Jest głośna petycja dotycząca zakazu spowiadania osób nieletnich. Podpisało ją ponad 12 tysięcy osób. W tej petycji pojawiają się takie argumenty, że spowiedź to doświadczenie upokorzenia i strachu. Zdarzenie traumatyczne, paskudne, którego dzieci nie chciały, a przed którym nie potrafiły się obronić. To pomieszanie pojęć dla psychoterapeuty, czy są jakieś inspiracje, które mówią, że spowiedź może rodzić pewne zagrożenia w wypadku nieletnich?
Spowiedź sama w sobie nie rodzi, natomiast spowiednicy mogą być mniej lub bardziej przygotowani do spowiadania dzieci. Czasem spowiednik może też być osobą, która w pewnym sensie przekracza to, co jest istotne dla spowiedzi, tak jak i w każdym zawodzie. Kategorycznie się nie zgadzam z tymi zarzutami na temat tak skrajnej patologizacji spowiedzi dzieci czy małoletnich, bo uważam, że to jest naturalne, że małe osoby spotykają się ze złem, także takim, którego sami są sprawcami. Oczywiście na różnym poziomie życia, w różny sposób, adekwatny do swojego psychoemocjonalnego rozwoju, je nazywają czy odkrywają. W tym spowiednik powinien być biegły, żeby zobaczyć tę różnicę między spowiedzią dziecka, młodzieży, a dorosłego.
To na co warto zwrócić uwagę właśnie w kontekście spowiadania dzieci?
Przede wszystkim na to, żeby spowiedź nie była oderwana od pewnego rodzaju doświadczenia rodziców. Myślę, że to jest dramat, kiedy dziecko idzie do spowiedzi, a rodzice za tym nie podążają, bo wtedy dziecko czuje się nacechowane czymś negatywnym, ale nie ze względu na spowiedź, tylko na to, że jest tym w cudzysłowie kozłem ofiarnym rodziny, który ma iść się wyspowiadać. A dlaczego mama, która krzyczy, tata, który się denerwuje, kłócą się, dlaczego oni się nie spowiadają? Jeśli tu mamy rozdźwięk, to rysuje się pierwsza taka nieufność do sakramentu być może, ale też pewnego rodzaju hipokryzja, której dziecko na pewno tak nie nazywa, ale z biegiem czasu zacznie ten rozdźwięk analizować, widzieć i buntować się przeciwko spowiedzi. Nie dlatego, że ona sama w sobie jest czymś złym. Owszem, ona jest czymś trudnym, bo stajemy tam w prawdzie przed sobą samym. Nawet dziecko musi wtedy nazwać po imieniu to, co było złe. Ale czy dziecko nie słyszy tego od rodzica? Nie wolno krzyczeć na babcię, nie wolno na mnie podnosić ręki, byłeś dzisiaj bardzo niegrzeczny. To słyszy od rodzica. W konfesjonale nie powinno słyszeć wzmacniania i potęgowania zła czy oceny, ale przede wszystkim słowa miłości, które płyną z bożego miłosierdzia.
Czyli gdzie powinien być postawiony akcent w spowiedzi dzieci, żeby to nie było doświadczenie traumatyczne?
Przede wszystkim na akceptację dziecka, które przychodzi, na dowartościowanie tego, że przychodzi, na zapewnienie o bożej miłości. Jestem absolutnie przekonany, że na tym powinno się skończyć, że dziecko nie powinno być szczegółowo, dopytywane o swoje grzechy. Do tego dziecko nie jest przygotowane. My, dorośli, sobie poradzimy z pytaniami. Natomiast dzieci powinny przede wszystkim usłyszeć dobrą nowinę o miłosiernym Bogu.
Młodzież to już jest troszkę inna sytuacja. W jaki sposób powinna wyglądać ta rozmowa w konfesjonale z nieletnią młodzieżą? Czy to powinno być skrupulanckie dopytywanie się o pewne rzeczy dotyczące seksualności? To jest dosyć grząski grunt. Proszę ocenić okiem psychoterapeuty.
To jest grząski grunt. Tego nie powinno się dokonywać w spowiedzi. Może być tak czasem, że kontekst sprawia, że grzech jest mniej lub bardziej ciężki czy lekki, ale dla wyznającego grzechy nie jest to istotne, czy on jest ciężki czy lekki, jak też nie powinno być chyba istotny dla spowiednika. Ja bym nigdy nie dopytywał o sferę seksualną. Raczej bym był zainteresowany tym, na ile prowadzi życie zgodne z tym, co prowadzi do pogłębienia modlitwy, do pogłębienia relacji miłości z drugim człowiekiem. To są przede wszystkim fundamentalne pytania. Ale też byłbym otwarty na pytania młodzieży. Młodzież bardzo często szuka odpowiedzi. Spowiednicy mogą się niecierpliwić. Młodzież często kwestionuje i to jest naturalne. Buntuje się, również w konfesjonale, przeciwko różnego rodzaju normom czy zasadom. Natomiast uważam, że jest nadużyciem dopytywanie o szczegóły związane z seksualnością czy kontekstem danej sytuacji, które są absolutnie niepotrzebne do oceny moralnej.
W petycji napisano: „Żadna obca osoba dorosła nie ma prawa przesłuchiwać dziecka sam na sam, bez nadzoru opiekunów i psychologów”. Czy spowiednik powinien mieć przygotowanie psychologiczne?
Spowiednik nie jest obcą osobą. Jest bezimienny, jest anonimowy. W tym sensie jest obcą osobą, ale w kontekście wiary jest członkiem tego samego Kościoła, co penitent. Być może autorzy tej petycji nie rozumieją tego, czym jest sakrament we wspólnocie Kościoła, ale on jest anonimowy, a jednocześnie jest wyrazem relacji ze wspólnotą. Nie jest też przesłuchaniem. Spowiednik nie ma jakiejś listy i nie odhacza sobie różnych grzechów. Ten sakrament jest otwartością na to, co wnosi osoba, która się spowiada. Nie ma też operatywnego charakteru, bo celem nie jest upokorzenie, powiedzenie „ty taki owaki”. Celem jest wsparcie tego, co psychologia by nazwała zasobem w kierunku przekraczania swojego egoizmu, skoncentrowania na jakimś bólu, na cierpieniu. To jest pomoc w pobudzaniu życia w człowieku. Tutaj autorzy petycji się mylą. Natomiast odpowiadając na pytanie o psychologię i o spowiednika, to każdy z nas, spowiedników, jest przygotowany poprzez kursy psychologiczne, które przechodzi w seminarium czy w zakonie. Każdy jest przygotowany do spowiadania przez oddzielny, bardzo skomplikowany tak zwany egzamin jurysdykcyjny przed spowiedzią, oparty na analizie przypadków, trudności, z którymi spowiadający się spotyka. No i każdy z nas, uwaga, tu zaskoczę autorów petycji, też się spowiada. Jesteśmy braćmi, siostrami w tym samym Kościele.
Czy nigdy nie zetknął się ojciec z taką sytuacją, że jakaś młoda osoba byłaby skrzywdzona przez duchownego podczas spowiedzi? Niekoniecznie chodzi o jakiś seksualny kontekst.
Ja mogę powiedzieć o sobie samym. Sam jako osoba młoda, ale też dorosły, spotkałem się z takimi sytuacjami, w których, jak myślę, przekroczono moją granicę komfortu używając słów, których bym nie chciał usłyszeć, czy tonu głosu. Nie stać mnie było na to, co dzisiaj bym chyba zrobił, żebym po prostu odszedł od takiego konfesjonału i poszedł gdzie indziej. Zniosłem to cierpliwie, ale myślę, że to jest rana, która zostaje. Niestety takie wspomnienia mogą zostać. One świadczą o grubiaństwie spowiednika, nie świadczą o beznadziejności sakramentu dla mnie jako osoby wierzącej. Myślę, że polaryzowanie „spowiedź zła” albo „spowiedź święta” nie jest czymś prawdziwym, bo sakrament sam w sobie obiektywnie przeżywany nie może być święty lub patologiczny. On jest sakramentem, w którym świętość jest po stronie obecnego w nim Boga, a nie spowiednika, czy też spowiadającego się. Ten spowiednik powinien być, to jest jego odpowiedzialność moralna, absolutnie przygotowany do spowiedzi. Spowiadający się powinien być przygotowany tylko od strony warunków spowiedzi – szczere wyznanie grzechów itd. Spowiadający się ma prawo poczuć się absolutnie bezpiecznie ze wszystkim, co będzie chciał mówić, jak mówić itd.
A jeżeli dzieje się coś złego, po prostu odchodzę?
Wychodzę z tego konfesjonału wierząc w to, że mogę znaleźć, tak było w moim przypadku, takie wsparcie duchowe w innym konfesjonale. Ale też, uwaga, to jest coraz bardziej powszechne i wydaje mi się bardzo ważne, żeby móc powiedzieć o tej swojej krzywdzie przełożonemu tego spowiednika – proboszczowi, przeorowi. Owszem, spowiadającego obowiązuje absolutna tajemnica spowiedzi, on nawet nie będzie mógł się ustosunkować do tego zarzutu, ale gdzieś tam jego przełożony będzie miał otwarte oczy, możliwość spojrzenia na to w taki sposób.