytucjami kultury?
Jest to dla mnie sytuacja bardzo trudna, bo przepracowałam w krakowskiej kulturze lata i znam ją naprawdę bardzo dobrze. Wychodzi na jaw kilka spraw: po pierwsze feudalne metody zarządzania, po drugie brak konkursów albo konkursy, w których nie sprawdza się kompetencji menedżerskich, umiejętności zarządzania ludźmi potencjalnych dyrektorów czy dyrektorek. I równocześnie rosnąca świadomość pracowników, którzy zdają sobie sprawę z tego, że tak dłużej to już nie może wyglądać. Mam wrażenie, że bardzo wielu pracowników czekało na te wybory kwietniowe, bo miało nadzieję, że po nich przyjdzie jakaś jakościowa zmiana.
Nie przyszła?
No nie przyszła. Na pewno nie przyszła w województwie małopolskim, gdzie de facto stery utrzymało Prawo i Sprawiedliwość. Jeżeli chodzi o krakowską kulturę, wciąż nie widzę pomysłu nowej ekipy na to, jak ma się rozwijać. Nie mamy osoby odpowiedzialnej stricte za sprawy kultury. Rozumiem, że teraz te obowiązki wziął na siebie prezydent Miszalski, ale wydaje mi się, że nie jest to jego priorytet. Pojawia się bardzo dużo pytań o audyty. Były one zapowiadane. Okazuje się, że może będą w przyszłym roku. Pojawiają się pytania o to, czy będą podwyżki, które prezydent Miszalski obiecywał w czasie kampanii - 20% podwyżki dla osób pracujących w kulturze. Jakościowej zmiany nie ma.