Określenie nadgorliwości na pewno może odnosić się do babć, teściowych i wielu innych osób. Widać to bardzo przez tzw. zależność emocjonalną, która pokazana jest w tej książce. Przejmujemy cechy ludzi bliskich i jeżeli ktoś jest w jakichś emocjach, to chcemy mu w tym towarzyszyć, ale tutaj jest mowa o poczuciu odpowiedzialności za emocje drugiej osoby. Dorośli reagują jak dzieci. Dzieje się tak, dlatego że nie umiemy inaczej. Może w naszych rodzinach było to normą. Impulsywność czy przejmowanie się, takie nastoletnie mechanizmy zostają w nas, a dojrzałość emocjonalna się nie rozwija.
Bardzo bliska przyjaźń z rodzicem prowadzi do parentyfikacji, niesamodzielności, do poczucia, że jestem zaradny tylko w kontekście rodzica, a bez niego nie mam zbudowanego „ja”.
Najczęściej skrzy na linii teściowa – synowa.
Zdecydowanie, chociaż bywa różnie. Kobiety są bardziej zaangażowane w budowanie ogniska domowego i bardzo często doświadczały krzywd od mężczyzn i tworzą swojego syna na mężczyznę idealnego, który jest spełnieniem ich marzeń. Jeżeli synowa coś psuje, to matka nie może się z tym pogodzić i chce, aby jej dziecko było wynoszone na piedestał. Syn w książce nie jest narcyzem, ponieważ musiał zająć się matką. To, że ona go unosi, było jej wizją. Kobieta jednocześnie go parentyfikowała i infantylizowała. Zajmował się jej emocjami, był dzieckiem, ale jednak się nią opiekował. Jeszcze inną perspektywą było przywiązanie do syna i wmawianie, że bez niej sobie nie poradzi.
(cała rozmowa do posłuchania)