W czwartek Magdalena Biejat ma złożyć w PKW podpisy pod swoją kandydaturą, ale notowania kandydatki Lewicy są wyjątkowo słabe. Dlaczego wyborcy nie chcą głosować na Magdalenę Biejat? Przynajmniej tak wynika z tych dotychczasowych sondaży.
- Przed nami dwa miesiące kampanii. Magda weszła w nią późno. Długo się zastanawialiśmy, kto powinien reprezentować Lewicę. Wiemy z historii, że dwa miesiące wiele mogą zmienić. Magda Biejat musi dotrzeć do osób niezainteresowanych polityką. One zaczynają interesować się wyborami w ostatnich tygodniach. Studiujemy sondaże, ale jest jeden ostateczny sondaż, czyli dzień wyborów. Mam nadzieję, że nasza konsekwencja przyniesie skutki.
Na razie to tak wygląda, jakby to była wewnętrzna rozgrywka kandydatów szeroko rozumianej Lewicy. Adrian Zandberg i Magdalena Biejat - kto będzie miał trzy, kto będzie miał dwa, kto być może będzie miał cztery procent? Nie ma rozmów między środowiskiem Lewicy i Razem, żeby mimo wszystko był na ostatniej prostej jeden kandydat?
- Każdy z tych bytów jest odrębny, ma swoją strategię. Pewnych strategii nie da się uzgodnić. Takich rozmów nie ma. Ja spokojnie patrzę w przyszłość. Budujemy liderkę, młodą kobietę, która miała odwagę walczyć o ten najważniejszy urząd. Tworzymy jej rozpoznawalność. Magda jest polityczką zaczynającą pewien etap kariery. To ważny start dla wszystkich kobiet. To jedyna kobieta, która walczy w tych wyborach. To nie jest rywalizacja, kto będzie miał ile procent, ale czy będziemy mieli swoją reprezentantkę, która nie boi się mówić o prawach kobiet, kryzysie klimatycznym, ochronie środowiska. To zeszło w kampanii na boczny tor, ale to bardzo ważne.
Jeśli to się skończy tak, jak to pokazują obecnie sondaże, że będzie kilka procent dla Magdaleny Biejat, kilka procent dla Szymona Hołowni, to będzie renegocjowana umowa koalicyjna? Koalicja Obywatelska będzie chciała więcej i państwo będą musieli to oddać?
- Mam problem z takim podejściem. Wyłamię się. My rozmawiamy nie o stanowiskach, chociaż zwykle najwięcej osób to interesuje, ale o sprawczości, co można zrobić i gdzie możemy dotrzeć, zabiegając o poparcie. Gdy KO będzie starała się zmarginalizować inne partie, jest to w ich strategii. Nam chodzi o prawo aborcyjne, o to, czy Lasy Państwowe będą pod społeczną kontrolą. O to toczy się gra. Zachęcam, żeby nie wybierać mniejszego zła, ale głosować nadzieją. To walka o to, jaki będzie ten rząd i jakie projekty będzie realizował.
Oczywiście są punkty wspólne w programie Adriana Zandberga i Magdaleny Biejat, mieszkalnictwo społeczne na przykład. Załatwia to ten program przyjęty przez rząd, 50 miliardów na budownictwo komunalne?
- To krok w stronę uporządkowania rynku mieszkaniowego. To duże osiągnięcie Lewicy. Przygotował to minister Lewandowski i minister Kukucki. Gdyby nie Lewica w rządzie, tego by nie było. To jednak nie jest cudowne remedium. Trzeba uporządkować TBS-y, jest brak transparentności. Do tego najem krótkoterminowy. Widzimy wiele spraw do zrobienia w mieszkaniówce. Trzeba budować akademiki. To ważne dla studentów i dla rynków mieszkaniowych w miastach akademickich.
W jaki sposób Kraków będzie mógł z tego programu skorzystać? To 50 miliardów chyba do 2030 ma zostać przeznaczone na budownictwo społeczne.
- W grę wchodzi SIM, który będzie mógł budować mieszkania na wynajem. To też dopłaty do remontów pustostanów. To ważne w Krakowie. Miasto ma mieszkania w złym stanie. Wymaga to wielu nakładów. Gmina nie jest w stanie tego zrealizować. Z tego Kraków będzie korzystał. Będziemy rozmawiali z prezydentem Miszalskim, prezydent Klaman, żeby Kraków z gminami okolicznymi skorzystał z tego.
Kraków nie ma gruntów. O tym mówią specjaliści do spraw nieruchomości.
- Tu będziemy rozmawiali na temat ewentualnych zmian. Kwestie uwolnienia terenów, wykupu to sprawy techniczne. Widać zmianę w polityce mieszkaniowej w rządzie. To efekt działań Lewicy, ale też głosu ekspertów. Co jeszcze pół roku temu mówiło PSL? Co jest teraz? Widać przestawienie torów.
Mówimy oczywiście o dopłatach do kredytów. Teraz ten segment jest wprowadzony do rynku wtórnego i jakoś tak chowany.
- My za tym nie będziemy głosować. Będziemy przekonywać Trzecią Drogę, że dopłaty do kredytów pogłębią patologie. Mam nadzieję, że to dostrzegą. Potrzebujemy mieszkań na wieloletni wynajem, ale nie potrzebujemy dopłat.
Choć cały czas mówimy o tym, że to rynek wtórny tylko jest brany pod uwagę.
- To, co jest bardzo ważne, to kwestia twardego podejścia do marż i banków. Sektor bankowy potrzebuje zmian i regulacji.
Znaczy limity marż?
- Tak. Mamy świetnie prosperujący sektor, który co rok ma rekordowe zyski. Warto popatrzeć na ograniczenia w Europie zachodniej i to wdrażać.
Kandydatów Lewicy również łączy z pewnością kwestia składki zdrowotnej. Głosowanie miało odbyć się w zeszłym tygodniu. Zostało to z tego bloku głosowań jednak wycofane. Będzie przed wyborami prezydenckimi? Czy to jest tak dzieląca koalicjantów sprawa, że lepiej odłożyć na po wyborach ten problem?
- To dzieli koalicjantów, ale te podziały idą lekko inaczej. Ostatnie słowa minister Leszczyny… Ona powiedziała, że zmiana wysokości składki spowoduje ubytek w budżecie NFZ, więc ona nie może za tym głosować. Rozumiem potrzebę wsparcia małych przedsiębiorców, ale nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której pracownicy na etacie płacą większą składkę niż przedsiębiorca zarabiający 20-30 tysięcy złotych miesięcznie. Musi być uczciwość.
Lewica stoi w tym miejscu, w którym stoi Prawo i Sprawiedliwość i Konfederacja, jeśli chodzi o składkę zdrowotną.
- Nie wiem, czy w tym miejscu co PiS i Konfederacja. Z tej dyskusji sejmowej wynika, że PiS nie wie co robić, a Konfederacja chce zlikwidować wszystkie podatki, ale nie wie, jak potem finansować państwo. To nie są równe podejścia i tożsame wizje. My mówimy, że trzeba zlikwidować składkę, przejść na system budżetowy. To stabilne finansowanie. To propozycja Lewicy. Ona jest na stole. Możemy rozmawiać z koalicjantami.
Jest jakiś margines na kompromis? Głos minister Leszczyny być może jest takim votum separatum. Trudno powiedzieć, czy jest większa liczba posłów w Koalicji Obywatelskiej, którzy podzielają opinię pani minister.
- To pytanie do KO. Ja apeluję o rozsądek. Widzimy, że budżet NFZ się nie dopina. NFZ otrzymał dużo dodatkowych obciążeń, jak kwestia ochrony zdrowia wojskowych. Zawsze płacił budżet państwa, teraz NFZ. Podnoszenie ręki za rozwiązaniami, które sprawią, że pieniędzy będzie mniej, nie jest odpowiedzialne. Jak składka jest tak ważna, pochylmy się nad kwestią jej likwidacji, podejścia do podatku zdrowotnego. Popatrzmy na zwiększenie finansowania z podatków na duże korporacje. Ratujmy NFZ, nie zwijajmy go.