O opodatkowaniu big techów słyszymy od lat. Dlaczego to taki trudny temat?
- W Polsce z powodów politycznych. Są w Europie kraje, które ten problem już dawno załatwiły. Duże korporacje należą do Amerykanów, którzy starają się takich rzeczy pilnować. Zresztą widzimy to w wielu różnych obszarach - przyszły ambasador Stanów Zjednoczonych, Thomas Rose, już grozi nam palcem (jeżeli wprowadzimy podatek cyfrowy). Mamy też przykład tego, co dzieje pomiędzy Kanadą a Stanami Zjednoczonymi i innymi krajami. Dziś sytuacja jest dosyć napięta i to jest prawdopodobnie główny powód, dla którego nie wprowadzamy podatku cyfrowego.
Mówimy o Amazonie, Google, Mecie.
- To firmy, które mogłyby znacznie więcej podatków odprowadzać do polskiego budżetu. Podatek cyfrowy mamy we Francji, we Włoszech, Austrii. Popatrzmy na skalę - we Włoszech to wpływy na poziomie 500 milionów euro rocznie; tam ten podatek wynosi trzy procent (taki wstępnie rozważany jest u nas).
Czyli możemy powiedzieć, że nie wprowadzając tego rozwiązania, pół miliarda dolarów nie są przekazywane na na ważne cele, tych pieniędzy po prostu nie ma. Plany, które były wstępnie sygnalizowane przez Ministerstwo Cyfryzacji, zakładały, że pieniądze miałyby pójść na wzmocnienie naszego sektora usług cyfrowych, twórców tworzących treści. Te pieniądze są potrzebne.
To oczywiście są firmy, które płacą podatek CIT, pamiętajmy.
- Giganci wybierają jednak te państwa Unii Europejskiej, które oferują podatek CIT na niskim poziomie. W przypadku big techów to najczęściej Irlandia albo Luksemburg. Te pieniądze mogłyby trafić do nas, ale nie trafiają, dlatego że globalne korporacje wolą optymalizować podatek i płacić go w niższym zakresie. W 2021 roku była zgoda na poziomie grupy G7 i wprowadzono minimalną stawkę 15-procentową dla największych międzynarodowych korporacji, które płacą powyżej 750 milionów euro. Była więc wola uporządkowania tego obszaru. Ale to nie jest podatek cyfrowy. A tu chodzi o to, żeby unikać sytuacji, w której firma faktycznie prowadzi działalność w Polsce, ale nie płaci u nas podatków, tylko w tym kraju oferującym niższą stawkę. I to jest szkodliwe dla naszej gospodarki, nie powinniśmy się godzić na takie rozwiązania.
Kompromis pomiędzy interesem publicznym a wiarygodnością informacji
Ale z drugiej strony słyszymy, że wchodzą duże korporacje, tworzą miejsca pracy, wnoszą know-how, powinniśmy się z tego cieszyć, a nie upierać się przy podatku cyfrowym.
- Korporacje nie wyszły z tych państw, które wprowadziły podatek cyfrowy. To jest bardzo intratny rynek, przychody korporacji są liczone w setkach milionów euro. Nie będzie więc tak, że firmy zrezygnują nagle, ponieważ będą musiały zapłacić trzyprocentowy podatek. Nie powinniśmy godzić się na to, że pewne podmioty są traktowane inaczej i nie partycypują w naszym budżecie. Oczywiście trzeba rozdzielić dwie sprawy- biznes i wrażliwość polityczną. Mamy więc zasadność wprowadzenia podatku, ale też pytanie, czy należy to zrobić akurat w tym momencie.
Trzy procent w Polsce – to rozważamy. Podobny poziom jest w innych krajach europejskich?
- Liderem jest Austria, bo tam ten podatek wynosi aż pięć procent. Wielka Brytania nałożyła podatek w wysokości dwóch procent. I te podatki funkcjonują, rynek jest porządkowany; korporacje muszą się dostosować do tych rozwiązań.
Big techy zarządzają emocjami społecznymi. Czy przy okazji podatku cyfrowego można byłoby zapanować i nad tym?
- To jest bardzo trudna sprawa, która będzie budziła coraz więcej kontrowersji. Popatrzmy na Rumunię, gdzie unieważniono wybory prezydenckie, bo pojawiły się oskarżenia, że firmy technologiczne manipulowały opinią publiczną. Ostatnio duże korporacje amerykańskie w sektorze big tech rozluźniły system kontroli treści. I rzeczywiście pozwalamy na manipulowanie opinią publiczną. A pamiętajmy też, że jest Rosja, która prowadzi takie właśnie działania w wielu krajach i próbuje w różnym stopniu manipulować opinią publiczną poprzez media społecznościowe.
Pewnie zaraz będą zarzuty, że próbujemy ograniczać wolność słowa, więc trzeba wypracować zdrowy kompromis pomiędzy interesem publicznym a wiarygodnością informacji. Bo opinie można mieć różne, jednak problem pojawia się wtedy, kiedy ktoś podaje fałszywe informacje. Sprzyja temu pojawienie się AI - możemy przecież wygenerować materiał, w którym usłyszy pan, że opowiadam jakieś zupełne bzdury. Ten problem widać, jest realny.
Szansa, ale i zagrożenie dla stabilności państwa
Algorytmy też mogą zaprotestować przeciwko podatkowi cyfrowemu…
- Ale nie tylko algorytmy. Korporacje mogą też prowadzić kampanie i przedstawiać temat w zupełnie innym świetle, na przykład, że jakaś regulacja uderzy w konsumenta. To są silni gracze, którzy operują gigantycznymi pieniędzmi. Owszem, te narzędzia to szansa rozwojowa, ale też bardzo duże zagrożenie dla stabilności państw i funkcjonowania demokracji. Potrzebne są więc działania, zwłaszcza w kontekście rozwoju sztucznej inteligencji i możliwości personalizowania informacji, docierania z przekazem, tworzenia zamkniętych grup.
Otrzymujemy informacje za pośrednictwem mediów społecznościowych, które są wyprofilowane tak, żeby wzmacniać nasze poglądy, a to oznacza, że zamykamy się na rację innych osób. Dostajemy bardzo mocne, często też emocjonalnie negatywne informacje, a nasz mózg funkcjonuje w ten sposób, że - żeby przetrwać - musi przede wszystkim zwracać uwagę na zagrożenia.
Proszę zwrócić uwagę jak często w tych mediach obserwujemy informacje dotyczące potencjalnych zagrożeń. Klikamy, a każde klikniecie, to są pieniądze, idą za tym przecież reklamy. To cyniczna gra na naszych emocjach i o tym powinniśmy rozmawiać, ograniczać to. Mamy coraz więcej problemów społecznych związanych właśnie z nadmiernym korzystaniem z mediów społecznościowych, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży.
Podsumowując: nie tylko opowiada się pan za wprowadzeniem podatku cyfrowego, ale też za uregulowaniem kwestii związanych z zarządzaniem przez algorytmy emocjami społecznymi.
- Tak. Bo jeżeli tego nie zrobimy, będziemy coraz bardziej podatni na manipulację. Mamy obok Rosję, która nie jest państwem demokratycznym. My jesteśmy wrażliwi i mamy rozwiązania demokratyczne, ale jeżeli będziemy atakowani, to nie obronimy się przed wpływem obcych sił na wyniki wyborów. A ten wpływ już jest duży.
Jeżeli nie będziemy wzmacniać Unii Europejskiej i dalej kłócić się o to, który kraj powinien jaką funkcję pełnić w ramach wspólnoty, na pewno Rosja to wykorzysta. Rosja, która nie kryje, że najchętniej poszerzyłaby swoje granice. To jest moment, w którym Unia powinna myśleć nie tylko o polityce obronnej, wzmocnieniu swojego potencjału, ale również ochronie przed ingerencją z zewnątrz. O przyszłości Unii Europejskiej trzeba myśleć teraz, i nie patrzeć w interesie poszczególnych państw. Problemy pojawią się wtedy, gdy zawężamy pole widzenia.