Powinniśmy likwidować małe szkoły?
To dobre pytanie. O ile jesteśmy w stanie powiedzieć, że alkohol szkodzi zawsze kobietom w ciąży, o tyle tutaj nie będzie jednoznacznej odpowiedzi. Są plusy i minusy funkcjonowania małych placówek. Na pewno każdą z tych kwestii trzeba traktować indywidualnie, przyjrzeć się temu, w jaki sposób ta placówka funkcjonuje, co stanowi dla danej społeczności. Często bywa tak, że szkoły w małych miejscowościach są jedynymi centrami kulturowymi, gdzie nie tylko się dzieci uczą, ale też gdzie powstają więzi międzypokoleniowe, gdzie odbywają się różnego rodzaju wydarzenia kulturalne, spotkania kół gospodyń wiejskich. Są to miejsca bardzo mocno wpływające na poczucie wspólnotowości danej miejscowości. Ale jeżeli ta mała szkoła jest trzecią czy czwartą w danej miejscowości, to sytuacja jest już inna. Są w zasięgu wzroku inne placówki. Kluczem jest przyjrzenie się konkretnej placówce.
Czy nie krzywdzimy dzieci, kiedy uczą się w grupie trzy-, cztero-, pięcioosobowej? Może to jest plus?
Jeżeli mamy mniejsze grupy, na pewno nauka jest bardziej efektywna, nauczyciel może bardziej indywidualnie podejść do dzieci. Badania pokazują, że w grupach około 10, 15 osób nauka jest skuteczniejsza i co więcej, dużo lepiej dzieci wchodzą w więzi między sobą, w więzi społeczne, rówieśnicze. Natomiast jeżeli chodzi o grupy kilkuosobowe, to tu już odpowiedzi nie są takie jednoznaczne. Wcale nie jest tak, że nauka w grupie cztero-, pięcioosobowej jest lepsza niż nauka w grupie 15-, 20-osobowej, dlatego że faktycznie wtedy pozbawiamy te dzieci szerszych interakcji społecznych.
Jak przyjrzymy się wynikom uzyskiwanym przez małe szkoły na egzaminach, to są placówki, które mają bardzo wysokie wyniki, i są placówki, które mają bardzo niskie wyniki. Kluczem do sukcesu jest przyjrzenie się sytuacji każdej placówki. Trzeba zobaczyć, czy to jest jedyna placówka w miejscowości, jak tam funkcjonują nauczyciele, jak tam funkcjonują rodzice. Czy może jest to jakiś przysiółek oddalony od głównej miejscowości i na przykład dowóz dzieci w zimie stanowi problem. To jest też kontekst, który trzeba wziąć pod uwagę. Oczywiście gdybyśmy się kierowali oszczędnościami, lepiej likwidować, chociaż znam takie przypadki szkół, które zostały zlikwidowane, a gmina dalej ogrzewa ten budynek, płaci za prąd, ponieważ nikt tego budynku nie wykupił. To nie jest do końca tak, że to przynosi wyłącznie zyski.
Kiedyś mieliśmy system gimnazjów, który powodował, że dzieci po szóstej klasy szkoły podstawowej już szły w szerszy kontekst społeczny, bo musiały zmienić środowisko. Teraz mamy system, w którym podstawówka kończy się w ósmej klasie. Wszyscy wiemy, czym to skutkuje. Dzieci są ciągle w tym samym środowisku. Jednak czasami korzystniejsze dla dzieci jest to, że to środowisko jest szersze. Ani badane naukowe, ani intuicja pedagogiczna nie podpowiadają mi jednoznacznej odpowiedzi czy likwidować, czy nie.
A jak to wygląda w przypadku pana doświadczenia?
Jak zaczynałem pracę w V LO w Krakowie, byłem wychowawcą 38-osobowej klasy. Dramat. Mnie najlepiej uczy się w klasach około 20-osobowych i w takich właśnie uczę teraz, pracując w Szkole Społecznego Towarzystwa Oświatowego w Krakowie. Kiedy dzieci nie ma w szkołach, bo są jakieś długie weekendy, a szkoła pracuje, to nauka w grupie trzy-, cztero-, pięciosobowej nie jest wcale dobra.
Szkoły, gdzie łączymy klasy, powinny iść do likwidacji?
Nie, jeżeli pracują tam nauczyciele i dyrektorzy, którzy wiedzą, kto to jest Maria Montessori, którzy potrafią wykorzystać potencjał grupy zróżnicowanej wiekowo.
Czyli istnieje możliwość efektywnej nauki?
Tak, istnieje, wszystko jest kwestią przygotowania nauczycieli. Nie wszyscy są do tego przygotowani. Jeżeli jakiś nauczyciel ma w pewnym momencie czwartą, piątą i szóstą klasę razem, nie będzie uczył efektywnie, jeżeli nie otrzyma konkretnej pomocy, szkoleń dotyczących tego, jak to robić, bo to jest zupełnie inna sytuacja pedagogiczna, niż jak się ma czwartą klasę, która liczy 15-20 osób. Każdy, kto uczy, o tym wie. To nie jest tak, że się nie da, jest to na pewno trudniejsze, natomiast musi nastąpić jakaś pedagogizacja i dyrektor musi być mądry, musi iść w stronę rozwoju kadry w pracy z zespołem zróżnicowanym.
Co pan myśli o szkołach prowadzonych przez na stowarzyszenia?
Jeżeli jest siła motywacji utrzymania danej placówki i jeżeli mimo decyzji o likwidacji jest grupa nauczycieli, a także rodziców, bo często stowarzyszenia są tworami, w których zarządzie znajdują się nauczyciele i rodzice, mówiąca: „my chcemy tutaj szkołę, zakładamy stowarzyszenie, będziemy robić wszystko, żeby pozyskać fundusze”, to wiąże się ze wzrostem postaw przedsiębiorczych w zakresie edukacji. Często te szkoły osiągają naprawdę duże sukcesy. Znam takie szkoły założone przez stowarzyszenia, które odbierają trochę chleba tym szkołom publicznym, samorządowym, bo rodzice widząc, że dzieje się coraz lepiej w tych szkołach, dowożą tam swoje dzieci. Sam uczę w szkole społecznej, która jest bardzo ciekawym tworem, bo zarząd stanowią rodzice. Jeżeli jest grupa ludzi zaangażowanych i się dogadają, to zawsze z tego płyną korzyści.
Kto powinien ostatecznie decydować o likwidacji szkół?
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze albo o politykę. Tutaj chodzi o politykę. Samorządy, które chciały likwidacji, były często w opozycji do kuratora, który był z partii rządzącej itd. Tutaj przede wszystkim jednak powinna być to decyzja kuratora oświaty, ale po zebraniu różnych opinii na przykład od rady rodziców. Samorząd jest jednak stroną, łoży pieniądze. Nie wróżę dobrej przyszłości szkole, która ma być zlikwidowana przez samorząd, a jednak na siłę zostaje, bo mogą nastąpić działania, które spowodują, że ta szkoła na przykład nie będzie dostawała dotacji na remonty, na rozwój. To wymaga naprawdę dialogu. Jeżeli chcemy podjąć jakieś decyzje, to po pierwsze to musi być bardzo transparentnie zrobione, po drugie muszą być dopuszczone do głosu różne osoby, których to dotyczy.
Mówi się o tym, że być może będziemy iść w kierunku modelu fińskiego (szkoły będą przekształcane w przedszkola i żłobki). To jest dobry kierunek?
Tak. Uważam, że jeżeli by to miało tak być, to faktycznie utrzymanie edukacyjnej, wychowawczej funkcji danej placówki jest jak najbardziej w porządku. Zostawienie klas od jeden do trzy i przedszkola tak, natomiast już od czwartej klasy organizowanie jakiejś fili szkoły, dowozu do jednej największej placówki, co by trochę przypominało takie wczesne gimnazjum, co też nie byłoby złe.