Zapis rozmowy Jacka Bańki z politologami: prof. Arkadym Rzegockim z UJ i dr. Łukaszem Stachem z UP.
Jacek Bańka: O miejsce Polski w Europie i o wczorajszą decyzję Komisji Europejskiej zapytamy. Jak panowie to oceniacie? To protekcjonalizm czy mechanizmy kontrolne, które da się wytłumaczyć?
Arkady Rzegocki: Miejsce w Europie to szeroki temat. Polska stara się odbudować i wzmocnić to miejsce. Wróciliśmy właściwie na mapę Europy po 1989 roku i ciągle nasza bolączką jest to, że większość elit i społeczeństw Europy niewiele wie o Polsce. Decyzja Komisji jest pokłosiem tego, że ignorancja to jest to, co spotykamy rozmawiając z obcokrajowcami o naszym kraju. Świetnie to ujął były ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce, który przez lata współpracował z Radosławem Sikorskim. Wiemy, że mu poprawiał przemówienia, w tym słynne przemówienie berlińskie, który pisze, że to jest wielka histeria. On się dziwi, że Komisja podpuszczona przez byłych członków rządu polskiego, zgodziła się na taką procedurę. Jego zdaniem Polska to normalny kraj.
J.B: Faktycznie to histeria? Można sobie wyobrazić taką sytuację z udziałem Niemiec lub Francji?
Lukasz Stach: Raczej nie. Obserwowaliśmy łamanie kryteriów unijnych przez największe państwa Europy. Wspomnę o kwestii zadłużenia publicznego. Jak Niemcy przekroczyli wskaźniki narzucone w ramach wspólnej waluty, nic się nie stało. Powinny być sankcje. W UE ustalił się mechanizm dryfujący ku temu, żeby najważniejsze państwa podejmowany decyzje. Instytucje unijne stają się pasem transmisyjnym decyzji podejmowanych przez wielkie mocarstwa. To niebezpieczne. Jak chodzi o miejsce Polski w Europie to zależy ono od naszej siły gospodarczej, technologicznej czy militarnej. Sama decyzja Komisji jest mieszanką protekcjonizmu i nieznajomości rzeczywistości nad Wisłą. Nie ma co popadać w histerię. To sprawdzanie. Wynik może być różny. Zachowałbym spokój.
J.B: Jeśli jest zgoda, że nie gramy w tej samej lidze co Niemcy czy Francja to jednak gramy w tej samej lidze co Węgry. W przypadku Węgier takich konsekwencji nie było. Chodzi o politykę i o to, że Fidesz i PO to jedna frakcja w Parlamencie Europejskim?
A.Rz: Z całą pewnością to decyzja polityczna. Fidesz, który jest w stronnictwie ludowym w PE ma ochronę. Trudniej jest kolegom z tej samej frakcji wszczynać taką proceder, chociaż Orban musiał wysłuchać słowa krytyczne, nie korespondujące z sytuacją, która była na Węgrzech przed Orbanem. To nie pokazywało tego, z czym Orban musiał się zmierzyć i dlaczego Węgrzy odrzucili masowo poprzednie rządy. Większy szacunek do Europy środkowowschodniej przydałby się nam wszystkim. Sytuacja w każdym państwie jest bardzo skomplikowana. Nie można opierać się na skrótowych doniesieniach.
J.B: Z drugiej strony jakbyśmy spojrzeli na jakość naszej dyplomacji to jak ją panowie oceniają?
Ł.S: Jakość naszej dyplomacji oceniam bardzo nisko.
A.Rz: To skomplikowane. PO i Unia Wolności wypracowały wiele znaczących kontaktów w Europie zachodniej, podobnie jak Gazeta Wyborcza. To kontakty wpływowe, które mają przełożenie na globalny świat medialny. To zostało uruchomione po wyborach. Szkoda. Nawet nagrany Grzegorz Schetyna o tym mówi. To nie jest dobra tradycja, żeby w walkę polityczną wciągać państwa ościenne. To osłabia nasz wizerunek. Wracam do tego, że siła państwa to te elementy, o których pan wspomniał, ale nie tylko. Mamy ciekawe przykłady państw, które mają słabą gospodarkę i słabe siły zbrojne, ale to ważne państwa, jak Grecja. Żaden Europejczyk nie zapomni, że Platon był Hellenem. To, że nam się nie udało wgrać Europie kilku ważnych elementów związanych z naszym dorobkiem, to wielka porażka. Radziłbym naszej dyplomacji, żeby obraz w mediach europejskich był zbilansowany, żeby osoby z innymi poglądami niż Lucas z The Economist, żeby były te poglądy prezentowane w mediach europejskich.
J.B: Z tego co panowie mówią można wywnioskować, że nic się nie dzieje, tylko zła Bruksela na nas krzywo patrzy. Co jakiś czas powraca wzięte sformułowanie „chory człowiek Europy”. Kilka lat temu tak o Niemczech mawiano. O Polsce tak ktoś zacznie zaraz mówić?
Ł.S: Etykieta chorego człowieka Europy jest przechodnia. Była nią Irlandia, obecnie Grecja. Polska? Trudno powiedzieć. O naszym miejscu w Europie będzie decydowała nasza siła. To nie jest kwestia sympatii czy antypatii Brukseli. To kwestia realnych interesów związanych wzmocnionych przez medialną histerię. Pamiętajmy, że w Warszawie decyzją demokratyczną do władzy doszła siła uważana za bardziej asertywną w stosunku do Berlina i Brukseli. Wywołało to reakcję środowisk niechętnych zmianie stanu rzeczy. Od roku 2007 polityka niemiecka na wschodzie jest łatwiejsza. Nie trzeba przekupywać Warszawy, nie trzeba zabiegać o jej przychylność. To się zmienia. PiS zapowiada uderzenie w sektor bankowy i hipermarketów. To godzi w poważne interesy zagraniczne. Wedle ocen niezależnych instytutów, z Polski rocznie jest wyprowadzonych jest kilkanaście miliardów złotych. To reale pieniądze, które mogą zostać w Polsce.
J.B: Co nas czeka? Mamy wtorkową debatę w Parlamencie Europejskim. Jak powinna zaprezentować się premier Szydło? Czego panowie oczekują od polskich europosłów?
A.Rz: Ja od Polski oczekuję ofensywy informacyjnej i medialnej. Nawet ta debata może być dobrym momentem, żeby zainteresować Europejczyków Polską. Możemy opowiedzieć o mechanizmach i reformach. Musimy pamiętać o historii. My tego nie wykorzystujemy. Ja bym proponował, żebyśmy zaistnieli w świadomości elit i społeczeństw zachodnich.
J.B: Ktoś zażartował, że obecny rząd potrzebuje solidnej ekipy PR-owskiej, która by się tym wizerunkiem zajęła. Niby żart, ale może coś w tym jest?
Ł.S: Proszę zobaczyć, że polski PR w Europie ulega obniżeniu w latach, w których władze sprawują ekipy bardziej asertywne w stosunku do Europy. Było to w latach 2005-2007. Potem staliśmy się wzorowym uczniem Europy. Teraz znowu są nad Polską ciemne chmury. Jest niekonsekwencja. Należy poprawić PR Polski w Brukseli i budować silne lobby. Unikałbym wojowniczej retoryki. Rząd mówi, że w Polsce nic się nie dzieje. Jak będzie kontrola unijna to można to pokazać. Media kreują i przemilczają pewne rzeczy. Postąpiłbym wedle zasady - psy szczekają, karawana jedzie dalej. Należy reformować kraj zgodnie z prawem i budować naszą pozycję w Europe. We Włoszech kwestie medialne czy TK były równie skomplikowane a nikt nie twierdził, że tam kończy się demokracja.