Ojciec, artysta i inspiracje
Stereotyp artysty oderwanego od rzeczywistości, zamkniętego w swojej pracowni, poświęcającego wszystko dla sztuki, wciąż jest silny, ale rzeczywistość wygląda różnie. Można być artystą, ojcem i mężem, nie różniąc się wcale od pracownika korporacji.
Staram się podchodzić do mojej pracy jak pracownik korporacji. Chcę pracować od ósmej do szesnastej, ale to się nie udaje. Zawsze te rzeczy, które chodzą mi po głowie, są gdzieś ze mną. Wracam do nich, kiedy tylko mam chwilę. Działam bardziej jak rzemieślnik. Wypełniam zadania, wykonuję usługi. Wiem, że jeśli pozwolę sobie na zbyt wiele artystycznej swobody, mogę się zatracić, a nie mogę - bo mam rodzinę – mówi Jacek Rudzki.
Doświadczenia z dzieciństwa niekoniecznie muszą wpływać na to, jak sami wchodzimy w rolę rodzica.
Mój ojciec był architektem. W latach 80. wyjechał na kontrakt i wrócił po wielu latach. Był obecny, ale jednocześnie nieobecny. Wtedy w naszej klasie większość dzieci nie miała ojców, bo pracowali w Niemczech – mówi Bogumił Książek.
Czy wybierając drogę artysty, myśleli o tym, jak pogodzić to z życiem rodzinnym?
Dopiero po trzydziestce zaczęły się pojawiać takie myśli. O tym, że jestem artystą, poczułem w wieku 27 lat - po szoku anafilaktycznym, kiedy na chwilę straciłem wzrok. Wtedy po raz pierwszy zacząłem zastanawiać się nad tym, co robię i kim jestem – mówi Bogumił Książek.
Jacek Rudzki nie zastanawiał się nad przyszłością, po prostu rysował:
Gdy mój brat poszedł na malarstwo, to ja poszedłem na grafikę. To się działo naturalnie. Dopiero gdy pojawiło się dziecko, trzeba było nadać temu jakieś ramy.
(cała rozmowa do posłuchania)